Szkoleniowiec Śląska Ryszard Tarasiewicz zaskoczył wyjściowym ustawieniem swojej drużyny. W podstawowym składzie WKS-u przeciwko Polonii Bytom wybiegło dwóch nominalnych napastników - Przemysław Łudziński i Tomasz Szewczuk. Jak się później okazało, była to bardzo dobra decyzja.
Początek spotkania nie był udany w wykonaniu gospodarzy. Pierwsi bardzo groźną akcję przeprowadzili piłkarze Polonii. W 4. minucie po rzucie rożnym w doskonałej sytuacji znalazł się Lukas Killar. Bramka jednak nie padła. Chwilę później kolejna akcja gości, tym razem szczęście nie uśmiechnęło się do Grzegorza Podstawka. Gra wrocławian była w tym okresie bardzo niedokładna, w związku z czym wiele piłek padało łupem rywala. Tak było np. w 13. minucie, gdy bramkarz Śląska - Wojciech Kaczmarek tak wybijał piłkę, za ta spadła prosto pod nogi napastników Polonii. Ci jednak nie potrafili wykorzystać dogodnej sytuacji. - Pierwsze minuty były trochę nerwowe, ale później zaczęliśmy się rozkręcać i stwarzać sytuacje - wyjaśniał po meczu Antoni Łukasiewicz ze Śląska Wrocław.
W tej samej, 13. minucie pierwszy strzał na bramkę Michala Peskovicia oddali gospodarze. Uderzał Janusz Gancarczyk, golkiper nie miał jednak żadnych problemów z obroną strzału. Przez najbliższy kwadrans na boisku praktycznie nic się nie działo, a spotkanie zaczęło przypominać sparing. Goście przestali atakować z takim animuszem jak na początku meczu i to się na nich później zemściło. W 33. minucie piłkę w pole karne dogrywał Marek Gancarczyk. Wszystkim obecnym na stadionie wydawało się, że nogę w polu karnym dołożył Sebastian Mila. Jak pokazały jednak telewizyjne powtórki, niefortunnym strzelcem samobójczej bramki okazał się gracz Polonii - Peter Hricko. - Na pewno pierwsza stracona bramka, w dodatku samobójcza, podcięła nam skrzydła. Od tego momentu było już tylko gorzej - stwierdził gracz zespołu z Bytomia, Rafał Grzyb. Chwilę po tej akcji przed szansą podwyższenia rezultatu stanął Mila, lecz futbolówka uderzona przez tego zawodnika przeleciała minimalnie obok słupka. Niedługo potem później sędzia zakończył pierwszą odsłonę widowiska.
Drugą część meczu oba zespoły zaczęły bardzo spokojnie. W 52. minucie groźnie zaatakowali goście. Jacek Trzeciak wypatrzył w polu karnym Michała Zielińskiego. Ten obrócił się i strzelił... wysoko nad bramką. W 54. minucie bramkę z rzutu wolnego z dalekiej odległości zdobył Mila. Arbiter spotkania jej nie uznał. Dlaczego? Należy pytać sędziego...
W 57. minucie nie było już jednak żadnych dyskusji. Z głębi pola podawał niezastąpiony Mila, na skrzydle futbolówkę przejął Marek Gancarczyk, po czym idealnie wyłożył ją Łudzińskiemu. Temu nie pozostało nic innego, jak tylko skierować ją do bramki. Tak też się stało. Kolejny gol dla gospodarzy wydawał się być kwestią czasu. I rzeczywiście. W 66. minucie niemal kopia sytuacji z 57. minuty. Znów Mila do starszego z braci Gancarczyków, ten do Łudzińskiego i 3:0. Była to trzecia asysta Marka Gancarczyka. Dlaczego w 71. minucie wrocławianie nie wyszli na czterobramkowe prowadzenie, należy pytać tylko i wyłącznie Tomasza Szewczuka. Napastnik Śląska otrzymał idealne podanie. Na 11. metrze był zupełnie sam, przed sobą miał tylko bramkarza i... strzelił prosto w niego. Na trybunach rozległ się tylko jęk zawodu. Przewaga gospodarzy była przygniatająca. Piłkarze Polonii zupełnie nie radzili sobie z atakami rozpędzonych wrocławian. W 78. minucie gracze ze stolicy Dolnego Śląska wypracowali kolejną doskonałą sytuację. Łudziński, który zdołał już napsuć sporo krwi przeciwnikowi, wciąż nie odpuszczał. Mila podawał do Szewczuka, który z kolei zagrał właśnie do Łudzińskiego. Tym razem zabrakło centymetrów, by napastnik sięgnął piłki. Do końca spotkania gospodarze umiejętnie kontrolowali poczynania na boisku. Gdy wydawało się, że więcej bramek już nie padnie, to arbiter w doliczonym czasie gry po faulu na Januszu Gancarczyku podyktował rzut karny. Do piłki podszedł Mila, lecz gracz Śląska tej doskonałej sytuacji nie zamienił na bramkę. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie. - Chciałem podziękować zawodnikom. Od dłuższego czasu dają mi i nam satysfakcję ze swojej postawy. Myślę, że zwycięstwo jest zasłużone - stwierdził po meczu Ryszard Tarasiewicz.
Wrocławianie odnieśli wysokie zwycięstwo, choć to, gdyby nie problemy ze skutecznością, mogło być zdecydowanie wyższe. - Musimy to spotkanie przeanalizować, ale także szybko o nim zapomnieć, żeby pozbierać się przed następnym ważnym dla nas spotkaniem. Na pewno trener w szatni nie będzie z nas zadowolony - mówił po meczu wyraźnie smutny gracz Polonii, Jacek Broniewicz. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza zagrali bardzo dobre spotkanie i zasłużyli na trzy punkty. Poza Milą, Gancarczykiem i Łudzińskim, świetny mecz rozegrał także Jarosław Fojut, którzy w obronie był nie do przejścia. Fojut wygrał niemal każdy główkowy pojedynek. Z taką grą jak w sobotę wrocławianie mogą realnie myśleć o grze w europejskich pucharach. Polonia ze stolicy Dolnego Śląska wyjeżdża z bagażem trzech bramek. To najmniejszy wymiar kary, jaki ten zespół otrzymał od beniaminka ekstraklasy. - Niestety kompletnie ten mecz nam nie wyszedł. Musimy uznać zdecydowaną wyższość Śląska. Moi obrońcy byli po prostu bezradni. Nie było przodu, nie było boków, nie było środka obrony - podsumował spotkanie szkoleniowiec gości Marek Motyka.
Śląsk Wrocław - Polonia Bytom 3:0 (1:0)
1:0 - Hricko (sam.) 33'
2:0 - Łudziński 57'
3:0 - Łudziński 66'
Składy:
Śląsk Wrocław: W.Kaczmarek - Wołczek, Fojut, Celeban, Pawelec, Marek Gancarczyk, Łukasiewicz, Mila, Janusz Gancarczyk (90+2' Ulatowski), Szewczuk (89' Sobociński), Łudziński.
Polonia Bytom: Pesković - Hricko, Killar, Broniewicz, Klepczyński, Trzeciak (59' Jaromin), Grzyb, Brzęczek (76' Bazik), Radzewicz, Podstawek, Zieliński (59' Jugović).
Żółte kartki: Killar, Jaromin (Polonia).
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa).
Widzów: 8500 (gości: 500).
Najlepszy piłkarz Śląska: Marek Gancarczyk.
Najlepszy piłkarz Polonii: -
Piłkarz meczu: Marek Gancarczyk.
Statystyki:
strzały celne - 12:2
strzały niecelne - 7:4
rzuty rożne - 5:4
spalone - 3:2