Po raz kolejny skończyło się tylko na zapowiedziach. Korona chciała przerwać domową niemoc, ale same chęci to było zdecydowanie za mało w starciu z KGHM Zagłębiem Lubin. - Przed meczem liczyliśmy, że spotkamy się w innej atmosferze, ale taka jest piłka. Szkoda, bo chcieliśmy bardzo zakończyć te akcje, które mieliśmy bramkami. Mieliśmy swoje sytuacje przed bramką Łukasza Janoszki. Ruszyliśmy ofensywnie, wiedzieliśmy, że jest to ryzyko. Sytuacja szczególnie Airama jest taką, która pojawia się w naszych meczach i jest trenowana. Szkoda, że Cabrera nie zdecydował się na strzał - mówił kilkanaście minut po spotkaniu Marcin Brosz.
Dla złocisto-krwistych była to piąta porażka przed własną publicznością w obecnych rozgrywkach. Tak fatalnej serii na Kolporter Arenie kielczanie dawno nie mieli. Nic więc dziwnego, że coraz głośniej mówi się o tym, że grając przy Ściegiennego tak naprawdę tylko dostarczają punkty rywalom.
- Kolejny raz podkreślamy, że statystyki to nie wszystko. Różnica w posiadaniu piłki była ogromna. Dochodzimy jednak do 20 metra i mamy problem z podaniem, które otwierałoby nam więcej możliwości. Podejmujemy dużo decyzji, które nie są dla nas korzystne w danym momencie. To nie jest pierwszy raz, to coś co się pojawia i o czym często rozmawiamy - stwierdził 42-latek.
To, co jest także bardzo zaskakujące, to fakt, że Korona od czterech meczów nie potrafi zdobyć bramki u siebie. Co na to trener? - Nie pozostaje nam nic innego jak tylko nad tym pracować. Nie dużo nam brakuje, natomiast nie potrafimy strzelić tej bramki. Musimy pracować nad tym elementem i na pewno z perspektywy czasu będzie on lepiej wyglądał.
Przeciwko Miedziowym, zgodnie z zapowiedziami, więcej okazji do gry otrzymali zmiennicy. - Jeżeli szukamy pozytywów, to dobre spotkanie rozegrał Marcin Cebula, jak również zawodnicy wprowadzeni z ławki. Ta czwórka zawodników bardzo się starała - ocenił Brosz.
Dużo poniżej oczekiwań wypadł natomiast Siergiej Pilipczuk. Ukrainiec wskoczył do składu po kontuzji i było widać u niego brak rytmu meczowego. Mimo to były opiekun Piasta Gliwice nie miał do niego pretensji. - Musimy korzystać ze wszystkich piłkarzy, którzy są w kadrze. Graliśmy jednym składem i te braki się odbijają. Nie ma innej drogi. Liczymy się z tym. Nie możemy korzystać tylko z 10-14 zawodników. Bierzemy odpowiedzialność za cały zespół a nie tylko kilka nazwisk.
Kielczanie nie mają za dużo czasu na odpoczynek. Już we wtorek zmierzą się na wyjeździe z Ruchem Chorzów. Biorąc pod uwagę tłok w tabeli pojedynek ten rozpoczyna serię, która zdecyduje o tym, czy zima w klubie będzie spokojna.
- To ciężki moment przegrywać na własnym boisku, ale życie piłkarskie toczy się dalej. Przed nami jest mecz w Chorzowie, do którego musimy się jak najlepiej przygotować - zakończył trener Korony.