W pierwszym spotkaniu, które rozgrywane było w Poznaniu, lepsi okazali się gospodarze, wygrywając 1:0 po trafieniu Vladimira Volkova. W rewanżowym starciu miano faworytów również należało do piłkarzy Lecha, lecz w Sosnowcu panowały bojowe nastroje.
I-ligowiec pokazał się z dobrej strony, lecz przeszkodą do odwrócenia losów rywalizacji była skuteczność. Ostatecznie rewanżowy pojedynek zakończył się remisem 1:1, który dał miejsce w finale Lechowi Poznań.
- Chcieliśmy ten mecz wygrać. Oczywiście, podstawowym celem był awans do finału, ale chcieliśmy wygrać - zaznaczył Łukasz Trałka. Lechowi nie udało się zwyciężyć, a ponadto stracił on pierwszą bramkę w bieżących rozgrywkach Pucharu Polski. Jedynego gola poznaniacy stracili za sprawą Adriana Paluchowskiego.
Podczas pierwszego półfinałowego meczu, rozgrywanego na Inea Stadionie w Poznaniu, w oczy rzucała się jakość murawy. Odbiegała ona od ekstraklasowych standardów. Warto wspomnieć, że na jednej z nierówności urazu kolana doznał pomocnik Zagłębia, Michał Bajdur.
Natomiast na Stadionie Ludowym w Sosnowcu murawa była przygotowana bardzo dobrze. - W Sosnowcu grało się trochę inaczej niż w Poznaniu. W Sosnowcu zdecydowanie była lepsza płyta. Myślę też, że to był lepszy mecz niż ten pierwszy - ocenił Trałka.
Na tle mistrza Polski sosnowiczanie nie wypadli źle. Beniaminek I ligi pokazał się z ambitnej strony, a jego dyspozycja była lepsza niż w ostatnich czterech przegranych spotkaniach. - Nie było momentów zmartwienia, że coś się może stać. Z tego co pamiętam, to Zagłębie nie miało jakiś stuprocentowych sytuacji i nie było takiego momentu - powiedział Łukasz Trałka.
Swojego rywala w finale Pucharu Polski Lech pozna w środę 6 kwietnia, wtedy bowiem zostanie rozegrany rewanżowy pojedynek pomiędzy Zawiszą Bydgoszcz a Legią Warszawa (w pierwszym meczu Legia wygrała 4:0).
Zobacz wideo: Probierz: Kłótnie z kibicami to bardzo trudny temat