Świadkiem ostatniego sukcesu w Hannoveru 96 w rozgrywkach w Niemczech jest Polak Roman Wójcicki. Wraz z kadrą Polski był na trzech mundialach, w 1982 roku w Hiszpanii zdobył brązowy medal. To z nim Hannover osiągnął ostatni sukces w swojej historii. Zespół w 1992 roku wywalczył jedyny jak dotąd Puchar Niemiec. Na Stadionie Olimpijskim w Berlinie zmierzył się z Borussią Moenchengladbach. Po bezbramkowym remisie doszło do serii rzutów karnych. Jednym z piłkarzy, którzy trafili z linii jedenastu metrów był właśnie Wójcicki.
[ad=rectangle]
Od tamtego pamiętnego wydarzenia przez klub przewinęli się Dariusz Żuraw i Jacek Krzynówek, ale najwięcej o realiach Hannoveru 96 może opowiedzieć Edward Kowalczuk. Żaden polski trener nie może pochwalić się się takim stażem w zagranicznym klubie, jak on. Nasz trener od przygotowania fizycznego pracuje w H96 od ponad dwudziestu lat. Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne jest w Niemczech prekursorem. W czasie, kiedy zaczynał on pracę w Bundeslidze właśnie w tej roli, żaden inny klub takiego specjalisty nie posiadał.
Kowalczuk miał pod sobą każdego piłkarza z Polski, który pojawił się w klubie. Był świadkiem ich wzlotów i upadków. I przynajmniej raz został wystawiony na próbę przez rodaka. Wszystko działo się w czasie, kiedy Hannover 96 na początku 2013 roku chciał kupić piłkarza Polonii Warszawa, Pawła Wszołka. Klub i zawodnik ustalili warunki kontraktu, Kowalczuk z racji polskich korzeni pozostawał łącznikiem przy tym transferem.
Wszołek okazał się jednak człowiekiem niepoważnym. Ustalił wszystkie szczegóły transferu z Niemcami, po czym umówionego dnia nie wsiadł do samolotu. To nie był niestety koniec wstydu, jakiego najadł się Kowalczuk. Pomimo pierwszej wpadki Hannover 96 nie zrezygnował z pozyskania Wszołka, wysłał naszego trenera do Warszawy. Niemcy jeszcze raz ustalił warunki transferu. Kowalczuk na łamach prasy wypowiadał się nawet, że wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Jak się miało okazać, sprawy znowu się skomplikowały. Tym razem Wszołek przestał odbierać telefony, znowu nie wsiadł do samolotu. Według niektórych teorii bał się badań medycznych, jakie miał przejść w Niemczech. A to akurat szczególnie w przypadku polskich zawodników dość kluczowa sprawa. Hannover nauczony przypadkiem Artura Sobiecha (osiem kontuzji podczas 4 lat gry w klubie), wolał wtedy dmuchać na zimne. Najwidoczniej Wszołek również...
Kowalczuk dużo pomógł Arturowi Sobiechowi. Polski napastnik trafił do Hannoveru 96 w połowie 2011 roku. Niedługo po transferze Sobiecha Kowalczuk stwierdził, że aby nadgonił on zaległości fizyczne potrzebuje na to roku. Już po kilku miesiącach mówił, że nasz napastnik coraz lepiej wygląda pod względem motorycznym. Niestety, może i Sobiech nadgonił zaległości fizyczne, ale rozłożyły go kontuzje. Od czasu, kiedy trafił do Niemiec przeszedł już osiem kontuzji, w tym pięć razy miał problemy z kolanem. Pomimo perypetii zdrowotnych zdążył rozegrać w 1. Bundeslidze ponad 70 meczów i zdobył w niej 11 bramek. Od kilkunastu tygodni trenuje na pełnych obrotach, według niemieckich mediów ma spore szanse na grę w podstawowym składzie. Hannover 96 ma od zbliżającego się sezonu przestawić się na grę z dwójką napastników.
Najświeższy z polskich akcentów w Hannoverze 96 to... Brazylijczyk Marcelo. Obrońca broni barw niemieckiego klubu od sierpnia 2013 roku. Nie kto inny jak Marcelo był bohaterem jednego z najwyższych transferów w polskiej ekstraklasie. Piłkarz przez ponad dwa lata (2008-10) grał dla Wisły Kraków. Biała Gwiazda sprzedała go w lipcu 2010 roku do holenderskiego PSV Eindhoven za ponad 3,2 miliona euro. Trzy lata później Brazylijczyk za podobną kwotę trafił do Niemiec.
Bilety do nabycia na: ebilet.pl oraz w kasach Areny Lublin i siedzibie Kuriera Lubelskiego, ul. Krakowskie Przedmieście 10