Tytoń straci miejsce w składzie? Najważniejsze tygodnie polskiego bramkarza

Newspix / Mutsu Kawamori
Newspix / Mutsu Kawamori

Polak ma za sobą fatalny debiut ligowy w barwach VfB Stuttgart, ale w klubie nikt nie ma do niego pretensji. - Mimo to za dwa-trzy miesiące między słupki wskoczy Langerak - mówi dziennikarz "Kickera".

Przemysław Tytoń ma za sobą fatalny debiut ligowy w barwach VfB Stuttgart, ale w klubie nikt nie ma do niego pretensji. - Mimo to za dwa-trzy miesiące między słupki wskoczy Langerak - mówi dziennikarz "Kickera".

Debiut w niemieckiej ekstraklasie z pewnością nie ułożył się po myśli polskiego bramkarza. Podczas spotkania przeciwko 1. FC Köln Tytoń przez długi czas miał za zadanie tylko utrzymywać koncentrację. Kiedy jednak trzeba było zainterweniować, Polak wyszedł z bramki zbyt późno, prokurując rzut karny.
[ad=rectangle]
Nie ma wątpliwości, że właśnie jego błąd zaważył o wyniku spotkania. Do momentu straconego gola piłkarze VfB Stuttgart wyglądali zdecydowanie lepiej. Świadomość wagi tamtego faulu ma także niemiecka prasa: "Kicker" i "Bild" wystawiły Tytoniowi po piątce, czyli drugim najgorszym z możliwych stopni. "Stuttgarter Zeitung" za porażkę obwiniał właśnie Polaka. Przypisano mu również gola Simona Zollera, przy którym nie zasłonił krótszego słupka.

- Oczywiście, jedna czy dwie sytuacje nie może przesądzać o wszystkim. Z pewnością jednak będzie się o niej pamiętało. W tej chwili żadnego zagrożenia dla waszego piłkarza nie ma - mówi Michael Pfiefer, dziennikarz "Kickera" zajmujący się VfB Stuttgart.

Rzeczywiście, trener VfB Alexander Zorniger nie ma pretensji do swojego zawodnika. - Podjął złą decyzję, ale w takich przypadkach bramkarz zawsze musi robić to szybko. Dlatego niczego mu nie zarzucam - uważa Zorniger.

Nieuchronna ławka?

Mimo to według Pfiefera szkoleniowiec Stuttgartu prędzej czy później i tak postawi na Mitchella Langeraka. Pozycja wyjściowa Australijczyka jest znacznie lepsza, ponieważ sprowadzono go z Borussii Dortmund, gdzie w końcówce sezonu wygrał rywalizację z Romanem Weidenfellerem.

Minie jednak sporo czasu nim Langerak wróci do gry. Kontuzja mięśniowa wyeliminowała go z walki o pierwszy skład na długi czas. Były zawodnik BVB rozpocznie treningi najwcześniej za trzy tygodnie. Co potem? - W dłuższej perspektywie to on ma być pierwszym bramkarzem. Teraz Tytoń musi stać między słupkami. Ile to jeszcze potrwa? Myślę, że od dwóch do trzech miesięcy. Potem Australijczyk zostanie numerem jeden, a przynajmniej takie są plany. Jeśli zaś chodzi o trzeciego bramkarza - Odisseasa Vlachodimosa - zupełnie bym się nie przejmował. Nie stanowi żadnej konkurencji - dodaje Pfiefer.

Inaczej do tematu rywalizacji w bramce Stuttgartu podchodzi były piłkarz tego klubu Radosław Gilewicz. Jego zdaniem o wszystkim zadecydują względy sportowe. - Poza tym, nie widzę między nimi znaczącej różnicy. Gdyby Australijczyk był taki dobry, Borussia nie oddawałaby go lekką ręką. To nie jest bramkarz, który imponuje czymś szczególnym. Też popełnia błędy. Przemek nie musi się go obawiać. Przypominam, że w okresie przygotowawczym obaj startowali z czystą kartą - zwraca uwagę Gilewicz.

Poklejona defensywa

Trzeba również pamiętać, że na obecną chwilę to nie obsada pozycji bramkarza jest największym problemem Stuttgartu. Wspominał o tym choćby dyrektor sportowy VfB Robin Dutt. - Jeśli szuka się winnego za mecz z Kolonią, to odpowiedzialność rzeczywiście może spaść na Tytonia. Ale należałoby zadać pytanie, co wcześniej robili pomocnicy i obrońcy - przypomina.

Gra defensywna to zdecydowanie największa bolączka pięciokrotnego mistrza Niemiec. Podczas pierwszej kolejki Bundesligi obrona VfB wystąpiła w mocno eksperymentalnym składzie. Na jej prawej stronie zobaczyliśmy Floriana Kleina, któremu najlepiej wychodzą zadania ofensywne. W środku zaś Zorniger zdecydował się na dwójkę Timo Baumgartl, Adam Hlousek. Pierwszy to jeden z najbardziej utalentowanych graczy niemieckich, ale wciąż bardzo niedoświadczony. Niespełna pół roku temu Bamugartl skończył 19 lat. - Hlouska natomiast przesunięto z lewej strony, gdzie zrobiło się miejsce, na które sprowadzono Emiliano Insuę. Hiszpan jest jedynym dobrze wyglądającym zawodnikiem VfB w tej formacji. Ale jego trzeba wkomponować, a to znowu potrwa. Od dwóch lat powtarzam, że defensywa to najsłabszy punkt Stuttgartu. Poprzedni bramkarz, Sven Ulreich też przez to przechodził. Dla Przemka taka sytuacja paradoksalnie może być plusem. Będzie miał mnóstwo sytuacji jeden na jeden z napastnikami - analizuje Gilewicz.

Jeśli więc Tytoń będzie w naprawdę dobrej formie, może na stałe zagościć między słupkami nowego pracodawcy. Trener Alexander Zorniger preferuje ofensywny styl, którego głównymi cechami są agresywność i dominacja. Tym samym VfB Stuttgart będzie zmuszony do niemal całkowitego odkrywania się przed rywalami. Polski bramkarz może więc być kluczową postacią zespołu.

Źródło artykułu: