Tytoń znowu bohaterem. Błyśnie również w reprezentacji?

Przemysław Tytoń gra znakomicie w barwach VfB Stuttgart. Był najlepszym zawodnikiem swojego zespołu ostatnich tygodni. Teraz wypróbuje go Adam Nawałka.

Selekcjoner już podczas konferencji prasowej rozpoczynającej zgrupowanie przed meczami z Islandią i Szkocją zapowiedział sprawdzenie bramkarzy, którzy eliminacje Euro 2016 oglądali z ławki lub trybun. - Mamy przygotowaną strategię ich występów. Chciałbym sprawdzić tych, którzy nie bronili w eliminacjach do mistrzostw Europy. Jest ku temu okazja. Wszyscy prezentują wysoki, światowy poziom - wyjaśnił Nawałka.

Do grona zawodników, którzy nie dostali od niego szansy w meczach o stawkę należą Artur Boruc oraz właśnie Tytoń. Gracz Bournemouth zaliczył w całości sparingi ze Słowacją i Niemcami. Mógł także pokazać swoje umiejętności podczas trzech połówek - przeciwko Litwie, Szwajcarii oraz Grecji.

Za wcześnie na kadrę?

Wydaje się, że nadszedł idealny moment, by sprawdzić także Tytonia. Innego zdania jest natomiast Jacek Kazimierski. Według byłego bramkarza reprezentacji Polski oraz trenera bramkarzy w kadrze Franciszka Smudy, na ocenianie Tytonia jest zbyt wcześnie. - A dlaczego miałby nie bronić Artur Boruc albo Wojtek Szczęsny? Monitoruję sytuację Przemka w Niemczech. Cieszę się, że zaczął grać dobrze, ale - jak właśnie powiedziałem - on dopiero zaczął. Ma niewiele udanych meczów. W Hiszpanii też było fajnie, gdy się zaaklimatyzował. Potrzebuje więc czasu. Ale to dobry bramkarz. Wszechstronnie uzdolniony. Inaczej nie wzięliby go do Bundesligi - mówi Kazimierski.

Szansa dla Tytonia prawdopodobnie jednak nadejdzie. Ostatnie tygodnie bramkarza VfB Stuttgart są naprawdę udane. Za mecze z FC Ingolstadt 04 oraz SV Darmstadt 98 był przez dziennikarzy "Kickera" wybierany do jedenastki kolejki. Również w tym magazynie Polak może pochwalić się średnią not na poziomie 3,14 (im niższa ocen tym lepszy występ).

Ustabilizował formę

Tytoń ustabilizował formę na wysokim poziomie, a prasa zaczęła dostrzegać jego pracę. A ma jej naprawdę dużo. Obrona VfB po odejściu Antonio Ruedigera wygląda fatalnie. W czterech ostatnich meczach ligowych nasz rodak był najlepszym albo jednym z najlepszych graczy Stuttgartu. Za niedawny mecz z Bayernem Monachium, w którym puścił cztery gole, od niemieckich mediów dostał "dwójkę". To druga najwyższa nota.

To duży postęp. Początek sezonu był bowiem dla Polaka bardzo nieudany. Miał miejsce w składzie tylko ze względu na kontuzję Mitchella Langeraka i braku wartościowych konkurentów. Musiał jednak bronić, ale jego pozycja była mocno niepewna. - Rozmawiałem ze znajomym, który pracuje w VfB, i dowiedziałem się, że tylko trener i dyrektor sportowy w niego wierzyli. Przemek był bardzo mocno krytykowany. Dobrymi występami odpłacił się jednak świetnie za zaufanie - powiedział nam były napastnik między innymi VfB Stuttgart, Radosław Gilewicz.

Problemy z każdej strony

Dobra postawa i regularna gra Tytonia to duży postęp. We wrześniu 2012, jeszcze jako zawodnik PSV Eindhoven, nagle stracił miejsce w składzie. Trener Dick Advocaat postawił zdecydowanie na Boy'a Watermana. W kolejnym sezonie Phillip Cocu miedzy słupkami PSV widział zaś młodego Holendra Jeroena Zoeta. To samo dotyczyło trenera Ernsta Fabera. Wszyscy szkoleniowcy powtarzali Polakowi to samo - że jest im potrzebny. Nawet bardzo. Problem w tym, że wyłącznie jako rezerwowy.

Dopiero latem 2014 Tytoniowi udało się oswobodzić z holenderskiej "niewoli". Wypożyczenie do Elche CF pozwoliło mu odbudować formę. Rozegrał 35 spotkań i w aż 12 nie puścił ani jednego gola. Łącznie wyciągał piłkę z siatki 52-krotnie. To wcale nie tak mało, ale przy słabej postawie obrońców - wynik, którego wstydzić się nie trzeba. Przyzwoite występy sprawiły, że hiszpański zespół zajął 13. miejsce w Primera Division. I wtedy dotarła do niego kolejna smutna wiadomość: Elche zostało karnie zdegradowane do Segunda Division mimo dobrych rezultatów.

Na szczęście latem po polskiego bramkarza zgłosił się VfB Stuttgart. Niemcy zapłacili PSV milion euro. Tytoń zrobił tym samym kolejny krok w kierunku reprezentacji. Niestety, działacze klubu z Bundesligi wciąż wątpili w jego umiejętności.

Sprowadzono więc notowanego wyżej Mitchella Langeraka. I wtedy do naszego rodaka pierwszy raz od wielu miesięcy los uśmiechnął się szeroko. Australijczyk doznał kontuzji mięśniowej. Musiał również przejść operację kolana. Kilka dni temu wrócił do treningów i zimą znów ma powalczyć o miejsce w bramce VfB. Ostatnie występy Tytonia stawiają go jednak na lepszej pozycji.

Do świąt w jego sytuacja klubowa nie powinna się zmienić. Również w rundzie rewanżowej Polak będzie miał mocną kartę przetargową. Po pierwsze: kilka razy uratował już kolegów. Po drugie: rozumie się z nimi coraz lepiej. Nie ma powodów, by na siłę wprowadzać chaos.

[b]Mateusz Karoń

[/b]

Pierwszy trener Lewandowskiego: było widać, że ma talent

Komentarze (0)