Wiem, że takie stwierdzenia są niemodne, bo awans o kilkadziesiąt miejsc w rankingu FIFA musi robić wrażenie. Słyszę oburzonych i nawet się nie dziwię, bo kiedy przez kilka długich lat jest naprawdę źle, to później nawet powrót do normalności wydaje się wybawieniem godnym klęknięcia.
Nawałka, poza wspomnianym zwycięstwem nad Niemcami, na razie jednak przywrócił polskiej kadrze właśnie co najwyżej normalność. Dwa zwycięstwa z rozbitą Gruzją, dwa remisy z grającymi siermiężny, wyspiarski futbol reprezentacjami Szkocji i Irlandii czy rozgromienie grupy amatorów z Gibraltaru nie mogą przecież szokować kibiców, którzy pamiętają, że były czasy, gdy należeliśmy do najlepszych na świecie. Problem w tym, że ci, którzy widzą w Nawałce cudotwórcę, nie pamiętają już nawet naszego klubu w Lidze Mistrzów. Przecież pokolenie postchampionsleague już rok temu weszło w dorosłość.
Tyle że dla mnie Nawałka też jest cudotwórcą, ale z innego powodu. Nie wierzyłem w tego trenera. Nie wierzyłem, że porwie tłumy, a jakoś w piątek polecę do Frankfurtu z głupią wiarą, że wcale nie musimy przegrać z mistrzami świata, którzy na każdą pozycję mają kilku piłkarzy do wyboru, wszystkich światowej klasy. To, że ja mam taki nastrój, to akurat mało istotne. Cudem jest, że banda chłopaków w polskich dresach myśli tak samo.
Tak, wiem. Mamy Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka, Arkadiusza Milika i Łukasza Fabiańskiego... Ale niesamowite jest to, że Łukasz Szukała i Maciej Rybus wierzą, że stworzą szczelną obronę - jeden z nich jest przecież skrzydłowym, drugi nie mógł znaleźć klubu, aż w końcu trafił do zespołu, którego nazwę musiałem sprawdzić w googlach. Fenomenalne, że Sławomir Peszko, którego nie chciano w Koeln mówi, jak to fajnie byłoby utrzeć Niemcom nosa, a Krzysztof Mączyński nie mówi nic, tak jak nie mówił nic, gdy twierdzono, że gra w kadrze tylko dlatego, że Nawałka szuka mu klubu. I ta obecność w kadrze Jakuba Błaszczykowskiego – tylko po to, by nie budzić „kapitańskich” demonów, bo przecież w obecnej sytuacji brak powołania dla nowego zawodnika Fiorentiny nie byłby żadnym zaskoczeniem. I po trzech dniach osaczenia w twierdzy pod Warszawą nawet Bartosz Kapustka uważa się za część tego zespołu.
Nawałka stworzył Drużynę. Taką, która reaguje na gola na 1:2 ze Szkocją na stadionie w Warszawie i się nie poddaje. Która wygrywa to, co ma wygrać. I którą wreszcie stać było na to, co nikomu w historii się nie udało – zwycięstwo z Niemcami. Chciałbym, żeby w piątek przeszła do legendy. Wystarczy, że nie przegra w jaskini lwa.
-brak możliwości edycji posta,
-przekierowanie po dodaniu go na stronę główną newsu, a nie w komentarze (znów pogoń za wyświetleniami!).
Na plus na pewno kolumna z najnowszymi newsami, a także z najbliższymi r Czytaj całość