Liga Mistrzów: 20 lat temu też wszystko zaczęło się od Borussii

Po dwóch dekadach polski klub ponownie wystąpi w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Czy Legia Warszawa poradzi sobie lepiej niż w sezonie 1996/1997 Widzew Łódź?

Choć w 1996 roku droga do Champions League była dla mistrza Polski dużo krótsza, to jednak poziom trudności nie był na pewno niższy. Widzew Łódź w kwalifikacjach zostawił na boisku sporo zdrowia, ale ostatecznie, po heroicznej walce na wyjeździe, pokonał Broendby IF i awansował do składającej się wówczas z szesnastu zespołów Ligi Mistrzów.

W fazie grupowej los skojarzył łodzian z Borussią Dortmund, Atletico Madryt i Steauą Bukareszt. Co ciekawe, 20 lat później kolejny zespół z Polski, Legia Warszawa, również mierzyć będzie się z BVB i także czeka go rywalizacja z ekipą ze stolicy Hiszpanii. Miejsce Atletico z Diego Simeone w składzie zajął jednak Real Madryt z uważanym przez wielu za najlepszego piłkarza na świecie Cristiano Ronaldo.

W środę mistrz Polski zmagania w Champions League rozpocznie domową potyczką z rywalem z Dortmundu. Dwie dekady wcześniej Widzew również inaugurował swój udział w rozgrywkach od meczu z Borussią, tyle że na wyjeździe. Podopieczni Franciszka Smudy, choć przegrali 1:2, pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie, dając jednocześnie kibicom nadzieję na udaną kampanię.

- Pamiętam, że chwalili nas za to spotkanie. Pierwsze kilkanaście minut byliśmy trochę zdezorientowani. Wtedy te czterdzieści tysięcy na stadionie robiło ogromne wrażenie, czuło się ten oddech na plecach. Do trybun było trzy, może cztery metry - to tak, jakby kibice byli obok ciebie. Później zaczęliśmy się rozkręcać, zaczęła nam wychodzić gra. Bramki niestety padły po naszych błędach. Potem gola zdobył Marek Citko - zresztą w ostatnich minutach Borussia miała spore problemy z konstruowaniem ataków. Zabrakło nam czasu na odrobienie całych strat, ale na pewno nie pokazaliśmy się ze złej strony. - wspominał niedawno w rozmowie z oficjalną stroną Widzewa Andrzej Michalczuk.

ZOBACZ WIDEO: Miroslav Radović: z Borussią nie wywiesimy białej flagi (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Jeszcze lepiej poszło łodzianom w rewanżu. Mecz zakończył się wynikiem 2:2, po dwóch trafieniach Jacka Dembińskiego, ale to rywal od 20. minuty musiał gonić wynik, a sztuka ta udała mu się dopiero w 65. minucie. Obserwatorzy nie są zresztą pewni czy to był najlepszy mecz Widzewa w tamtej edycji Ligi Mistrzów. Wszystko dlatego, że łodzianie potrafili też w dobrym stylu pożegnać się z rozgrywkami.

Swój szósty mecz fazy grupowej Champions League Marek Citko i spółka rozgrywali w Madrycie. Walczące o pierwsze miejsce w grupie Atletico opór mistrza Polski złamało dopiero w 85. minucie, za sprawą idealnie wykonanego przez Milinko Panticia rzutu wolnego. Akcją z gry blok defensywny Widzewa kierowany przez Tomasza Łapińskiego nie dał się więc oszukać. Co więcej, tuż przed końcem meczu sam na sam z Jose Francisco Moliną znalazł się Radosław Michalski. Cóż to była za okazja! Po jej zmarnowaniu pomocnik reprezentacji Polski długo nie chciał podnieść się z murawy...

Tamten sezon, który okazał się ostatnim na długi czas, zapamiętany będzie nie tylko ze względu na waleczną i ambitną postawę Widzewa, ale też przez piękną bramkę strzeloną Molinie przez Citkę w pierwszym meczu obu drużyn, w Łodzi. Choć RTS przegrał wówczas 1:4, honorowy gol Polaków, zdobyty niemal z połowy boiska, przeszedł do historii futbolu. - To był taki majstersztyk, sam pomysł i wykonanie dały mnóstwo satysfakcji. - wspominał po latach szczęśliwy strzelec.

W całej fazie grupowej Widzew zdobył w sezonie 1996/1997 cztery punkty, za remis z BVB i domową wygraną 2:0 ze Steauą (na wyjeździe, w Rumunii, łodzianie przegrali pechowo 0:1 po samobójczym trafieniu Daniela Bogusza). Wyniki te dały mistrzowi Polski trzecie miejsce w grupie. Taki rezultat w bieżących rozgrywkach pozwoliłby Legii zakwalifikować się do fazy pucharowej Ligi Europy UEFA. Czy stołeczny zespół stać będzie na podobny wyczyn?

Komentarze (0)