Krajobraz po burzy. Władze Legii negocjują rozwiązanie umowy z Besnikiem Hasim

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Albańczyk Besnik Hasi dziś spotka się z zarządem Legii i będzie rozmawiał o rozwiązaniu kontraktu. Były już trener mistrzów Polski chce odszkodowania w wysokości 1,5 miliona euro.

W Legii Warszawa po wielkiej burzy następuje względny spokój. Drużynę tymczasowo przejął Aleksandar Vuković, który jednak będzie mógł pracować z zespołem tylko 10 dni. Później drużyną ma zarządzać Jacek Magiera.

Tak donosi większość mediów (w tym WP SportoweFakty), ale według "Super Expressu" są wciąż inni kandydaci: Maciej Skorża, Ukrainiec Myron Markewicz, Słowak Adrian Gula oraz Białorusin Wiktor Gonczarenko.

Na razie najistotniejszą kwestią jest rozwiązanie kontraktu z Besnikiem Hasim. Jak informuje "Przegląd Sportowy", we wtorek ma dojść do rozmów stron. W poniedziałek Hasi ani jego asystenci: Bart Meert, Geert Emmerechts i Steven Vanharen, nie mieli wstępu na zajęcia.

Wiadomo, że umowa Hasiego z klubem zakładała wypłacenie odszkodowania w razie przedterminowego zwolnienia. Szkoleniowiec miał umowę ważną do końca sezonu 2017/18, więc należy mu się 1,5 miliona euro.

ZOBACZ WIDEO: Marek Jóźwiak: Legii potrzeba człowieka z prostym przekazem (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

"Legia może spłacić Hasiego od razu albo, podobnie jak po zwolnieniu Henninga Berga, wypłacać pieniądze co miesiąc do czasu, gdy szkoleniowiec znajdzie nowego pracodawcę" - pisze "Gazeta Wyborcza".

Z naszych ustaleń wynika, że klub zdecyduje się raczej na tę drugą opcję. Sytuacja jest jednak dynamiczna. Wiele zależy od postawy samego trenera w trakcie negocjacji. Od tego czy jest w stanie zejść z żądań do rozsądnych granic.

Między wierszami w większości gazet pojawia się pytanie: "Co dalej z Michałem Żewłakowem?". Wielu kibiców domaga się dymisji dyrektora sportowego Legii, który wskazał Hasiego na trenera.

"Co powinien teraz zrobić dyrektor sportowy Legii Michał Żewłakow? To on postawił na swojego kolegę z Anderlechtu, który w Brukseli zaczynał uczyć się fachu. Prawie cztery miesiące pracy przy Łazienkowskiej pokazały jednak, że się nie nauczył i przegrali obaj" - pisze publicysta gazety, Stefan Szczepłek.

Źródło artykułu: