Cud florencki Lecha

To, że Lech Poznań znowu wygrał z Legią to zasługa między innymi tego, co w czwartek stało się we Florencji. A tam stał się cud.

Wygraną ostatniej drużyny polskiej ligi z liderem Serie A należy rozpatrywać właśnie w takich kategoriach. I nie jest ważne, że włoska drużyna nie zagrała najsilniejszym składem, że być może mecz potraktowała ulgowo. Wynik poszedł w świat, a piłkarze z Poznania mieli pełne prawo uznać, że tacy najgorsi jeszcze nie są.

Maciej Skorża, kiedy pod jego wodzą poznaniacy przegrywali kolejne mecze diagnozował, że jego zawodnicy problem mają przede wszystkim w głowach. Każde kolejne nieudane zagranie pogłębiało psychiczny dół, każdy kolejny przegrany mecz pogłębiał depresyjny stan. Lech potrzebował przełamania, meczu w którym w końcu coś pójdzie po jego myśli, coś mu się uda. Z Fiorentiną udało się wygrać (2:1), choć za obstawianie takiego wyniki można było zostać posądzonym o szaleństwo. Nie wiadomo, co Jan Urban powiedział w czwartek swoim piłkarzom, ale najprostsze byłoby: Widzicie? Potraficie!

W niedzielę udało się za to szybko strzelić gola gospodarzom. A potem bronić. Czasami rozpaczliwie, ale skutecznie. Lech jest na takim etapie, że nie chodzi mu o piękne spektakle, za wrażenia artystyczne i styl noty przyznają w łyżwiarstwie figurowym i skokach narciarskich. Poznaniacy potrzebują punktów i kolejnych dowodów, że mogą w tym sezonie coś jeszcze zdziałać. Wygrana z Legią jest takim potwierdzeniem. Swoją drogą, jeśli już mowa o cudach, to takich w niedzielę dokonywał w bramce Jasmin Buricia.

W sumie to należy nieco uspokoić tych, którzy Lechowi źle życzą i być może widzieli go już nawet w 1. lidze. To zbyt dobra drużyna, ze zbyt dobrymi piłkarzami i trenerem, żeby tak marnie skończyć. Borussia Dortmund w poprzednim sezonie jesień miała tragiczną, była na samym dnie Bundesligi. Podnosić się z niego zaczęła dopiero w okolicach lutego. Skończyła w europejskich pucharach.

Legia - Lech 0:1.

Jacek Stańczyk

[b]Ondrej Duda: wygrał gorszy zespół

{"id":"","title":""}

[/b]

Źródło artykułu: