Sandecja - Stomil, czyli piłka śnieżna. Czy należało grać w takich warunkach?

Kilka, a może nawet kilkanaście centymetrów śniegu zalegało na murawie stadionu w Nowym Sączu. Mimo to mecz 19. kolejki I ligi odbył się zgodnie z planem, co wzbudziło spore kontrowersje.

Zima w tej części Małopolski dała o sobie znać już kilka dni przed pierwszym gwizdkiem. Najpierw mroźne noce, a potem trochę śniegu. Było wiadomo, że w sobotę zespoły nie zagrają w komfortowych warunkach, a boisko będzie zmrożone. Od piątku trwały przygotowania murawy i jeszcze około 1,5 godziny przed rozpoczęciem meczu była ona zielona. Niestety, zaczęło intensywnie sypać...

Mecz miał rozpocząć się o 16:00, a już pół godziny wcześniej na stadionie było biało
Mecz miał rozpocząć się o 16:00, a już pół godziny wcześniej na stadionie było biało

Śnieg prószył mocno i nie zamierzał przestać. Sędziowie i delegaci PZPN kilka razy sprawdzali stan nawierzchni. Postanowili, że piłkarski bój się odbędzie, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie są to warunki do uprawiania futbolu.

Co można powiedzieć o spotkaniu Sandecji Nowy Sącz ze Stomilem Olsztyn poza tym że zakończył się wynikiem 0:2? Trzeba oddać szacunek piłkarzom, że zdołali go rozegrać. Momentami była to spora ekwilibrystyka. Zawodnicy ślizgali się i potykali, więc o finezyjnym futbolu nie było mowy. - Trudno było mówić tu o grze w piłkę. W zasadzie było to kopanie do przodu, w pole karne przeciwnika i szukanie błędów obrońców. Ten mecz nie powinien się odbyć. Warunki były anormalne - ocenił trener gości Mirosław Jabłoński.

Ten mecz na długo pozostanie w pamięci obu drużyn. Ujęcie z pierwszej połowy, fot. Paweł Bielak
Ten mecz na długo pozostanie w pamięci obu drużyn. Ujęcie z pierwszej połowy, fot. Paweł Bielak

Podobną opinię wyraził szkoleniowiec Sandecji Nowy Sącz. - Termalica z podobnego powodu nie rozegrała swojego meczu z Jagiellonią. W takich warunkach nie gra się sparingów, a co dopiero spotkanie ligowe. Ktoś, kto podjął decyzję, by dziś grać naraził się na śmieszność - powiedział Robert Kasperczyk.

Arbitrzy kilkukrotnie przerywali rywalizację, by linie mogły zostać odśnieżone. Momentami piłkarze Sandecji irytowali się, że osoby za to odpowiedzialne mogły narzucić szybsze tempo pracy. Nie da się ukryć, że gospodarze potyczki ze Stomilem byli mocno rozżaleni po końcowym gwizdku.

- W takich warunkach nie da się grać w piłkę - podkreślił Arkadiusz Aleksander. - Wyglądało to, jak zabawowy sparing. Na tym boisku można było kopać tylko do przodu i liczyć na szczęście - dodał.

Najlepszy strzelec biało-czarnych omal nie wypracował rzutu karnego dla swojej drużyny. Podczas jednej z akcji w II połowie był faulowany, ale sędzia uznał, że minimalnie przed linią. - Nie było jej widać. Wydawało mi się, że było to już w szesnastce, ale sędzia wyciągnął to przed linię. Nie wiem czemu służy gra w takich warunkach? - zastanawiał się Aleksander.

Kiedy wiele osób kwestionowało sens gry na mocno ośnieżonej murawie, znaleźli się też tacy, którzy cieszyli się z tego faktu. - W każdych warunkach trzeba grać w piłkę. Nie załamywaliśmy i chcieliśmy tego meczu - przyznał Janusz Bucholc, obrońca i zarazem kapitan Stomilu Olsztyn.

Oczywiście to nie piłkarze decydowali o tym, czy rozegrają to spotkanie, ale ciekawe jaki byłby ten komentarz, jeśli to Sandecja zgarnęłaby pełną pulę. Pytanie zostaje bez odpowiedzi, ale warto rozważyć inne. Czy piłka nożna ma być kopaniną, a zawodnicy zamiast jak najlepiej grać, powinni skupiać się na tym, by utrzymać się na nogach? Najlepszym podsumowaniem potyczki w Nowym Sączu, niech będzie zdjęcie zrobione krótko po jej zakończeniu.

Komentarze (0)