Opolanie czekają na pieniądze od 23 grudnia. Wtedy mijał pierwszy termin wpłaty 15 procent kwoty należnej Odrze za sprzedane grunty. Data była kilkakrotnie przesuwana, a menedżer piłkarski Mirosław Płatos, przedstawiciel nabywcy, zapewniał, że do 10 stycznia pieniądze będą na koncie niebiesko-czerwonych. Od ich uzyskania w klubie z Oleskiej uzależnione jest wszystko. Do marca obowiązuje bowiem warunkowa licencja wydana na podstawie obietnic sprzedaży gruntów na Zakrzowie, a w kolejce wierzycieli stoją m.in. ZUS i Urząd Skarbowy. Dług klubu sięga miliona złotych.
Zawodnicy, którzy regularnie nie dostają pensji, od dawna zapowiadają, że wystąpią do PZPN-u o rozwiązanie swoich kontraktów, ale wciąż czekają i normalnie trenują, chociaż w sobotę mieli otrzymać zaległe wynagrodzenia. - Nie otrzymaliśmy tych pieniędzy - oświadczył Marcel Surowiak. Sytuacją zmartwiony jest też nowy trener Odry. - Dla wszystkich jest to bardzo trudny okres. Już kolejna data była podana. Żyjemy z tygodnia na tydzień. My jednak pracujemy normalnie, bo obojętnie co by się nie działo to jako zawodowcy zrobimy wszystko, żeby się jak najlepiej przygotować. Na treningach wszyscy są zmobilizowani i robią, co do nich należy - stwierdził Piotr Rzepka.
W poniedziałek, jak już napisaliśmy, klub ma otrzymać faksem potwierdzenie przyznania kredytu dla kontrahenta. - Wtedy będziemy wiedzieć co będzie i czy klub będzie w ogóle funkcjonował - stwierdza obrońca niebiesko-czerwonych. Co jeżeli i tego terminu nabywca nie dotrzyma? - Prezes powiedział wyraźnie - jeżeli w poniedziałek będą pieniądze to dostaniemy zaległości, a jeżeli nie będzie tej promesy to w klubie się rozpadnie. Być może trzeba będzie ogłosić upadłość. Czekamy na poniedziałek i faks z promesą, bo wtedy wyjaśni się czy klub będzie istniał czy go nie będzie - odpowiedział ze smutkiem Surowiak.