Napastników rozlicza się z bramek...

Wrocławski Śląsk zremisował z Lechią Gdańsk 1:1. W 53. minucie meczu, tuż po golu zdobytym przez Jarosława Fojuta, napastnik Śląska Przemysław Łudziński znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy. Bramka jednak nie padła. Koledzy z zespołu nie mają jednak pretensji do snajpera.

Po meczu Lechii Gdańsk ze Śląskiem Wrocław pozostał niedosyt. Zarówno u jednych, jak i drugich. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza pierwsi zdobyli bramkę, później mogli podwyższyć prowadzenie, lecz... No właśnie. W doskonałej sytuacji piłki do bramki strzeżonej przez Pawła Kapsę nie potrafił skierować Przemysław Łudziński. - Przy prowadzeniu 1:0 mieliśmy sytuację niewykorzystaną przez Przemka Łudzińskiego. Jeżeliby strzelił, to można powiedzieć, że mecz zakończyłby się prawdopodobnie naszym zwycięstwem - skomentował Tarasiewicz po meczu.

Sam napastnik także żałuje niewykorzystanej okazji. - Pozostał lekki niedosyt. Prowadziliśmy jedną bramką, mieliśmy sytuację zaraz po tej pierwszej bramce. Niestety akurat ja jej nie wykorzystałem. Szkoda, ale cieszymy się tez z remisu, bo najważniejsze jest to, abyśmy nie przegrywali spotkań - powiedział Łudziński.

Kolegi z zespołu bronią także pozostali piłkarze Śląska. Wszyscy zgodnie potwierdzają, że nie mają do niego pretensji o niewykorzystaną sytuacje. -Przemek jest napastnikiem i potrzebuje w meczu dwóch - trzech takich piłek, a dzisiaj dostał tylko jedną, więc miał prawo ją zepsuć. Nie mamy jednak pretensji, bo jakbyśmy o każde zagranie mieli pretensje, to byśmy ciągle się kłócili - wyjaśnił Sebastian Mila, który mógł zaliczyć asystę, gdyby Łudziński zdobył bramkę.

Komentarze (0)