W życiu piłkarza bardzo łatwo przejść drogę od wyszydzania do bohaterstwa. Można tego dokonać w 90 minut. W niedzielne popołudnie spotkało to Tarasa Romanczuka.
W 17. minucie Ukrainiec podciął Jozefa Piacka, a że było to w polu karnym, arbiter podyktował jedenastkę, którą na gola zamienił Adam Mójta. - Nie było karnego. Sędzia popełnił błąd. Jeszcze nie widziałem powtórek, ale ja nie faulowałem - mówił tuż po spotkaniu piłkarz Jagiellonii.
Ukrainiec swoje winy odkupił w doliczonym czasie. Konkretnie w ostatniej, czwartej dodanej minucie. Romanczuk dopadł do piłki zagranej wślizgiem przez Karola Świderskiego i bez namysłu huknął po długim rogu. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i zatrzepotała w siatce. Na stadionie zapanowała euforia. Udzieliła się ona kibicom, trenerowi Probierzowi i samym piłkarzom. - Wszystkim towarzyszyły wielkie emocje. Charakter w tej drużynie zawsze był, a teraz to tylko potwierdziliśmy. Cieszę się, że w tak ważnym meczu udało się wygrać. Takie mecze są najlepsze dla kibiców - zakończył bohater ze Słonecznej.
ZOBACZ WIDEO Piotr Mandrysz: zapowiada się gorąca końcówka (źródło TVP)
{"id":"","title":""}