Czytaj w "PN": Jaka jest siła klubowej piłki w Belgii i Holandii

Drużyna z Holandii poprzednio grała wiosną w Lidze Mistrzów w 2007 roku, a z Belgii w 2001. Kibice w krajach Beneluksu zdążyli więc już zapomnieć, jak to jest emocjonować się najważniejszymi klubowymi rozgrywkami o tej porze roku.

Dlatego też grupowe sukcesy KAA Gent i PSV Eindhoven przyjęto z olbrzymimi nadziejami na kontynuację także po przerwie zimowej. W jednym przypadku zostały boleśnie zweryfikowane pierwszym meczem, w drugim - rozbudzone czekają na rewanż.

Najpierw do boju stanęli Belgowie. Poprzednikiem Gentu w Champions League wiosną był Anderlecht, który w sezonie 2000-01 przebrnął pierwszą fazę grupową, a w drugiej rywalizował z Realem, Leeds i Lazio. Nie zdołał przebić się do ćwierćfinałów, ale zdobył sześć punktów, co godziło się uznać za przyzwoity dorobek. Z kolei PSV goni sam siebie: w sezonie 2006-07 zespół Phillipsa w 1/8 finału wyeliminował Arsenal, by w ćwierćfinale odpaść z Liverpoolem.

Pierwsze mecze Gentu i PSV przeciwko VfL oraz Atletico to dobra kanwa by zastanowić się, jak wygląda sytuacja futbolu klubowego w Belgii i Holandii. Starcia te okazały się bowiem znakomitymi soczewkami skupiającymi to, co w obu przypadkach najważniejsze.

Pułapka średniactwa

Wyjście z grupy zespołu trenera Heina Vanhaezebroucka było sporą niespodzianką. Gent został bowiem w 2015 roku mistrzem Belgii po raz pierwszy w historii, nie miał w kadrze żadnego zawodnika o znanym nazwisku kandydującego do reprezentacji Czerwonych Diabłów - dopiero jesienią kilku do niej trafiło na epizody. Hiszpańska "Marca" napisała, że Gent ma nikłe szanse na trzecie miejsce w grupie, a francuski "L’Equipe", że będzie zaledwie sparingpartnerem dla trójki zespołów walczących o awans. Tymczasem dwa ostatnie miejsca zajęły Valencia i Olympique Lyon, zaś Belgowie byli drudzy za Zenitem Sankt Petersburg.

Wprawdzie Valencia dołuje w Primera Division, a Lyon jest poza ścisłą czołówką Ligue 1, ale Belgowie nie dawali sobie wmówić, że ich sukces ma niewielką rangę, bo... w 1/8 finału los przydzielił im jako rywala VfL Wolfsburg, który wprawdzie wygrał swoją grupę, ale w Bundeslidze jest blisko środka tabeli, zaś przed pierwszą konfrontacją z Gentem miał jedno zwycięstwo w ośmiu meczach. Zatem: skoro udało się z Hiszpanami i Francuzami, czemu miało nie wyjść z Niemcami? - Moi napastnicy woleli Barcelonę, ale obrońcy właśnie Wolfsburg, a ja podzielałem ich preferencje - mówił Vanhaezebrouck.

(...)

Leszek Orłowski

Cały artykuł w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna". Od wtorku w kioskach!

Czytaj więcej w "PN"

Włoskie ikony nie pojadą na Euro 

Źródło artykułu: