Marek Wawrzynowski: Piotra Celebana strzał w stopę środowiska piłkarskiego (felieton)

Piotr Celeban poparł decyzję o zesłaniu Flavio Paixao do rezerw Śląska. Sugeruje, że w klubie i tak nikt z Portugalczykiem nie chce grać. Teraz to jego powinien spotkać środowiskowy ostracyzm, bo Celeban podpisuje się pod odebraniem praw piłkarzom.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski

Nie wiem, czy wypowiedź Piotra Celebana to źle pojęta lojalność, czy zwykły brak inteligencji. Najnowsza historia Śląska Wrocław dowodzi, że każdy dzisiejszy bohater jutro może stać się ofiarą.

Jeśli to zbiorowa opinia zawodników, to widocznie choroba szybko się rozprzestrzeniła. Panowie piłkarze, działając przeciwko Flavio Paixao, działają przeciwko sobie.

Przypomnijmy - przepis jest jasny. Zawodnik ma prawo zmienić klub na 6 miesięcy przed wygaśnięciem umowy. Kluby mają z tym problem, ale nie mają w tej sprawie racji.

Znajomy działacz piłkarski obrazuje to tak: "Wyobraź sobie taką sytuację: pracujesz w firmie, jesteś dobry, przychodzi konkurencja z mocną ofertą i mówi: - Chcemy ciebie, masz tu tyle i tyle.
Odpowiadasz: - Ok., ale mam teraz jeszcze 6 miesięcy kontraktu, skończę go i zmieniam barwy.
Twój aktualny szef, jeśli cię ceni, powinien przebić ofertę. Jeśli nie, to trudno.

Trener Romuald Szukiełowicz mówi, że nie miał możliwości przedstawienia Flavio warunków, bo ten nawet nie miał zamiaru rozmawiać. Ale to też jego sprawa. Miał prawo zmienić zdanie. Choćby dlatego, że jego brat, Marco Paixao, został zawodnikiem Lechii Gdańsk.

Tymczasem Śląsk swojemu najlepszemu pracownikowi mówi: - Byłeś świetnym menedżerem, ale najbliższe 6 miesięcy spędzisz w stróżówce. A nasze straty finansowe to nie twoja sprawa.

Bo postępowanie jest nie tylko nieetyczne, ale też trzeba to jasno nazwać działaniem na szkodę klubu. Śląsk jest nad przepaścią, naprawdę stoczy ciężką walkę o utrzymanie. Siła ataku to w skali 1-10 może 2,5. Bez Flavio nawet nie.

Jeśli żołnierz, któremu brakuje amunicji, wyrzuca ostatni magazynek, to znaczy, że wystawia się na strzał. Jest albo samobójcą, albo szaleńcem.

Abstrahuję już od tego, że powoływanie się na tę argumentację przez trenera Romualda Szukiełowicza jest żałosne; przecież on także dopiero co porzucił poprzedniego pracodawcę, bo dostał lepszą ofertę. A Celeban? Także kiedyś odszedł i to przed walką Śląska o Ligę Mistrzów.

Koniec końców, klub zesłał Flavio Paixao do rezerw za to, że nie informując klubu (formalnie nie musiał), podpisał kontrakt z innym pracodawcą i od lata będzie graczem Lechii Gdańsk. Tymczasem, jak podkreśla Polski Związek Piłkarzy, zawodnik - według przepisów - może zostać odesłany do rezerw tylko w przypadku dramatycznego spadku formy sportowej.

Szukiełowicz mówił jasno, nie raz, że postępowanie Portugalczyka jest postrzegane jak "zdrada". A więc, choć rozumiem jego poczucie rozczarowania, mamy tu do czynienia z formą represji.

I tu powinna wkraczać do akcji odpowiednia komisja Ekstraklasy SA. Nie na sygnał piłkarza, ale z automatu. Tak jak prokurator ściga niektórych przestępców bez względu na to, czy "ofiara" tego chce czy nie. Tak, by nie można było szantażować ofiary możliwymi poważniejszymi represjami.

Piłka zna mnóstwo przykładów, kiedy klub korzystał z zawodnika, choć wiadomo było, że ten odejdzie do konkurencji. Thomas Linke z Schalke 04 w sezonie 1997/98, gdy wiadomo było, że przejdzie do Bayernu, zagrał w bezpośrednim meczu i strzelił swojemu przyszłemu pracodawcy gola, który dał awans do europejskich pucharów, a Bayernowi odebrał tytuł mistrzowski.

Cristiano Ronaldo grał w Manchesterze United całą rundę ze świadomością, że odejdzie do Realu Madryt.

Tu jeszcze archiwalna wypowiedź Grzegorza Rasiaka: "Również w Anglii nie ma mowy o takich pomysłach. W poprzednim sezonie byłem zawodnikiem Southampton i zostałem wypożyczony do Watford. I choć w klubie wszyscy zdawali sobie sprawę, że trudno będzie mnie wykupić z Southampton, to grałem do samego końca, a w ostatnich dwóch spotkaniach strzeliłem trzy gole. Grałem po 90 minut choć było przesądzone, że tam nie zostanę. To, co się dzieje w Polsce, jest niepoważne. Zawsze powinni grać najlepsi, niezależnie od tego, kiedy kończy im się umowa. Jeżeli ktoś ma kontrakt, powinien zostać on wypełniony".

Czy możemy sobie dziś wyobrazić, że w Bayernie Monachium Pep Guardiola jest odstawiony od pierwszej drużyny i ma prowadzić rezerwy, bo nie zdecydował się przedłużyć umowy i wybrał Manchester City? To nawet brzmi absurdalnie.

W wielu "polskich przypadkach" chodzi o wymuszenie od kolejnego pracodawcy wykupienia zawodnika. Przykład to Rafał Grzyb który przechodził z Polonii Bytom do Jagiellonii Białystok w 2009 roku. Klub z Bytomia zasłaniał się tym, że zawodnik negocjował z klubem z Podlasia przed otwarciem okna transferowego i go zawiesił, a za ewentualny transfer zażądał 1,5 miliona złotych. Jagiellonia to wyśmiała, skoro 5 miesięcy później miała mieć zawodnika za darmo. Taki szantaż: "płaćcie, albo będziecie mieli zawodnika z półroczną przerwą w grze". Często trenerzy tłumaczą: "Po co mam w niego inwestować, skoro i tak odchodzi? Zrobię miejsce nowemu, który musi się wgrywać".

Śląsk jest w podobnych sprawach recydywistą. Przed laty opisywałem historię kilku zawodników gnębionych przez wrocławski klub. Wówczas Orest Lenczyk ciekawie postawił sprawę: "A co, gdyby pięciu zawodników było w takiej sytuacji? Trener jest od tego, żeby wybrać jak najlepszy skład i wygrać".

Zwłaszcza istotna uwaga w obecnej sytuacji Śląska.

Tamta stara dotyczyła Janusza Gancarczyka. Skrzydłowy z półrocznym wyprzedzeniem podpisał umowę z Polonią Warszawa, w której Józef Wojciechowski zainstalował swoją fontannę banknotów. A więc piłkarz skorzystał, bo każdy ma kredyty, i oczywiście został wysłany do rezerw. Wcześniej Śląsk postępował tak z Radosławem Janukiewiczem (odmówił podpisania nowego kontraktu) i Krzysztofem Ostrowskim.

Wtedy w roli oprawcy wystąpił Ryszard Tarasiewicz, który oczywiście mówił o lojalności wobec klubu i o pewnych zasadach, ale gdy sam znalazł się w sytuacji konfliktu z klubem uznał, że przede wszystkim zgadzać się musi stan konta.

Takie przypadki jak Flavio pojawiają się rzadko, ale wciąż występują. I będą dalej występowały, skoro wspiera je swoimi kuriozalnymi wypowiedziami nawet Piotr Celeban. Jego zachowanie to strzał w stopę całego środowiska piłkarskiego. Dopóki jest u nas w kraju przyzwolenie na łamanie prawa przez kluby, dopóty zawodnicy są tylko towarem. Piłkarzu, nie szanujesz siebie, to dlaczego pracodawcy mają ciebie szanować?

[urlz=../../../inne/marek-wawrzynowski]Czytaj więcej tekstów Marka Wawrzynowskiego --->

 
[/urlz]
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×