We Frankfurcie już kiedyś graliśmy z Niemcami. 41 lat temu, w piłkę wodną

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Beckenbauer "oszukał" Deynę

Niemcom zależało na tym, aby mecz się mimo wszystko odbył. Wiedzieli, że do awansu do finału wystarczy im remis, na dodatek grząska murawa podcinała skrzydła biało-czerwonej husarii. Jednocześnie pasowała siłowo grającej ekipie RFN-u. Mieli jeszcze jeden ważny - i co najważniejsze oficjalny - argument. - Wmawiali nam, że na trybuny przyszło 65 tysięcy ludzi i nie można odwołać meczu - wspominał Grzegorz Lato. - Dodawali też, że nie ma terminów, spotkanie musi się odbyć.

Przypominamy, spotkanie zaplanowano na 3 lipca. Mecz o 3. miejsce odbył się dopiero 6 lipca, finał dzień później. Było więc dużo czasu, aby przełożyć starcie. - Mam trochę żalu do naszych działaczy, że nie naciskali zbyt mocno, aby to spotkanie przełożyć - przyznał Lato w rozmowie z Karoliną Apiecionek. - Wiedzieli przecież, że mieliśmy tyle samo punktów, jednak różnica bramek była na korzyść Niemców. Musieliśmy wygrać.

Półgodzinne opóźnienie, w końcu austriacki sędzia prosi oba zespoły na boisko. Spotkanie się odbędzie. Piłkarze po dwóch krokach mają przemoczone buty, Robert Gadocha, wychodząc na środek boiska, wpada w dziurę i noga po kolano grzęźnie w błocie. - To był basen, nie boisko - komentowali potem dziennikarze.

Grać trzeba. Losowanie, Deyna, jako kapitan Biało-Czerwonych może wybierać: piłka albo boisko. Przy normalnej pogodzie, słońcu, zapytałby Tomaszewskiego, z której strony nie będzie mu świecić w oczy. W takiej sytuacji nie miało to jednak sensu. Wybrał piłkę. To był błąd. Okazało się, że Niemcy przed meczem wypompowywali wodę tylko z jednej strony boiska. Deyna o tym nie wiedział, bo siedział wtedy w szatni. A nikt ze sztabu reprezentacji nie przekazał mu takiej informacji. - Ktoś mu powinien zwrócić na to uwagę - po latach przyznał Władysław Żmuda.

W efekcie kapitan RFN Franz Beckenbauer, wybrał bardziej grząską stronę boiska. Polacy musieli więc na nią atakować. A wiadomo, że jak piłki nie da się podać na dwa metry, bo staje w jeziorze, to nie ma mowy o żadnej ofensywnej taktyce. Niemcy schowali się za podwójną gardą. Czekali. Nie tracili sił.

Deszczówka w buteleczkach?

Gra piłkarzy przypominała bardziej poziom A-klasy, niż walkę o finał mistrzostw świata. Zawodnicy gubili piłkę, potykali się o własne nogi, nie byli w stanie przebiec kilku metrów w szybkim tempie. Kibice z minuty na minutę irytowali się coraz bardziej. Przecież zapłacili spore pieniądze za pokaz wielkiego futbolu, a nie za kabaret. Tak im podpowiadał rozum. Z drugiej strony serce mówiło, że dzięki pogodzie szanse na awans ich ulubieńców do finału rosną.

Kiedy Tomaszewski obronił rzut karny wykonywany przed Uli Hoenessa, wydawało się, że szczęście dopisuje Biało-Czerwonym. Nic z tego. Kwadrans przed końcem Gerd Mueller wykorzystał jedyny błąd polskiej defensywy i wpakował piłkę do siatki. To był koniec naszych marzeń o mistrzostwie świata. - Trzeba to powiedzieć jasno i wyraźnie: przy normalnych warunkach nie mielibyśmy prawdopodobnie żadnych szans z Polakami - przyznał wiele lat po "Wasserschlacht von Frankfurt" ("frankfurckiej bitwie wodnej" - tłum.) sam Beckenbauer.

- Nigdy wcześniej, nigdy później i być może już nigdy w przyszłości nie byliśmy tak blisko mistrzostwa świata jak wtedy, w 1974 roku - powiedział Lesław Ćmikiewicz.

Spotkanie przeszło do historii światowego futbolu. O meczu we Frankfurcie pisali dziennikarze z całego świata, jest on często wspominany przy okazji najważniejszych wydarzeń związanych z mistrzostwami świata. Stał się wręcz kultowy. Jak twierdzi Adam Gusowski z Centrum Dokumentacji Kultury i Historii Polaków w Niemczech, przez wiele lat można było kupić małe buteleczki z deszczówką zebraną z murawy Waldstadionu.

Oto materiał TVP Sport na temat tego spotkania.

Polska - Niemcy 0:1 (0:0)
Waldstadion, Frankfurt
Bramka: Mueller (76).
Widzów: 65.000.
Sędziował Erich Lainemayr (Austria).
Polska: Tomaszewski - Szymanowski, Gorgoń, Żmuda, Musiał - Kasperczak (80. Ćmikiewicz), Deyna, Maszczyk (80. Kmiecik) - Lato, Domarski, Gadocha.
Niemcy: Meier - Vogts, Schwarzenbeck, Beckanbauer, Breitner - Hoeness, Bonhof, Overath - Grabowski, Müller, Hölzenbein.

Czy polscy piłkarze zrewanżują się za porażkę sprzed 41 lat? Wygrają z Niemcami?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×