Jakub Rzeźniczak: Czekałem na swój błąd

Ostatnie miesiące były fatalne dla Jakuba Rzeźniczaka. Obrońca Legii stracił miejsce w pierwszym składzie i był jednym z najbardziej krytykowanych zawodników swojego klubu. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada, co pozwoliło stanąć mu na nogi.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

WP SportoweFakty: Czy Jakub Rzeźniczak wstał z kolan?

Jakub Rzeźniczak: Jeżeli chodzi o psychikę, to było ciężko. Ale wracam.

Zacznijmy od początku. Kiedy to wszystko zaczęło się psuć?

- Rok temu, w sierpniu, gdy graliśmy u siebie z Koroną Kielce. Chciałem rozegrać akcję, zamiast wybijać piłkę w aut. Straciłem ją przed własnym polem karnym, rywal strzelił gola w doliczonym czasie gry i przegraliśmy 1:2. Dwa miesiące później podobny błąd przytrafił mi się w meczu Lechem w Warszawie. Przegraliśmy 0:1. Do meczu 1. kolejki tego sezonu z Jagiellonią było dobrze. Głowa była czysta. Ale z Jagą przytrafił mi się kolejny kiks, nie trafiłem w piłkę. Wszystko, co złe, wróciło. Nie mogło być dobrze. Błąd gonił błąd.

Jeden błąd jest pana w stanie wykoleić?

- Jestem osobą, która bardzo się wszystkim przejmuje. Podatną na ataki, krytykę.

To pana dwunasty sezon w Legii, jest pan najbardziej utytułowanym piłkarzem klubu. Spodziewał się pan aż takiej krytyki?

- Jak popełnia się błędy, to trzeba się z nią zmierzyć. Odbiór przez niektóre media niektórych doniesień był jednak przesadzony. Mam na myśli na przykład wpis prezesa Bogusława Leśnodorskiego na Twitterze po meczu z Arką Gdynia (1:3).

ZOBACZ WIDEO Magiera o konflikcie właścicieli Legii

"Kilku piłkarzy nie może grać już w tej drużynie" - napisał prezes.

- To była nadinterpretacja. Nie załapałem się do kadry meczowej na kolejny mecz z Dundalk FC i wszyscy wywnioskowali, że zostanę wyrzucony z Legii. To nieprawda. Z prezesem spotkałem się na drugi dzień. Powiedział, że mnie wspiera i porozmawia z trenerem Besnikiem Hasim, by dał mi dwa dni wolnego, żebym oczyścił głowę. Nie było tematu, bym opuścił klub.

Pana zdaniem prezesowi klubu wypada informować o tym, co dzieje się w drużynie za pośrednictwem Twittera?

- Prezes jest prezesem. Ma taką władzę, że może napisać, co mu się podoba. Czasem zrobi coś pod wpływem emocji, ale takie ma prawo. Wiedziałem, że to co napisał, nie tyczyło się mojej osoby. Podczas naszej rozmowy prezes zauważył, że od dłuższego czasu byłem nieswój.

Dlaczego tak było?

- Dużo rzeczy się na to złożyło. Też moja komunikacja z poprzednim trenerem Besnikiem Hasim nie była najlepsza. Jak nie ma chemii pomiędzy osobami, które powinny mieć dobre relacje, tak to się kończy.

To znaczy?

- Pomiędzy drużyną, a trenerem nie było dialogu. Sugerowaliśmy Hasiemu, co mogłoby być lepsze dla zespołu. Nie słuchał nas.

Rozmawiał z nim pan?

- Zdarzało się... Ale te rozmowy nic nie dawały. Bywało tak, że coś ustaliliśmy, na coś się umówiliśmy, a Hasi za pięć minut mówił kierownikowi drużyny coś zupełnie innego.

Podczas meczu z Wisłą Płock Besnik Hasi wykrzykiwał przy ławce rezerwowych, że Adam Hlousek nie nadaje się do gry i pytał oburzony, kto go do klubu sprowadził. Pana też obrażał?

- Pod moim adresem takich rzeczy nie mówił, ale do wielu innych zawodników krzyczał różne rzeczy. Trener nigdy nie wziął na siebie odpowiedzialności za słabszy mecz. Odkąd przyszedł do Legii, to podkreślał, że potrzebuje wzmocnień, bo zawodnicy, których ma, nie prezentują odpowiedniego poziomu. Słabe. Jego wypowiedzi na konferencjach prasowych raczej odbierały nam pewność siebie. Fajnie jak trener wstawi się czasem za zespołem, któremu nie idzie, a winni są temu piłkarze. Ale Hasi umywał ręce.

Pan nie był jego ulubieńcem.

- Nie jest łatwo prezentować równą formę, gdy wychodzisz na boisko raz na jakiś czas. Brakuje rytmu. U trenera Hasiego wystąpiłem w sumie w ośmiu spotkaniach. Prawie za każdym razem z innymi zawodnikami w obronie. W tym pechowym meczu z Arką ćwiczyliśmy w takim zestawieniu 15 minut na treningu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×