To w zasadzie najlepsza możliwa riposta. Był kiedyś taki dowcip w Polsce, w latach 80.: "Żyli sobie bracia: Ramzes i Kryzys. Ramzes umarł. No, a kryzys żyje". W przypadku Roberta Lewandowskiego drugiego z braci nigdy nawet nie było.
- To irytujące. Słyszę, że mam "kryzys", bo od 10 dni nie strzeliłem bramki. Lubimy w Polsce czepiać się rzeczy błahych. Ja podchodzę do tego tak, że mam to w "czterech literach" - mówił nam Lewandowski. Bo faktycznie już mu tu i tam
wypominano, że przestał w Bayernie strzelać gole. Faktycznie, przez cztery mecze jego nazwisko nie pojawiało się na tablicy strzelców. A że od początku sezonu Polak widniał tam non stop, to faktycznie ktoś mógł pomyśleć, że dzieje się coś niepokojącego.
We wtorek Lewandowski dał nam wszystkim znać: - Spokojnie, jest dobrze. Od początku meczu z Danią brał grę na siebie, starał się rozgrywać, jak przystało na kapitana walczył nawet w parterze. No i do przerwy dwa razy cieszył się z goli. Tuż po przerwie rozbił jakiekolwiek nadzieje rywali. Trzech Duńczyków próbowało go zatrzymać. Żaden nie dogonił.
Tak samo jak rok temu, gdy na Stadionie Narodowym pieczętował jako ten najważniejszy zawodnik awans do francuskich mistrzostw Europy, tak i teraz postawił swój stempel na przesyłce do kibiców: Z kadrą też zaraz będzie w porządku.
Polska - Dania 3:2.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski poczuł głód piłki (Źródło: TVP S.A.)