Mohammed Jaddou: Piłkarski talent z Syrii, który trzy razy otarł się o śmierć

Jeden z największych talentów piłkarskich w Azji pewnego dnia postanowił uciec z Syrii, która pogrążona jest w wojnie domowej.

Próbując dotrzeć do Niemiec prawie utonął na łodzi przepełnionej uchodźcami, a potem - uciekając przed policją - spał na dworcu. Dzisiaj jest na celowniku kilku klubów Bundesligi, choć wciąż ma przed oczami śmierć, którą nie raz widział w swoim krótkim życiu.

Wojna domowa w Syrii rozpoczęła się cztery lata temu. Każdego dnia giną bezbronni ludzie i szacuje się, że w wyniku tego konfliktu zbrojnego śmierć poniosło już kilkaset tysięcy mieszkańców. W tym gronie mógł być Mohammed Jaddou, wielki talent syryjskiej piłki i jeden z najbardziej perspektywicznych piłkarzy w Azji.

17-latek widział śmierć na własne oczy. Mało tego, kilka razy cudem jej uniknął. Miał mnóstwo szczęścia, bo udało mu się zacząć życie na nowo w Niemczech. Okropne wspomnienia jednak zostały.

Dzieciństwo, czyli futbol, wojna i śmierć

Jaddou dorastał w Latakii, która jest jednym z najważniejszych miast portowych w Syrii. Do dzisiaj dla nastolatka jest to najpiękniejsze miasto na świecie. To właśnie tam zaczęła się jego miłość do futbolu. Miał zaledwie 8 lat, kiedy jego talent dostrzegli pracownicy klubu Hutten występującego w syryjskiej ekstraklasie. Szybko swojej pasji oddał się w całości.

- Przestałem poświęcać najwięcej uwagi szkole i zacząłem oddawać się tylko piłce nożnej. Kochałem ją bardziej niż swoich rodziców - przyznaje Mohammed.

Miłość młodego piłkarza została wystawiona na próbę w 2011 roku. To wtedy w Syrii wybuchła wojna domowa. Sytuacja na ulicach była bardzo niebezpieczna. Codziennie ginęły dziesiątki, jak nie setki ludzi. Mecze ligowe wprawdzie były toczone, ale FIFA widząc, co się dzieje, zabroniła rozgrywania spotkań międzynarodowych.

Decyzja była bardzo rozsądna, o czym Jaddou przekonywał się każdego dnia. Dwa razy autobus wiozący jego drużynę został zaatakowany przez rebeliantów. Strach przed śmiercią towarzyszył mu bezustannie.

- Zawsze gdy opuszczałem kompleks treningowy moje życie było zagrożone. Groziło mi oberwanie od snajpera lub spadającą bombą. Zresztą nasze boisko też kilka razy zostało zbombardowane, a więc mogliśmy umrzeć nawet podczas gry - wspomina.

Futbol był jednak dla utalentowanego piłkarza najważniejszy. Pomimo czyhającego zagrożenia regularnie chodził na treningi. Z takiego samego założenia wychodził Tarek Ghrair, przyjaciel Mohammeda, z którym zawsze dzielił pokój na zgrupowaniach młodzieżowej reprezentacji Syrii. Tarek miał zaledwie 15 lat, gdy pewnego dnia znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. W Homs doszło do ataku moździerzowego. Przyjaciel Jaddou był jedną z ofiar.

- Gdy się o tym dowiedziałem, płakałem dwa dni - przyznaje z żalem.

Dramat rozegrał się tuż przed mistrzostwami Azji do lat 16, które rozgrywane były w Tajlandii. Drużyna Syrii sprawiła wówczas wielką niespodziankę awansując do półfinału. Gwiazdą i jednocześnie kapitanem drużyny był właśnie Jaddou, ale z powodu zawieszenia za kartki nie mógł pomóc kolegom w walce o finał. Jego brak był bardzo widoczny, przez co Korea Południowa gładko wygrała 7:1.

16-letni Syryjczycy i tak zapewnili sobie przepustki na mistrzostwa świata U-17, które w tym roku odbędą się w Chile. Jaddou jednak nie będzie mógł reprezentować kraju. Mieszka w Niemczech, gdzie ma status uchodźcy.

Dla marzenia o Bundeslidze prawie stracił życie

Po powrocie z Tajlandii Mohammed z rodziną podjęli decyzję o wylocie do Niemiec. Jaddou od zawsze marzył o grze w Bundeslidze, ale plany się skomplikowały, gdy nie otrzymał zgody na wylot. Ojciec piłkarza się wściekł i w akcie desperacji wziął sprawy w swoje ręce.

Bilal Jaddou sprzedał dom za 13 tysięcy dolarów. Pieniądze przekazał przemytnikom, którzy mieli dostarczyć do Europy jego, Mohammeda oraz Zakarię, wujka piłkarza. Plan podróży był prosty - najpierw drogą lądową do Turcji, a następnie Morzem Śródziemnym do Włoch. Ryzyko było jednak wielkie. Tylko w pierwszych czterech miesiącach 2015 roku taka podróż pozbawiła życia prawie 2000 ludzi.

Mohammed z rodziną bez problemu dostali się do Turcji. Na miejscu czekała na nich 70-metrowa łódź. Przemytnicy wsadzili na nią 130 ludzi, co prawie skończyło się tragicznie. Sześć godzin po odpłynięciu przepełniona łódź zaczęła tonąć.

- Musieliśmy wszystko wyrzucić, aby utrzymać łódź na wodzie. Jedzenie, ubrania, inne rzeczy... To wszystko wylądowało w morzu. Wszyscy mężczyźni i chłopcy rękami wylewali wodę za burtę. Przez pięć dni i pięć nocy nikt nawet nie zmrużył oka. Gdybyśmy zasnęli, łódź by się utopiła - opowiada utalentowany piłkarz.

Gdy zbliżali się do terytorium Włoch, łódź zauważyło miejscowe wojsko. Uchodźcy zostali przyjęci. Cała podróż trwała dwa miesiące, a w jej trakcie pokonano ponad 5,5 tysiąca kilometrów.

- Na łodzi był trzeci raz, kiedy widziałem już własną śmierć. Nigdy nie będę w stanie zapomnieć tej dwumiesięcznej podróży. Na własne oczy widzieliśmy śmierć - mówi Jaddou.

To jednak nie był koniec problemów. Trzeba było jeszcze dostać się z Włoch do Niemiec, co w przypadku uchodźców jest prawie niemożliwe. Rodzina Jaddou jednak zdołała uciec policji. Mohammed, Bilal oraz Zakaria dotarli do Mediolanu. Tam przez kilka dni nocowali na dworcu kolejowym. W końcu jednak dotarli do człowieka, który pomógł im w dotarciu do Niemiec.

Niemiecki raj z rodzinnym dramatem w tle

Podróż do Monachium obyła się już bez większych przygód. Mohammeda z rodziną osiedlono w ośrodku dla uchodźców. Szybko jednak przeniesiono ich do niewielkiej miejscowości Oberstaufen przy granicy z Austrią i Szwajcarią.

Córka burmistrza szybko dowiedziała się, że Jaddou ma nieprzeciętny talent. Załatwiła mu testy w klubie Ravensburg, który występuje w piątej lidze niemieckiej. Trener, a także koledzy z zespołu nie potrzebowali dużo czasu, aby przekonać się do piłkarza z Syrii.

- Zaprosiliśmy go, kompletnie nie wiedząc, czego się po nim spodziewać. Szybko nas zaskoczył. Po 15 minutach podbiegł do mnie jeden z podopiecznych i powiedział: "musimy go mieć u siebie w przyszłym sezonie" - mówi trener Markus Wolfangel.

Mohammed Jaddou już jest uważnie obserwowany przez kilka klubów z Bundesligi. 17-latek ma jednak jeszcze dwa problemy do rozwiązania. Pierwszym jest pozostanie w Niemczech. Sprawa rozstrzygnie się dopiero za kilka miesięcy, ale jest ryzyko, że zostanie odesłany do Włoch. Drugim problemem jest pozostała część rodziny, a więc matka i siostra, które zostały w Syrii.

- Chcę najszybciej jak to możliwe wyciągnąć je z Syrii, która jest zniszczona i w której na porządku dziennym są porwania. W Niemczech jest bezpiecznie. Obawiam się, że lada dzień dostanę informację o ich śmierci.

Niebawem okaże się, czy Jaddou spełni swoje marzenie o grze w niemieckiej Bundeslidze. Jeżeli tak się stanie, to będzie miał szanse na spełnienie kolejnego.

- Marzę, aby pewnego dnia spotkać się i zagrać przeciwko Cristiano Ronaldo.

Robert Czykiel

Komentarze (0)