Niby dzieje się tak jak miało dziać. Jak wróżyli znawcy tematu i sytuacji w Napoli i Milanie, których kluczowi zawodnicy złożyli swe kolana na ołtarzu ojczyzny. Bez Arkadiusza Milika drużyna z Południa przeżyła trzy pogrzeby, jeden po drugim. Bez Riccardo Montolivo w Milanie trwa wesele, na którym wodzirejem jest osiemnastolatek.
Zdobyte Himalaje
Objawił się w momencie, kiedy Montolivo jeszcze stał na nogach, ale już się chwiał pod naciskiem krytyki i wszechobecnych gwizdów. Po dawnej pewności siebie nie zostało ani śladu. Z Sassuolo został przywołany na ławkę w 59 minucie i całe San Siro odetchnęło z ulgą. Równocześnie przywitało z entuzjazmem jego zmiennika, nie zdając sobie sprawy, że oto staje się świadkiem narodzin gwiazdy. Bo w tamtym momencie entuzjazm wziął się tylko z tego, że każdy był lepszy od Montolivo.
I tak osiemnastolatek wziął się za reżyserię poczynań czerwono-czarnych. Wszedł przy stanie 1:3, zakończył ze zwycięstwem 4:3 i łzami autentycznego wzruszenia w oczach. Jakby śnił i bał się, że za chwilę ktoś go zbudzi i przywoła do porządku. To jednak była prawda. Jego piękny strzał lewą nogą na 3:3 wprawił w zachwyt piłkarską La Scalę, który spotęgował niezwykły galop szczęścia po murawie wykonany przez nastolatka i przypominający niekontrolowaną radość Marco Tardellego po golu w finale mistrzostw świata w 1982 roku. Po meczu na Locatellego czekały pierwsze wywiady i standing ovation, które zgotowali mu koledzy w szatni. To wszystko po zaledwie szóstym występie w Serie A.
A później kontuzja usunęła całkowicie w cień Montolivo i pozwoliła Locatellemu pewniej chwycić za kierownicę. Jak z Juventusem w sobotę. Na pewno emocje do potęgi entej. Z Sassuolo zdarzyły się rzeczy dla niego ważne, ale stanowiące ledwie przygrywkę do tego, co czekało. Wtedy 30 tysięcy na trybunach, teraz komplet ponad 76 tysięcy i przede wszystkim magia mistrzów Włoch, drużyny z piłkarskich Himalajów. Zdobył je, strzelając drugiego w karierze pięknego gola z dystansu. Raz lewą, drugi raz prawą nogą. On, ledwie osiemnastoletni pokonał najlepszego bramkarza świata, wygrał z Juventusem, znalazł się w centrum uwagi i wszystkich rzucił do stóp. I jak tu od tego nie zwariować? Poprzednim nastolatkiem, który tak skutecznie oparł się turyńskiemu imperium był Mario Balotelli z Interu. Na pewno nie wzór do naśladowania. Jednak wtajemniczeni mówią, że Locatellemu sodówka nie grozi. Czuje wsparcie w rodzinie i trenerach, nie ma też siana w głowie. Ten wyrośnięty młodzieniec o burzy kędzierzawych włosów po prostu ma pisaną wielką przyszłość. Jak Andrea Pirlo uważają jedni, jak Fernando Redondo twierdzą inni, jak Montolivo mówią ci, którzy akurat temu piłkarzowi pamiętają dobre rzeczy.
(…)
Tomasz Lipiński
Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
ZOBACZ WIDEO Marcin Robak: Była duża złość
{"id":"","title":""}
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)