Malmoe wita bohatera. Zlatan wrócił do domu

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Młody Zlatan Ibrahimović przetrwał niechęć snobistycznych szwedzkich rodziców, w wieku 17 lat dostał się do pierwszej drużyny. To też znamienne, że zrobił duży krok do kariery, gdy jego klub upadał. Gdy debiutował pod koniec sezonu 1999/2000, Malmoe FF właśnie spadało do drugiej ligi. Po 64 latach gry w tamtejszej ekstraklasie.

- Nie wiedziałem, co robić. Grać w drugiej lidze, czy zmienić otoczenie? Pojawił się jakiś artykuł, w którym pisano, że obserwuje mnie AIK, ale nie wiedziałem, ile było w tym prawdy, ani czy rzeczywiście ktoś był mną zainteresowany. Przecież nawet nie byłem piłkarzem podstawowego składu Malmoe. Dlatego ani ja, ani tata nie ekscytowaliśmy się tym. Miałem 18 lat i musiałem podpisać kontrakt z pierwszą drużyną, ale cały czas to odkładałem. Wszystko jawiło mi się niepewne, zwłaszcza gdy Ronald Andersson i Thomas Sjoeber (trenerzy - dop. red.) zostali zwolnieni. Przecież to właśnie oni we mnie wierzyli, kiedy inni na mnie narzekali. Czy będę grał więcej, jeśli zostanę? No i nie miałem bladego pojęcia, na ile rzeczywiście jestem dobry - wspominał w książce.

Ostatecznie został, zagrał w drugiej lidze, strzelił 12 goli, został najlepszym strzelcem drużyny i wprowadził Malmoe do ekstraklasy. Został idolem.

Leo stracił dla niego głowę

- Kiedy jedziesz oglądać mecz i konkretnego zawodnika, wiele osób potrafi stwierdzić, czy ktoś zagrał dobrze lub źle. Mnie to nie interesuje. W trzech-czterech spojrzeniach jesteś w stanie zobaczyć, czy zawodnik ma potencjał. Tak było z Ibrahimoviciem. Nigdy wcześniej nie widziałem jak grał. Zobaczyłem go w La Mandze, w Hiszpanii, gdzie był ze swoją skandynawską drużyną - opowiadał w rozmowie z WP SportoweFakty Leo Beenhakker.

W 2001 roku Holender pracował dla Ajaxu Amsterdam, szukał w Europie wysokiego napastnika.

- Beenhakker musiał stracić głowę, to był gol-spektakl - wspomina "Ibra" zagranie, którym - jak mu się wydawało, oczarował Leo. - Dostałem podanie na prawą nogę, będąc blisko pola karnego. Zamiast zatrzymać piłkę, pokonałem dwóch rywali lekkim podcięciem futbolówki i pognałem naprzód. Byłem od nich szybszy, znalazłem się w polu karnym w takiej pozycji, że zagranie piętą wydawało mi się czymś jak najbardziej naturalnym. Zrobiłem to. Uderzyłem piłkę piętą, dzięki czemu minąłem kolejnego przeciwnika i pognałem jeszcze bardziej do przodu, uderzyłem z powietrza lewą nogą (…) Piłka skończyła lot w siatce. To była jedna z najpiękniejszych akcji, jaką kiedykolwiek przeprowadziłem.

Ajax kupił go za rekordową w historii Malmoe kwotę 11 mln euro. Po finalizacji transferu grał jeszcze w Szwecji przez pół roku. Odchodził w mało przyjemnej atmosferze, bo nie dostał powołania na ostatni wyjazdowy mecz, nie zrobiono mu pożegnania z kibicami. Zamiast tego w zaciszu klubowego gabinetu dostał od władz klubu kryształową piłkę. Jak to on, zareagował emocjonalnie, nie przyjął jej.

- Tak wyglądało moje pożegnanie z klubem. Pewnie, nie wypełniało mnie to radością. Już wyjeżdżałem i, szczerze mówiąc, czym było Malmoe? Moje prawdziwe życie właśnie teraz się rozpoczynało - wspomina.

Ze Szwecji wyjechał, klub opuścił, ale jego dzielnica, jego miasto w nim pozostały. Jest zresztą w Malmoe taki jeden tunel, zwykłe przejście dla pieszych pod ulicą. Nad nim widnieje znamienny cytat z Ibrahimovicia. "Możesz zabrać człowieka z Rosengard, ale nigdy Rosengard z człowieka".

W środę Szwed wraca. Do swojego miasta, dzielnicy, na stadion na którym rozpoczął dorosłą karierę. Pożegnania z kibicami wtedy nie miał. Dzisiaj witają go jak króla. On sam dla tych, którzy nie wejdą na stadion wynajął główny plac w centrum miasta. I postawi tam telebim.  - Chcę, żeby wszyscy zobaczyli ten mecz - mówi.

Początek o godzinie 20:45.

Jacek Stańczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×