Choć GKS 1962 Jastrzębie i Górnik Łęczna dzieliły trzy klasy rozgrywkowe, to na boisku nie było widać tak sporej różnicy. Jastrzębianie braki w umiejętnościach nadrabiali ambicją i walecznością. III-ligowcy pozostawili po sobie zdecydowanie lepsze wrażenie. GKS był blisko wygranej w regulaminowym czasie gry, od 61. minuty prowadził po strzale Kamila Szymury. Jednak łęcznianie w ostatnich sekundach drugiej połowy doprowadzili do wyrównania po uderzeniu Radosława Pruchnika z rzutu karnego.
- Po zdobyciu bramki za bardzo cofnęliśmy się pod własne pole karne. Górnik grał praktycznie tylko długimi piłkami. Nie chcę oceniać pracy sędziów, ale moim zdaniem trochę nas skrzywdzili, powinno to się zakończyć w regulaminowym czasie gry. W dogrywce przeciwnicy otrzymali drugą czerwoną kartkę, nacisnęliśmy na nich, stworzyliśmy sobie stuprocentową sytuację i gdyby Damian Tront trafił w światło bramki, to nie byłoby rzutów karnych. Chwała chłopakom, że utrzymali nerwy na wodzy. Mnie się nie udało strzelić jedenastki, ale koledzy stanęli na wysokości zadania - powiedział po zakończeniu pojedynku Szymura.
W drugiej połowie dogrywki jastrzębianie grali w przewadze dwóch zawodników. Boisko za dwie żółte kartki opuścił Przemysław Pitry, a wcześniej z tego samego powodu odesłany do szatni został Aleksander Komor. - Zabrakło trochę spokoju, ostatniego podania. W końcowej części dogrywki mieliśmy wypracowane sytuacje, piłka dochodziła do bocznych sektorów, szła w światło bramki i brakowało niedużo. Mamy bardzo młodą drużynę i tylko należy się cieszyć, że potrafiliśmy się przeciwstawić drużynie z Ekstraklasy i z nią wygrać - ocenił Szymura.
Przed meczem z Górnikiem Łęczna piłkarze GKS-u 1962 Jastrzębie zapowiedzieli, że w przypadku wyeliminowania zespołu z Ekstraklasy solidarnie ogolą swoje głowy "na zero". - Myślę, że nikt się nie wyłamie, nie ma prawa się wyłamać, nawet trener powiedział, że będzie razem z nami i też obetnie się na łyso. W następnym meczu ligowym przeciwnicy mogą się nas trochę wystraszyć - zażartował Szymura.
ZOBACZ WIDEO: Trener potrzebny od zaraz, czyli kto uratuje Legię? (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Piłkarze jastrzębskiego zespołu nie ukrywali, że w ćwierćfinale woleli trafić na Górnik Zabrze. 14-krotni mistrzowie Polski przegrali jednak z Wigrami Suwałki (0:2), co niektórym piłkarzom GKS-u 1962 może sprawić problem. Wszak zawodnicy III-ligowca grę w piłkę łączą z pracą zawodową. Dodajmy, że stadionu GKS-u 1962 i Wigier dzieli aż 645 kilometrów.
- Nie będziemy mieli czasu na świętowanie, większość na ranną zmianę idzie do pracy. Bardziej wolelibyśmy Górnik Zabrze, bo na wyjazd do Suwałk dla niektórych z nas będzie ciężko załatwić wolne, bo trzeba się liczyć z dwoma dniami. Wracamy jednak do rzeczywistości czyli każdy normalnie idzie do pracy - skwitował Szymura.