WP SportoweFakty: Wyobrażał pan sobie reprezentację Danii bez Mortena Olsena?
Arkadiusz Onyszko: Było trudno. Spędził na stanowisku selekcjonera 15 lat. Ludzie w tym kraju lubią, kiedy coś jest "made in Denmark". Widać to było, kiedy Olsen za pierwszym razem chciał odejść. Wtedy federacja nie przyjęła rezygnacji.
Zmiana wyjdzie im na dobre?
- Z pewnością. To całkiem nowa wizja, pojawiło się wielu młodych piłkarzy, rutyniarzy zostało tylko kilku. Za wcześnie, żeby pokusić się o konkretne typy. Są głodni sukcesów, wszyscy grają regularnie w klubach - pod tym względem Age Hareide ma spory komfort.
Drugi warunek spełnia także niepowołany Nicklas Bendtner. Program rozrywkowy został wyłączony?
- Hareide nie chce takiego zawodnika. Pewnie zapobiegawczo - żeby nie demoralizował reszty. Oczywiście Bendtner jest klasowym piłkarzem, jednak w reprezentacji prowadzonej twardą ręką nie ma dla niego miejsca. Ostatnio znów króluje na portalach społecznościowych, często zmienia partnerki, zwłaszcza te medialne. Każe mówić na siebie "Lord". Hareidowi taki styl nie pasuje.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski: teraz mamy "czyste" głowy
Duńscy dziennikarze mówią, że selekcjoner to zamordysta.
- Pamiętam, jak w 2000 objął Broendby IF. Wtedy miał prasę nastawioną przeciwko sobie. Zawodnicy też często na niego narzekali. Kiedy wymyślił sobie, że będzie grał danym systemem - nie było siły, by od tego odszedł. Konsekwentnie realizował plan. Chyba dlatego wziął teraz wielu młodych. Łatwiej ich do czegoś przekonać.
Twarda ręka w połączeniu z duńskim charakterem ma rację bytu?
- Te rzeczy trochę się kłócą. Ten kraj to luz. Do trenera mówi się na "ty", do nauczycielki w szkole też - nie ma barier. Jeśli chodzi o reprezentację, musimy poczekać na rozwój wypadków. Zagrali dopiero jeden poważny mecz, pokonali Armenię 1:0. Ważne, jak drużyna reaguje, gdy nie idzie. Polska może być istotnym rywalem. Po tym spotkaniu łatwiej będzie ich ocenić.
A może Duńczycy potrzebują twardej ręki?
- Właśnie nie, ci ludzie nie lubią presji. Jasne, dyscyplina w drużynie jest potrzebna, ale nie wolno przesadzać. Czytałem nawet wywiad z selekcjonerem, który stwierdził, że nie ma wobec zespołu wygórowanych wymagań. Są założenia taktyczne, trzeba je spełnić, ale trener nie chce wnikać zbyt głęboko. Swoboda ma być duża i on ją daje.
To wynika z ich stylu życia?
- Tak. Jeśli wychowujesz się tam od małego, rozumiesz zasady. Na przykład nie wolno krzyczeć na dzieci. Za takie coś można pójść do więzienia. Jako Polak nigdy potrafiłem ich zrozumieć. U nas zawsze powtarzano mi: musisz. A tam nie, tylko zachęcają.
Analityk naszej kadry Hubert Małowiejski mówił, że możemy się spodziewać rywala podobnego do Kazachstanu. To znaczy: grającego bardzo agresywnie.
- Z Armenią zagrali bardzo ofensywnie, wszystkie piłki do przodu. Tam biegało dwóch wysokich i silnych napastników. Dużo podań prostopadłych, za linię obrony. Wyjdą na Polaków bez kompleksów, oni zawsze są pewni siebie. Będą chcieli okazać się z jak najlepszej strony, nikt nie poblednie ze strachu.
Wydawało mi się, że Dania to drużyna defensywna. Dziennikarz stamtąd mówił jednak coś innego. Wysoki pressing, ofensywa, żadnego murowania bramki - ponoć takie mają założenia.
- I ja się z tym panem zgodzę. W żadnym duńskim klubie nie graliśmy defensywnie. Tamta liga wygląda tak, że idzie akcja za akcją. Świetne do oglądania. Mają zupełnie inne podejście do futbolu, nikt nie zakopuje się w "16".
A jeśli chodzi o porównanie jakości obu reprezentacji?
- Widziałem Danię grającą dobrze w powietrzu i znakomicie przygotowaną fizycznie, a do tego świetną technicznie.
Młoda, techniczna kadra to wynik systemu szkolenia?
- Już kiedy tam grałem, mocno napierali na akademie piłkarskie. Mój były klub FC Midtjylland wymyślił raz, że ściągnie całą grupę młodych Nigeryjczyków. Założyli im internat, uczyli języka i trenowali. Ale tam jest gdzie ćwiczyć. Wychodziłem z szatni, a pod nosem wielka baza, 11 boisk.
Na czym polega ich sposób kształcenia piłkarzy?
- Każdy klub ma drużynę talentów. Najlepsi chłopcy z całego regionu są traktowani prawie jak pierwszy zespół. Dba się o każdy szczegół. I przede wszystkim: nikt nie ma obaw przed stawianiem na nich. Dlatego produkują tak wielu zawodników.
Nie powiedziałbym, że w Danii piłka nożna będzie kiedyś aż tak popularna.
- 30 lat temu to był sport amatorski. Kiedy przyjeżdżałem do tego kraju w 1998, pytali co robię. "Jestem piłkarzem" - odpowiadałem. "Ale jak to? A gdzie pracujesz?" - dziwili się. Nie byli w stanie pojąć, że z tego można żyć.
A teraz mają lepsze podstawy do futbolu niż my?
- Zapleczem nie możemy się równać. Podejście, o którym wspomniałem, też jest ważne. Trener przegra kilka meczów, ale nikt go nie zwalnia, bo stawia na utalentowanych zawodników. Za to w kwestii transferów zagranicznych są powściągliwi. Skrupulatnie oglądają każdą koronę. Taki FC Midtjylland założył sobie szkolenie i zarabianie dzięki sprzedaży. Co jakiś czas wypromują zawodnika wartego grube miliony.
Myśli pan, że ten kraj zawojuje piłkarską Europę?
- FC Kopenhaga pokonała w Lidze Mistrzów Club Brugge 4:0 - to nie przypadek. Często dostają się do tych rozgrywek. Mają plan i go realizują. Jakościowo ich futbol jest dobry. Podobno 1992 i 1995 są złotymi rocznikami. Za jakiś czas zobaczymy, czy to prawda.
Rozmawiał Mateusz Karoń