Pierwszą połowę piłkarze Franciszka Smudy rozegrali modelowo. Od pierwszego gwizdka sędziego ruszyli do zdecydowanej ofensywy i wypracowali kilka dobrych sytuacji do objęcia prowadzenia. Już w 2. minucie bliski szczęścia był Semir Stilić, który oddał mocny strzał z 14 metrów, a piłkę z linii bramkowej wybił Giovanni Pasquale. Po chwili z podobnym skutkiem uderzał Hernan Rengifo. Tym razem Emanuele Belardiego wyręczył Gokhan Inler.
W 12. minucie Włosi nie znaleźli już jednak żadnego sposobu na kolejną dobrą akcję Lecha. Fantastycznym prostopadłym podaniem popisał się Stilić, a w roli egzekutora wystąpił Rengifo. Peruwiański napastnik zachował spokój, idealnie przymierzył i posłał piłkę w długi róg. Belardi nie tracił nawet energii na interwencję, bo i tak nic nie mógłby w tej sytuacji zrobić.
Lech prowadził, grał dobrze i stosował pressing, którym kompletnie zaskoczył Włochów. W pierwszej części gry ekipa Pasquale Marino nie wypracowała w zasadzie ani jednej klarownej sytuacji, po której mogłaby zdobyć gola wyrównującego. Poznaniacy z upływem czasu nieco spuścili z tonu, ale nadal prezentowali futbol mądry i konsekwentny. Gdy tylko nadarzała się okazja, wyprowadzali kontrataki i niejednokrotnie siali popłoch w defensywie Udinese. Tuż przed przerwą Rengifo zrewanżował się Stiliciowi za piękną asystę przy golu i tym razem sam wystąpił w roli podającego. Bośniak uderzał mocno z 15 metrów, lecz trafił w nogi jednego z obrońców.
Na przerwę Lech schodził z prowadzeniem 1:0 i wielką wiarą w awans do kolejnej rundy. Ogromne nadzieje mogli mieć też kibice ekipy ze stolicy Wielkopolski, gdyż w pierwszej połowie podopieczni Franciszka Smudy grali wręcz modelowo. Cóż jednak z tego, skoro po zmianie stron wszystko runęło jak domek z kart...
Trudno znaleźć wytłumaczenie na zupełną odmianę gry Lecha w drugich 45 minutach. Sytuacja na boisku wyglądała jak, jakby w szatni oba zespoły zamieniły się koszulkami. Teraz to Udinese częściej atakowało i zupełnie opanowało środek pola. Poznaniacy zaszyli się na własnej połowie, co okazało się taktyką całkowicie zgubną. Włosi zepchnęli polski zespół do głębokiej defensywy i kwestią minut była bramka wyrównująca. Padła ona w 57. minucie po całej serii nieporozumień i błędów Kolejorza. Najpierw Grzegorz Wojtkowiak zbyt łatwo dał się ograć na lewym skrzydle, następnie piłka nieszczęśliwie odbiła się od nogi Rafała Murawskiego, a w ostatniej fazie szarżującego Simone Pepe nie zdołał powstrzymać Ivan Djurdjević. Piłkarz Udinese pokonał Ivana Turinę z najbliższej odległości.
Na tablicy wyników zrobiło się 1:1, a to oznaczało, że Lech znów potrzebuje gola, by awansować dalej. Czas jednak mijał, a ekipa Franciszka Smudy w żaden sposób nie potrafiła sforsować defensywy rywala. Na nic zdały się też roszady w składzie Kolejorza. Jakub Wilk, który zmienił Dimitrije Injaca, notował mnóstwo strat, z kolei Marcin Kikut, zastępujący Wojtkowiaka, popełnił koszmarny błąd, po którym gospodarze przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Były zawodnik Amiki Wronki stracił piłkę w środku pola na rzecz Antonio Di Natale. Napastnik Udinese pomknął na bramkę poznaniaków i, mając mnóstwo swobody, pokonał Turinę pewnym strzałem po ziemi z 16 metrów.
Włosi mogli objąć prowadzenie już wcześniej, gdyż w 82. minucie źle zachował się Murawski, który na linii pola karnego został uprzedzony przez Kwadwo Asamoaha. Czarnoskóry pomocnik Udinese zbiegł do narożnika boiska i przerzucił futbolówkę nad interweniującym Turiną. Do szczęścia zabrakło mu centymetrów, bowiem lechitów uratowała poprzeczka.
Do ostatniego gwizdka sędziego obraz gry oraz rezultat nie uległy już zmianie i poznaniacy musieli przełknąć gorzką pigułkę. Ekipa Franciszka Smudy ma czego żałować, bo wyeliminowanie włoskiego zespołu z pewnością nie było dla niej zadaniem nieosiągalnym. Problemem Lecha jest jednak wąska kadra. Zarówno w Poznaniu, jak i w Udine na ławce rezerwowych Kolejorza próżno było szukać zawodników, którzy przy niekorzystnym wyniku mogliby wejść na boisko i poprawić jakość gry swojej drużyny.
Udinese Calcio - Lech Poznań 2:1 (0:1)
0:1 - Rengifo 12'
1:1 - Pepe 57'
2:1 - Di Natale 90+1'
Składy:
Udinese Calcio: Belardi - Zapata, Coda, Domizzi, Pasquale (77' Luković), Inler, D'Agostino, Asamoah, Pepe (62' Isla), Quagliarella (46' Flores), Di Natale.
Lech Poznań: Turina - Wojtkowiak (83' Kikut), Bosacki, Arboleda, Djurdjević, Lewandowski, Injac (71' Wilk), Bandrowski, Murawski, Stilić, Rengifo.
Żółta kartka: Belardi (Udinese).
Sędzia: Bernie Raymond Blom (Holandia).
Widzów: 13 000.
Najlepszy piłkarz Lecha: Semir Stilić.
Najlepszy piłkarz Udinese: Kwadwo Asamoah.
Najlepszy piłkarz meczu: Kwadwo Asamoah.
Po meczu powiedzieli (PAP):
Franciszek Smuda (trener Lecha): Chcieliśmy kontrolować grę, ale również wykorzystać błędy przeciwnika. Prawie nam się udało, sytuacji jak na wyjazdowe spotkanie i to z takim przeciwnikiem mieliśmy mnóstwo. Zamiast prowadzić do przerwy 3:0, przegraliśmy mecz 1:2. Mały niesmak pozostał, bo Udinese można było spokojnie ograć. Na pewno na wyniku mógł zawyżyć fakt, że nie rozegraliśmy wcześniej meczu ligowego, a i żadnego sparingu nie zagraliśmy w pełnym składzie. Uważam, że w pucharach dotarliśmy bardzo daleko i pokazaliśmy bardzo dobrą grę. Żadnego spotkania nie musimy się wstydzić.
Pasquale Marino (trener Udinese): Jestem zadowolony z gry, ale w drugiej połowie. Zaczęliśmy źle, ale nasza nerwowość była spowodowana nie najlepszymi ostatnio występami. W przerwie powiedziałem swoim zawodnikom, aby grali spokojniej, szybciej wymieniali piłkę i grali konsekwentnie. Nie obawialiśmy się ani przez moment, że możemy odpaść z rozgrywek. Zasłużyliśmy na awans, ale to przykre, że z włoskich drużyn tylko nam udało się przejść do kolejnej rundy Pucharu UEFA. Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania wobec nas będą coraz większe, ale na razie nie myślimy o tym.