Kiedyś gwiazdy, a teraz... ? No właśnie... obecnie to zawodnicy, którzy usilnie szukają nowego klubu, w którym będą mogli wreszcie wrócić do gry. Czy jednak ktoś ich jeszcze chce?
Wielu młodych, dobrze zapowiadających się piłkarzy postanowiło spróbować swoich sił za granicami naszego kraju. Ale również i doświadczeni zawodnicy w ostatnim dogodnym dla siebie momencie kariery wyjeżdżali na zachód. Z graczy szukających szczęścia na obczyźnie można wymienić m.in. Sebastiana Milę, Mirosława Szymkowiaka, Tomasza Frankowskiego, Radosława Matusiaka czy Damiana Gorawskiego. Znane są to nazwiska, oj znane. Kiedyś gwiazdy naszej ligi. Oprócz nich, było jeszcze wielu innych, którzy swego czasu znacznie przecenili własne umiejętności lub nie potrafili odnaleźć się w innym stylu i formie życia. Oni teraz żałują wyjazdu za granicę.
Zacznijmy od Mili. Jeden z najbardziej zmarnowanych talentów w polskim futbolu. W 1999 roku razem z kadrą do lat 16 zdobył tytuł wicemistrza Europy. Dwa lata później razem z reprezentacją U-18 został mistrzem Europy. 14. lutego 2003 roku zadebiutował w kadrze seniorskiej. Rozegrał w niej 27 spotkań. Miał świetny okres gry w Groclinie Grodzisk Wielkopolski, któremu pomógł w pokonaniu w Pucharze UEFA Herthy Berlin i Manchesteru City. Upomniała się o niego Austria Wiedeń, do której został wypożyczony. Od tego momentu kariera Mili załamała się. Zawodnik w Austrii nie grał i zimą 2007 roku przeniósł się do Valarengi Oslo. Wydaje się, że ratunkiem dla piłkarza będzie powrót do Polski. To jednak nie jest takie łatwe. Mila był typem piłkarza, który gdy tylko uznał, że jest zbyt dobry na polską ligę natychmiast z niej czmychnął. Do czego doprowadziła jego lekkomyślność? Doskonale wiemy. Ten piłkarz może już zostać spisany na straty. Mila nawet jeżeli wróci do Polski i znów zacznie kopać piłkę na naszych murawach, to do dawnej dyspozycji nie wróci. Takie cuda się nie zdarzają. A szkoda, bo chłopak talent miał naprawdę nieprzeciętny. Z resztą nie tylko on...
Teraz drugi do kolekcji. Kiedyś za granicą mu nie wyszło, wrócił do Polski. Stał się gwiazdą naprawdę wielkiego jak na nasze realia formatu. Postanowił znowu spróbować szczęścia na obczyźnie. Z początku szło dobrze, nawet bardzo dobrze, jednak piłkarz chciał eksperymentować. Jak się skończyło? Piłkarską emeryturą w Stanach Zjednoczonych. Kibice futbolu powinni już wiedzieć o kogo chodzi.
Tomasz Frankowski to obieżyświat. Grał kilka lat we Francji. Miał także epizod w Japonii. Potem w 1998 roku wrócił do Polski, do krakowskiej Wisły. Tu grał bardzo dobrze. Wydatnie przyczynił się do awansu reprezentacji na mundial w Niemczech. Dobre występy w eliminacjach zaowocowały transferem do Elche, gdzie szybko stał się gwiazdą. W 14. meczach zdobył 9 goli. W styczniu 2006 roku zawodnik postanowił zmienić otoczenie i wybrał ofertę Wolverhamptonu. I po tym transferze forma zawodnika zniknęła. Frankowski nie potrafił się odnaleźć. Wrócił od Hiszpanii do Teneryfy, ale tam także nie grał dobrze. W zimowym okienku transferowym postanowił spróbować swoich sił w Chicago Fire. Franek łowca bramek - będziemy pamiętać jego gole w meczach eliminacyjnych, bramki w Wiśle. Mógł osiągnąć dużo więcej. Teraz, o ile będzie grał jego występy będzie mogła obserwować polonia amerykańska. Na więcej tego napastnika już nie stać.
Kolejnym "orłem", który nie podbił Europy jest Radosław Matusiak. Zawodnik, którego wypromował GKS Bełchatów po roku tułania się po Starym Kontynencie wrócił do kraju. 29. stycznia 2007 roku napastnik podpisał 4-letni kontrakt z Palermo. Tam jednak nie znalazł uznania w oczach trenera i w letnim okienku transferowym odszedł do Heerenveen. Tu także nie potrafił przebić się do pierwszego składu i zimą 2008 roku wrócił do ojczyzny. Początkowo miał to być jego poprzedni klub - GKS Bełchatów, lecz Matusiak nie porozumiał się z działaczami i ostatecznie trafił do krakowskiej Wisły. Piłkarz twierdzi, że pobyt za granicą wiele go nauczył. Czy tak jest aby na pewno? Przekonamy się wszyscy podczas rundy wiosennej Orange Ekstraklasy. Miejmy nadzieję, że może tutaj się odbuduje i wróci do Holandii pełen optymizmu i z formą. Ten piłkarz ma jeszcze szansę.
Również Europy, tyle że wschodniej nie zwojował Damian Gorawski. Piłkarz po dobrej grze w krakowskiej Wiśle wyjechał do Moskwy. Tam początkowo prezentował się dobrze, ale tylko na starcie. Później stracił zaufanie szkoleniowca i w zimie 2008 roku przeniósł się do Szynnika Jarosław. Z piłkarza, który rywalizował o miejsce w podstawowej jedenastce reprezentacji Polski stał się przeciętniakiem, o który w kraju nad Wisłą powoli się zapomina.
Miłe złego początki. Stare polskie przysłowie pasuje idealnie do niektórych naszych futbolistów. Podobną historię do Gorawskiego mają m.in. Andrzej Niedzielan czy Mirosław Szymkowiak.
Szymkowiak to piłkarz, który w Polsce imponował wszystkim. Był świetnym reżyserem gry. Najpierw w łódzkim Widzewie, a potem w Wiśle Kraków. Gra w krakowskim zespole zaowocowała powołaniami do kadry, w której łącznie wystąpił 33 razy, a także ofertą z Trabzonsporu. W Turcji Polak od razu stał się prawdziwą gwiazdą. Szymkowiak miał nawet ofertę transferu do Galatasaray Stambuł. Na drodze jednak stanęła kontuzja. Po powrocie piłkarz już tak nie błyszczał. Szybko stracił miejsce w składzie. Końcem 2006 roku ogłosił zakończenie kariery, a 10. sierpnia FIFA oficjalnie rozwiązała kontrakt gracza z tureckim klubem. Po Szymkowiaka zgłosiły się czołowe kluby Orange Ekstraklasy, lecz sam zawodnik nie zdecydował się na podpisanie kontraktu. Dlaczego? Na to pytanie odpowiedzi nie zna chyba nawet sam główny zainteresowany.
Ostatnim graczem, któremu poświęcimy uwagę jest Andrzej Niedzielan. Piłkarz w Polsce od początku wykazywał ogromny talent, który rozbłysł w Górniku Zabrze. Potwierdził go grając w Grodzisku Wielkopolskim. Tam wypatrzyli go Holendrzy z Nijmegen. W kraju tulipanów i wiatraków grał różnie. Raz lepiej raz gorzej. Przez ponad 3 lata gry w 80. spotkaniach zdobył 20 bramek. Wynik niezbyt imponujący, ale nie tragiczny. Ostatni sezon już nie wyglądał tak różowo. W letnim okienku transferowym w 2007 roku trafił do Wisły Kraków. Jednak przytrafiła mu się groźna kontuzja, którą ciągle leczy. Co stanie się, gdy ją wyleczy? Sami gorąco wierzymy, że Niedzielan będzie jeszcze świetnym piłkarzem. Może podczas meczów eliminacyjnych do Mistrzostw Świata w piłce nożnej stworzy niezapomniany duet z Matusiakiem? Może piłki będzie im wykładał Gorawski? Kto wie. Różne są koleje losu...
Polscy piłkarze mają dziwną mentalność. Gdy tylko pokażą się kilka razy z dobrej strony od razu palą się do wyjazdu za granicę. Prawdę mówiąc, ilu naszych zawodników zrobiło karierę za granicą? Dwóch? Trzech? Czterech? Policzyć ich można na palcach jednej ręki. Takich, którzy za granicę wyjechali i zmarnowali się jest bardzo wielu. Niektórzy z nich niczym syn marnotrawny z podkulonym ogonem wracają do Polski. Potem może znowu wyjazd za granicę i może znowu zatracenie. Oby tak nie stało się z Kamilem Kosowskim. Cóż, piłkarz ma swoje życie i sam o nim decyduje. Pęd po sławę i pieniądze nie zawsze wychodzi na dobre. Czasem może warto poczekać, zastanowić się, rozważyć inne opcje, żeby za kilka lat nie mieć wobec siebie pretensji, że zmarnowało się swoje własne życie.