Afera alkoholowo-karciana w reprezentacji Polski w tym roku była, trzeba przyznać, dość delikatna. Polscy piłkarze w porównaniu ze swoimi "wielkimi" poprzednikami, to prawdziwi harcerze. Gdyby chcieć wymienić wszystkich największych polskich piłkarzy kojarzonych z alkoholem, lista musiałaby liczyć kilkaset nazwisk. Zwłaszcza dziś temat jest popularny, gdy jak grzyby po deszczu powstają nowe autobiografie sportowców utracjuszy. Dziś przypominamy kilku z nich i związane z nimi afery.
[nextpage]
Legenda mówi, że w 1939 roku, wieczór przed meczem z Węgrami, ówczesnymi wicemistrzami świata, "Ezi" spędził leżąc pijany na stole bilardowym w Katowicach. W spotkaniu strzelił 3 bramki. Paweł Czado, dziennikarz "Gazety Wyborczej" i znawca piłki śląskiej, pisał, że etykieta pijaka przylgnęła do tego fenomenalnego napastnika trochę niesłusznie. Pijał on bowiem głównie słabsze alkohole (głównie upodobał sobie likiery), a fakt, że często bywał widziany w stanie wskazującym, zrzucał na swoją słabą głowę. Pewne jest, ze nie pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Berlina w 1936 roku, a oficjalnym powodem było właśnie to, że w przeddzień spotkania z Cracovią, przegranego przez Ruch 0:9, upił się z kolegami. Według dziennikarza badającego jego życie, Andrzeja Gowarzewskiego, faktycznym powodem było zawodowstwo zawodnika.
[nextpage]
"Kiedyś przed meczem z Legią szukano go przez całą noc po wszystkich możliwych knajpach i melinach. Znalazł się w jakiejś zaspie, ocucono go więc, wrzucono do wanny z gorącą wodą i pod prysznic z zimną. Jakoś doszedł do siebie, kilka godzin zaś później wbił Legii cztery bramki. Górnik wygrał 5:1" - pisał Stefan Szczepłek w "Rzeczpospolitej".
"Ernest pije, ale Ernest gra" - to najsłynniejszy z jego cytatów. Jeden z najlepszych piłkarzy w historii polskiego futbolu był jednocześnie jednym z największych amatorów mocnych trunków jaki widział nasz futbol.
Jeden z jego kolegów z Górnika powiedział kiedyś: "Przez te kilka lat, gdy graliśmy razem, nie zdarzyło się, żeby Ernest zagrał na trzeźwo".
Z kolei Włodzimierz Lubański pisał w swoich wspomnieniach: "Był piłkarskim fenomenem, choć nie mógł być dla mnie, wówczas szesnastolatka, wzorem do naśladowania. W każdy poniedziałek przychodził na trening na dużej bani. Zresztą pił dużo i często, co nie przeszkadzało mu jednak być wielkiej klasy artystą piłki. Ćmił papierosy i twierdził stanowczo, iż to właśnie piwko i cigarety dają mu dobre samopoczucie, że gdy ma w sobie odpowiedni nabój alkoholu i dymu, staje się odporniejszy i wtedy niestraszny mu żaden przeciwnik".
Głośny był incydent, po którym Ryszard Koncewicz zawiesił go w prawach zawodnika kadry na kilka miesięcy. Stało się to w Bratysławie po przegranym meczu z Czechosłowacją. Pohl wspominał (w "Encyklopedii Fuji"): - Przed obiadem zamówiliśmy sobie po dwie butelki światowej klasy piwa, Pilsnera. Kiedy kelner je podał, podszedł Koncewicz i powiedział, że nie wolno go nam pić i odesłał kelnera. Oświadczyłem, że nie jestem dzieckiem i nikt nie będzie mi zabraniał wypicia po meczu butelki piwa. Zapłaciłem i wypiłem.
[nextpage]
Edmund Kowal
"Kto wie, gdyby został w Warszawie, to może jeszcze by żył. Ale wrócił na Śląsk, a tam po prostu piło się więcej" - opowiadał Lucjan Brychczy, przyjaciel i partner "Epina" (oraz Pohla) z warszawskiej Legii.
Możliwe, że właśnie przez upodobanie do alkoholu zagrał zaledwie 8 razy w kadrze narodowej. Zginął tragicznie. W święta wielkanocne wybrał się do kolegi. Chciał wskoczyć do pędzącego wagonu, ale poślizgnął się i wpadł pod tramwaj, a butelka wódki, którą miał za pazuchą, zbiła się i go poraniła. Został przewieziony do szpitala specjalistycznego w Poznaniu, ale obrażenia były zbyt dotkliwe.
[nextpage]
Tadeusz Błachno
Pewnego dnia pomocnika łódzkiego Widzewa i jego nieodłącznego kompana Henryka Dawida odwozili do domu milicjanci zaprzyjaźnieni z klubem. Błachno ledwie widział na oczy, ale uznał, że funkcjonariusze pomylili drogę.
– Jak k... jedziesz, baranie! – wykrzyczał piłkarz. Trafił za kratki. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Błachno zagrał dwukrotnie w kadrze narodowej. Słynął z niesamowitej waleczności i żelaznych płuc. Oraz zamiłowania do alkoholu.
Nie ma jednej nogi. Stracił ją, gdy wpadł pod tramwaj. - Raz w życiu byłem trzeźwy. Gdybym był pijany, zdążyłbym uciec - tłumaczył.
[nextpage]
Główny bohater słynnej "Afery na Okęciu" uchodził za jednego z najlepszych bramkarzy swoich czasów, ale też za jednego z największych imprezowiczów. Zdarzało się, że przez kilka dni nie pojawiał się na treningach Widzewa. W łódzkim klubie zastąpił Stanisława Burzyńskiego, który spowodował wypadek ze skutkiem śmiertelnym, będąc pod wpływem alkoholu. Przed ważnymi meczami prezes Widzewa Ludwik Sobolewski groził drugiemu bramkarzowi Henrykowi Boleście: "Znajdź go,bo sam będziesz bronił". Bolesta znany był ze słabszej psychiki, więc stawał na głowie i zawsze "Młynarza" potrafił odnaleźć. Po latach Młynarczyk wyszedł z nałogu.
[nextpage]
Chyba już każdy wie, że potrafił na podstawce do piwa okiwać trzech obrońców? Ten fantastyczny drybler i kolejny kandydat na polskiego George'a Besta uzależnił się od alkoholu i jeszcze bardziej od hazardu. W jednym z wywiadów przyznał, że przepuścił 2 miliony dolarów. Do Polski wrócił, mając w kieszeni 600 tysięcy złotych ale i to szybko przepuścił.
W 2006 roku został oskarżony o kierowanie pod wpływem alkoholu.
W książce "Okoń" Ryszarda Chomicza, Kazimierz Górski tłumaczył: "Miał jakby to powiedzieć, pewne słabostki. Lubił towarzystwo. Przede wszystkim miał za dobre serce. Wykorzystywali to jego koledzy. Nie tylko piłkarze, ale również z innych dyscyplin sportowych, głównie bokserzy".
[nextpage]
Tego jednego z najlepszych polskich piłkarzy lat 80. odkurzyła jego znakomita autobiografia "Spalony". "Ajwen" był fantastycznym napastnikiem i to wiemy nie tylko z opowieści. W kadrze zagrał 29 razy, a gdyby nie kontuzje... Tak jak pozostali nasi bohaterowie, nie tyle nie wylewał za kołnierz, co spożywał rekordowe ilości alkoholu. Gdy wyjeżdżał z kraju w wieku 28 lat, był już wrakiem człowieka. Z czasem uzależnienie doprowadziło go do prób samobójczych.
Doszedł do siebie, choć z nałogu nigdy nie wyszedł, co najwyżej trochę go ograniczył. W wywiadzie z "PS" mówił: "Fakt, mam słaby charakter, jeśli chodzi o te sprawy. Jest jedna rzecz, która mnie denerwuje. Idę gdzieś, zamawiam kawę, a kelner mówi, że mnie zna z Kaprysu czy innej knajpy. K..., niech ktoś mi w końcu powie, że pamięta mnie z boiska! No bez przesady, przecież w międzyczasie grałem w piłkę. Mój problem polega na tym, że ja do picia nie potrzebuję kumpla. Wystarczy mi pełnia księżyca. Jestem meteopatą. Pełnia, halny, deszcz albo dzień bez słońca i już czuję się zagrożony."
Najsłynniejsza afera z jego udziałem dotyczy pobicia kelnerki (do czego się nie przyznawał) i milicjantów pod nocnym klubem w Krakowie.
[nextpage]
Był być może jednym z większych polskich talentów, ale nigdy nie zrobił wielkiej kariery. W kadrze zagrał zaledwie 5 razy. Zawsze wybierał alkohol. I oczywiście dziewczyny, które do niego lgnęły, bo Darek uchodził za wyjątkowego przystojniaka.
Tak wspominał go Mirosław Myśliński: "Gdy trafiłem do Śląska Wrocław, Darek był już zaawansowanym alkoholikiem. Zamykali go na wieczór. Jak wracaliśmy do koszar, musieliśmy przejść przez trzy dyżurki, a potem kładliśmy się spać w jednej sali. Ja się budziłem trzeźwy, a on kompletnie pijany. To zagadka, której nikt nie potrafił wyjaśnić. W końcu okazało się, że skumplował się z zawodnikami z sekcji podnoszenia ciężarów, którzy wynosili go razem z łóżkiem, dawali w gaz, a potem nieśli to łóżko na górę. Nikt nic nie zauważył...".
Marciniak z czasem pił coraz bardziej. To doprowadziło do jego śmierci w wieku niespełna 37 lat.
[nextpage]
Był symbolem zanikającego już pokolenia piłkarzy, które nie mogło się obyć bez alkoholu. W swojej świetnej autobiografii wspominał zgrupowania z lat 90., gdzie zawodnicy zlewali różne alkohole do wiadra i spożywali ten zabójczy koktajl. Do Kowalczyka przylgnęła łatka pijaczka, który mógł osiągnąć znacznie więcej, choć on sam uważał, że po prostu lubił się napić jak każdy. Dziś wygłasza kontrowersyjne i dość dziwaczne opinie w mediach, którymi dość regularnie daje do myślenia zawodnikom zastanawiającym się nad tym, czy uporał się z nałogiem.
[nextpage]
Ustrzelił kadrowego hat-tricka. Najpierw była głośna afera we Lwowie, gdzie upił się z Dariuszem Dudką i Radkiem Majewskim. Miał też dobijać się do pokoju tłumaczki i to właśnie zaważyło na zawieszeniu go w prawach reprezentanta. Potem został wyrzucony z kadry przez Franciszka Smudę. Za to, że "rozprowadzał" młodszych zawodników po mieście w Chicago. Choć oficjalnie za nadmierne spożywanie alkoholu w samolocie. W końcu jest jednym z głównych podejrzanych w ostatniej "aferze kadrowej", choć ta ostatnia jest w sumie niewielka, oparta na plotkach i mocno nadmuchana przez media. Chyba z nudów.
[nextpage]
W 2010 roku został przyłapany przez Franciszka Smudę na spożywaniu alkoholu podczas zgrupowania w Krakowie, ale obiecał, że więcej nie będzie. I wytrzymał aż do 2012 roku. Wtedy to w Niemczech wywołał awanturę w taksówce, zniszczył taksometr i został odwieziony na komisariat. Tam okazało się, że ma 1,5 promila alkoholu we krwi.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Taki mecz to wielka nagroda dla każdego piłkarza
[/color]