Kasper Hamalainen: Zamieszanie wokół transferu było większe niż się spodziewałem

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Mówiliśmy, że transfer do Legii to ostatnia szansa na dużą piłkę. Wszystko mogło się potoczyć inaczej, był pan kiedyś na testach w klubach z lepszego świata.

- Miałem 17 lat i zostałem zaproszony na testy do Lazio, Romy, Ajaksu. Ale najbliżej byłem Udinese, gdy trenerem był Luciano Spaletti.

Ale?

- Przytrafiła mi się poważna kontuzja. Podczas meczu jeden z rywali ostro mnie zaatakował i złamał mi nogę. Miałem operację i wszystko wyglądało dobrze, ale jednak kości nie zrosły się dobrze. Czyli miałem trochę dodatkowego czasu wolnego. W sumie 2 lata przerwy i potem musiałem zaczynać wszystko od nowa. Jak masz 17 lat to wyjęcie 2 lat z kariery jest naprawdę odczuwalne.

Gdyby nie to, zostałby pan zawodnikiem Udinese?

- Była to jedna z opcji, miałem kilka możliwości.

Wciąż goni pan stracony czas?

- Na pewno straciłem dużo, ale zdecydowałem się walczyć o powrót. Trochę to zajęło.

Ciężki okres w życiu?

- Na pewno walka była trudna, czasem czułem się jak "Rocky". A poważnie to była trudna robota, krok po kroku, odbudowywanie system nerwowego i tak dalej. Potem spędziłem 3 lata w Turku skąd poszedłem do Szwecji. Reszta jest znana.

Nasz znajomy dziennikarz z Finlandii mówi, że są dwa najbardziej "szokujące" transfery w fińskiej piłce to pana i Jariego Litmanena z Lahti do HJK.

- To był mój bohater, gdy bylem chłopcem. Potem spotkałem go w Amsterdamie. Byliśmy na testach z Jooną Toivio i potem spotkaliśmy się z Jarim, pogadaliśmy trochę. Było fajnie. Na pewno miał ogromny wpływ na moją karierę.

Więc postanowił pan go naśladować w sprawie "szokujących" transferów?

- Jariemu postawili nawet pomnik Lahti, był wielkim bohaterem lokalnym. Jacyś ludzie oblali potem pomnik jakąś substancją.

Jaką?

- Lepiej nie wiedzieć. Przynajmniej ja nie chcę.

Zmienił się pan jako zawodnik w Polsce?

- Myślę, że nabrałem doświadczenia. Jestem bardziej ekonomiczny i trochę spokojniejszy. Wcześniej grałem zresztą jako defensywny pomocnik

Słyszałem, ale wciąż trudno mi to sobie wyobrazić.

- Tak, domyślam się. Pozycja "numer 10", na której zacząłem grać w Lechu jest w sumie dla mnie dość nowa. Ale zacząłem być bardziej kreatywny, strzelam więcej goli, więcej podaję, częściej mam piłkę. Czyli gram jak lubię. Grałem też jako środkowy napastnik, więc mam kolejne dobre doświadczenie.

A w Legii ma pan jeszcze jedno - siedzenie na ławce.

- No tak. Ale rozumiem to. Nowy zawodnik wchodzi do drużyny i potrzebuje czasu, żeby wskoczyć do składu.

Legia dobrze zaczęła rundę, Piast traci punkty, czyli...

- Legia jest faworytem do wygrania tytułu. Mamy dobrą jakość i szeroką ławkę. A więc nawet, jeśli trafi się kontuzja, trener może wziąć zawodnika z ławki i drużyna nie traci. Naprawdę mamy dobrą ławkę.

Dla wielu trenerów puchary europejskie to przekleństwo. Jeśli awansujesz, jesteś bohaterem, ale żyjesz z wyrokiem.

- To był problem w Lechu. Ale teraz mamy szeroki skład, więc sytuacja jest inna. Myślę, że potrzeba jeszcze jednego, może dwóch meczów i wyjdziemy na prowadzenie.

Jaka jest różnica w grze Lecha i Legii?

- W Lechu Urbana drużyna była bardziej zwarta, czekała i reagowała. Legia chce dominować, grać do przodu, cały czas naciskać, nie dawać przeciwnikowi czasu.

A pan jakie ma osobiste cele?

- Osiągnąć cel, który da mi satysfakcję.

No tak, jak wszyscy. A co to oznacza?

- Gdyby to było łatwe do wyjaśnienia, to bym panu powiedział. Po prostu czuję, że mogę dać z siebie więcej. Nie jestem osobą, którą łatwo zadowolić. Kiedy oglądam mecze, robię analizy, zawsze widzę swoje błędy. Nie lubię tego oglądać, ale wiem, że to ważne. Musisz być świadomy, co można zrobić lepiej. Dzięki temu się rozwijam.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski

Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: prawie jak Messi i Suarez
Źródło: WP SportoweFakty
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×