Legia - Borussia. Bartosz Bereszyński. Twardziel wraca

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA

- Czuję się twardzielem - mówi WP SportoweFakty Bartosz Bereszyński, który wiele w Legii przeszedł, by teraz zagrać w Lidze Mistrzów.

WP SportoweFakty: Czuje się pan jako piłkarz w Legii odrodzony?

Bartosz Bereszyński: - Tak. Można tak powiedzieć. Wiadomo, że jak tutaj przychodziłem moja kariera nie toczyła się tak jak chciałem. Nie do końca byłem tak traktowany, natomiast tutaj w Legii poczułem się jak piłkarz. I można powiedzieć, że się odrodziłem. Gdybym nie grał w Legii, to byśmy nie siedzieli teraz i nie rozmawiali o tym, że awansowałem do Ligi Mistrzów.

Pytam też w kontekście pańskiego odrodzenia w samym klubie. Po transferze z Lecha grał pan wszystko, a potem pojawiły się kontuzje, inne problemy. Zniknął pan, a dziś forma wróciła.

- Na pewno poukładałem sobie w głowie wiele spraw. Nie ma co ukrywać, jeśli jesteś w formie i jest wszystko poukładane, to będziesz występował. Ja wierzę w swoje umiejętności. Wiem, że stać mnie na to, żeby grać jeszcze lepiej do tej pory. Na pewno idzie to w dobrym kierunku, jestem zadowolony. Nie można spoczywać na laurach, trzeba ciężko trenować i zasuwać.

ZOBACZ WIDEO Bogusław Leśnodorski o transferach: Tanio nie było, ale... (źródło TVP)

{"id":"","title":""}


Stawiał pan sobie pytania, gdzie byłby pan dziś, gdyby nie te trzy poważne kontuzje?

- Moja systematyczność została zachwiana. Nie zadawałem sobie jednak takich pytań. Może rzeczywiście nie byłbym teraz w Legii, ale może trafiłbym też gorzej, nie grał w Lidze Mistrzów. Może udałoby się zagrać więcej meczów w reprezentacji i wszystko rzeczywiście wyglądałoby inaczej. To jest jednak tylko gdybanie. Te kontuzje się przytrafiły, trzeba było wyciągnąć z nich wnioski, co też zrobiłem. To dla mnie cenna nauka, która mam nadzieję zaprocentuje.

Jakie to wnioski?

 - Ok, może nie wnioski, bo te kontuzje nie były spowodowane moimi błędami, tylko przytrafiało mi się nieszczęście. Ktoś mi złamał nos, albo kość. To normalna rzecz. Jednak fakt, że wytrwałem, potrafiłem nastawić się do tego psychicznie, tylko mnie zbudował jako silniejszego człowieka. I piłkarza. Pomoc najbliższych też okazała się dla mnie bardzo ważna. Jestem zadowolony, że udało mi się z tego wybrnąć i że jestem tutaj gdzie jestem. Nie każdy może grać w Legii już cztery lata.

Uważa się pan za twardziela? Najpierw przejście z Lecha do Legii, potem zamieszanie z transferem do Benfiki, kontuzje, już nie wspominając o aferze z Celtikiem? To wszystko musiało sporo kosztować.

 - Tak się czuję, nie ma co dużo ukrywać. Na pewno psychicznie jestem mocny. Pracowałem nad tym.

Pytania o Celtic i przypominanie tej afery zwyczajnie, po ludzku pana wkurzają?

 - Wiem, że moja nazwisko jest kojarzone z tą sytuacją, ale minęło już tyle czasu, że dla mnie to temat zamknięty.

Niedoszły transfer do Benfiki panu zaszkodził?

 - Byłem młodym gościem, który przyszedł do Legii, zagrał w niej pół roku. Sprawy toczyły się bardzo szybko. Reprezentacja, transfer do wielkiego klubu... Czy mi to zaszkodziło? Nie wiem, ostatecznie tam nie trafiłem, potem mi przytrafiły się te urazy. Sam też chyba nie byłem jeszcze na ten transfer gotowy.

A chciał pan przejść?

 - Chciałem. Rozmawiałem nawet z trenerem Janem Urbanem, który mi powiedział: Bartek, takich propozycji się nie odrzuca. Rozmawiałem z trenerem Jackiem Magierą. I podjąłem decyzję. Też się trochę przeraziłem, nie do końca byłem do tego gotowy. Natomiast ja się też zmieniłem jako człowiek. Moje podejście też się zmieniło.

Takiej grupy Ligi Mistrzów pan chciał?

 - Tak, moje marzenie się spełniło. Real, Borussia i Sporting to te marki, które chciałem wylosować.

----

Najpierw kontrowersyjny transfer z Lecha Poznań do Legii Warszawa, niedługo potem oferta Benfiki Lizbona i niedoszłe przejście do portugalskiego giganta. Do tego trzy bardzo poważne kontuzje, które zahamowały jego karierę. No i afera z Celtikiem Glasgow, której stał się bohaterem, choć to nie on popełnił błąd. Przypomnijmy, dwa lata temu zagrał przez pięć minut w rewanżu z Celtikiem Glasgow w eliminacjach do LM, choć był zawieszony za kartki. Mistrz Polski, choć od szkockiego klubu był w dwumeczu lepszy, przegrał rewanż walkowerem. I stracił możliwość awansu.

Pobyt Bartosza Bereszyńskiego w stołecznym klubie jest burzliwy, ale po burzy przychodzi spokój.

Los teraz oddaje mu, co zabrał. Dzisiaj jest jednym z najlepszych zawodników Legii. I w Lidze Mistrzów w końcu pewnie zagra. Pierwszy mecz w środę z Borussią Dortmund.

Jacek Stańczyk
Komentarze (1)
avatar
Białe Legiony
14.09.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Super "Bereś" ! :)
Mam jego koszulkę meczową , z poprzedniego Mistrzostwa .
Koszulkę w której sieknął bramę lechowi :)
Koszulkę podarowaną zaraz po meczu , z dedykacją złożoną nieco później :)
Czytaj całość