Geniusz prostoty skończył karierę. Miroslav Klose nie będzie już zdobywał bramek
- Mieszkaliśmy razem w pokoju na wielu zgrupowaniach. Potem trener nam tego zabronił i wtedy wylądowałem z Nenadem Bjelicą, obecnie prowadzącym Lecha Poznań. Chodziło o to, że ja i Miro za dużo mówiliśmy po polsku, a w klubie chcieli, żebyśmy wszyscy posługiwali się niemieckim. To był ich sposób na integrację, kadrę Kaiserslautern w połowie tworzyli obcokrajowcy - wyjaśnia Kłos.
Dlaczego więc jego klubowy kolega nie chciał rozmawiać w języku polskim z innymi? - Podejrzewam, że się wstydził. On naprawdę tego nie zapomniał, rozumiał wszystko i potrafił się wysłowić, ale gramatycznie nie wychodziło mu to najlepiej. Tak już jest z ludźmi skrytymi. A Miroslav do nich należy, przez dwa lata poza pracą spotykaliśmy się kilkakrotnie. Nie był specjalnie kontaktowy - dodaje były reprezentant naszego kraju.
Zero skandali
Niemcy pokochali go za bramki oraz charakter. Klose ujął ich właśnie normalnością. Nigdy nie nosił się jak typowa gwiazda. Wolał stać z boku, przemykać gdzieś po cichu i nie błyszczeć w mediach. Przez całą karierę nie wywołał żadnego skandalu. Za pierwsze poważne pieniądze wybudował z rodzicami dom, który często odwiedza.
Fanaberie? Przez te wszystkie lata uzbierałaby się ledwie jedna. Kiedy papieżem został Benedykt XVI, Miroslav - jak na byłego ministranta przystało - poprosił go o prywatną audiencję. Pojechał na nią z całą rodziną.
- Właśnie to powoduje, że Miro jest tak popularny. Ludzie kochają go, bo to inny typ idola niż Oliver Kahn czy Stefan Effenberg. Ma w sobie dużo pokory - uważa Ulrich Hesse, autor książki "Tor! Historia niemieckiej piłki nożnej".