Nowe gwiazdy krakowskiego zespołu przekonały się, jak trudno odnaleźć się w drużynie polskich Galacticos. Radosław Matusiak i Wojciech Łobodziński mieli być postrachem kieleckiej defensywy w szlagierowym starciu 19. kolejki Orange Ekstraklasy. Tymczasem rozczarował zarówno poziom piątkowego hitu, jak i gra dwójki poważnych kandydatów do wyjazdu na czerwcowe mistrzostwa Europy. A Leo Beenhakker wszystkiemu bacznie przyglądał się z trybun...
Obaj rozpoczęli mecz w Kielcach od pierwszych minut, jednak żaden z nich nie dotrwał do jego końca. Po obu było widać, że nie przepracowali z zespołem Białej Gwiazdy całego okresu przygotowawczego. Matusiak zamiast przypomnieć się selekcjonerowi reprezentacji, pokazał jedynie, ile brakuje mu jeszcze do optymalnej formy. Sam nie chciał jednak oceniać swojego występu. - Nie ja jestem od oceniania siebie, ale trenerzy - skwitował krótko. - Ciężko powiedzieć, kiedy znów zagram tak, jak za czasów Bełchatowa, bo tego nie da się przewidzieć, ale myślę, że z każdym meczem będzie coraz lepiej - dodał "Rado Matu" wypożyczony do Wisły na pół z roku z holenderskiego Heerenven.
26-letni napastnik nie krył również słabej postawy całej krakowskiej drużyny, jednak szukał jej usprawiedliwień. - Ten mecz nie był najlepszy w naszym wykonaniu. Na boisku więcej było ambicji, wynikającej z woli walki, niż dobrej piłki. Ale można to usprawiedliwiać presją i wielką chęcią nieprzegrania tego spotkania. Remis może nie jest sukcesem, ale też nas nie martwi - zapewnił wychowanek ŁKS-u, którego nie martwi także na razie forma lidera naszej ekstraklasy. - Po tak małej ilości meczów w nowym składzie trudno wymagać, by wszystko funkcjonowało tak, jak powinno. Myślę, że nasze transfery bardziej były przeprowadzane z myślą o przyszłości niż teraźniejszości, bo uważam, że nawet bez wzmocnień Wisła zdobyłaby mistrzostwo Polski - przyznał Matusiak.
Także Łobodziński nie wyróżnił się niczym szczególnym w konfrontacji z Koroną, będąc, podobnie jak jego klubowy kolega, skutecznie powstrzymywany przez zawodników rywali. Były gracz Zagłębia Lubin przebywał na placu gry do 79. minuty, natomiast Matusiak zakończył swój występ na 72. minucie meczu. - Zauważyłem u nich oznaki zmęczenia i dlatego ich zmieniłem - tłumaczył swoje decyzje trener Wisły, Maciej Skorża, który bronił także postawy swoich nowych podopiecznych. - Jestem z nich zadowolony. Obaj zagrali na miarę moich oczekiwań. Ich przygotowanie fizyczne nie jest jeszcze optymalne, bo są z nami dopiero od dwóch tygodni, więc trochę czasu upłynie nim poznamy dobrze ich organizmy i zanim obaj złapią rytm meczowy - przekonywał szkoleniowiec Wiślaków.