- Jestem gotów zapłacić gorszymi wynikami w rundzie wiosennej, w zamian za lepsze przygotowanie fizyczne zawodników, które zaprocentuje w przyszłości - powiedział niespodziewanie Ryszard Tarasiewicz. Podczas przygotowań do sezonu nigdy 47-letni trener nie gonił swoich podopiecznych do treningu w niedzielę tłumacząc, że "Niedzielna praca w g... się obraca". Wczoraj popularny "Taraś" zrobił wyjątek i piłkarze czas na odpoczynek dostali dopiero po południu - rano mieli testy wytrzymałościowe.
- Na stażu w Arsenalu zobaczyłem na konkretnych przykładach, na czym polega największa różnica w wytrenowaniu piłkarza z ligi polskiej i z Premiership. Szybkościowo nie odstajemy od Anglików. Natomiast dzieli nas kilka klas, jeśli chodzi o czas regeneracji. Tamci po wysiłku dochodzą do siebie w 48 godzin i po takim okresie są w stanie grać mecz na pełnych obrotach. Nasi po takim samym wysiłku regenerowaliby się ze dwa razy dłużej. Nad tym trzeba pracować, ale wymaga to wiele czasu. Jeśli nie w zimie, kiedy przerwa w rozgrywkach jest najdłuższa, to kiedy? Dlatego w niedzielę musiałem chłopakom dać po dupci. Choć to Cypr i serce rwie się, żeby mieć tego dnia czas tylko na plażowanie i zakupy - twierdzi Tarasiewicz.
Piłkarze beniaminka ekstraklasy rzeczywiście mają czego żałować, bowiem ich ośrodek znajduje się w samym centrum atrakcyjnego kurortu. Prosto z jadalni mają wyjście na basen, a zaledwie kilka metrów dalej zaczyna się piękna piaszczysta plaża.