Japońska przygoda Krzysztofa Kamińskiego. Ukłony w cztery strony

 Redakcja
Redakcja

Pierwsze trzęsienie ziemi masz już za sobą?

- Kilka razy ziemia się zatrzęsła, ale to nie było nic poważnego. Miałem szczęście, bo gdy było mocniejsze trzęsienie ziemi w moim mieście, akurat mieliśmy mecz wyjazdowy i relacje ze zniszczonych budynków widziałem tylko w telewizji. Jestem jednak odpowiednio przygotowany na tę okoliczność, w klubie powiedziano mi, jak mam się zachować. Wiem, że trzeba się schować, a na ulicy chronić głowę przed spadającymi przedmiotami. Ale gdyby w klubie nikt mi o tym nie powiedział i tak wiedziałbym, co mam robić. Na każdym kroku spotyka się tabliczki z instrukcjami, w hotelach są porozkładane w różnych miejscach latarki. Taka codzienność.

Różnice kulturowe widać też na boisku?

- Gdy wybiegamy na rozgrzewkę przed meczem, mamy obowiązek ukłonienia się kibicom w japońskim stylu. Na samym początku meczu, podczas powitania drużyn, zespoły kłaniają się kibicom na trybunie głównej oraz przeciwnej. Sytuacja powtarza się też po ostatnim gwizdku. Ustawiamy się w rzędzie na środku boiska i wykonujemy dwa pokłony. Zresztą najbardziej zdziwiony byłem podczas przedsezonowych sparingów, bo oprócz tego wszystkiego, o czym powiedziałem, kłanialiśmy się także trybunom za bramkami, czyli w cztery strony świata, a na koniec stawaliśmy naprzeciwko ławki rezerwowych drużyny przeciwnej i także jej oddawaliśmy pokłon.

Zdarza się, że podczas meczu zawodnik wycina rywala równo z trawą, po czym podchodzi do niego i kłania się w ramach przeprosin?

- Takie sytuacje są dość często. Widzi się tutaj także ogromny szacunek dla ludzi starszych. I nie mówię o ludziach w podeszłym wieku. Wystarczy, że jesteś tylko kilka lat starszy od partnera z drużyny i już możesz to odczuć. Zresztą panuje zwyczaj dodawania do imion najbardziej doświadczonych zawodników "san". W zespole gra z nami dobrze znany w Polsce Daisuke Matsui, na którego mówimy tutaj nie Matsui, a Matsui-san, co można przetłumaczyć jako Pan Matsui. Najbardziej widać to zresztą, gdy patrzy się na zachowanie piłkarzy, którzy nie mają jeszcze profesjonalnych kontraktów. Oni nie mają wstępu do naszej szatni, przebierają się w swoich pomieszczeniach, a gdy zawodnik pierwszej drużyny coś im powie, jest to dla nich święte.

Kumplujesz się z Japończykami?

- Bałem się, że gdy wejdę do szatni, poczuję ich niechęć. Wiadomo - obcokrajowiec, to pewnie będzie musiał grać ich kosztem. Ale niczego takiego nie było. Gdy tylko pojawiłem się w drużynie, zalali mnie pytaniami o Polskę. Oczywiście, wszyscy znają Roberta Lewandowskiego czy Wojtka Szczęsnego, zdarzyło się nawet, że ktoś kojarzył jeszcze Adama Małysza, ale przede wszystkim Polska to dla nich Fryderyk Chopin. Do dzisiaj nie wiem też, czy mi uwierzyli, gdy powiedziałem, że w Polsce pada śnieg i temperatura potrafi czasem spaść do minus 20 stopni Celsjusza w zimie.

Nie ma podziału szatni na Japończyków i obcokrajowców? W Chinach miejscowi żyją swoim życiem, a zawodnicy spoza Chin swoim.

- Nie ma takich podziałów. Na początku kontakt był utrudniony, bo słabo było u nich z językiem angielskim, ale ostatnio zrobili duże postępy. We wcześniejszej fazie sezonu dość często zdarzało się, że wychodziliśmy całym zespołem do restauracji, integrowaliśmy się. Teraz zdarza się to rzadziej, bo sezon wkroczył w decydującą fazę. Walczymy o awans i jest duże ciśnienie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×