W drugiej połowie wtorkowego spotkania, po jednym ze starć Chorwat nie wytrzymał nerwowo, ruszył w kierunku polskiego napastnika. Przystawił głowę do czoła naszego piłkarza, ewidentnie uderzył Polaka. Obaj panowie ewidentnie mieli sobie coś nieparlamentarnego do powiedzenia. Dodatkowo Mario Mandzukić lewą rękę przystawił, jakby chciał Roberta Lewandowskiego chwycić za szyję. Odstąpił od tego, nasz zawodnik "nie pękł" i nie dał się sprowokować.
- Nie wydaje mi się, żeby to było zagranie na czerwoną kartkę - skomentował to zajście napastnik Bayernu Monachium. - Może po prostu jakaś kartka, żeby ostudzić zapał. Na czerwoną to jednak nie było. No chyba, że w jakiejś innej sytuacji, albo gdyby policzyć kilka zdarzeń, to wtedy może tak - dodał.
Na pytanie dziennikarza, czy Chorwat go prowokował i zaczepiał, Lewandowski odparł: - To też jego styl w zależności od tego przeciwko komu gra. Akurat nie daliśmy się i wydaje mi się, że szczególnie w pierwszej połowie dobrze graliśmy i Juventus nawet nie mógł wejść na naszą połowę. W drugiej połowie trochę inaczej to wyglądało, miał kilka sytuacji. Liga Mistrzów to zawsze ciężki kawałek chleba i nigdy nie można być pewnym wygranej.
Mario Mandzukić to napastnik, który musiał odejść z Bayernu po tym, jak do tego klubu trafił nasz reprezentant. Obaj piłkarze zakończyli zresztą ten mecz z asystą.
Co do samego spotkania, to Polak skomentował: - Jak się prowadzi 2:0 to można czuć niedosyt, ale też nic się już nie zmieni. Trzeba brać to, co jest. Akurat dwie bramki na wyjeździe z Juventusem, mając mecz u siebie, to też jest dobry prognostyk przed rewanżem.
Juventus - Bayern 2:2.
Zobacz video: #dziejesiewsporcie: gol Lisandro Lopeza w końcówce