Roger Guerreiro: Upicie mnie było marzeniem reprezentantów

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Jak wspomina pan jego zachowanie? Dzisiaj jest kapitanem kadry, prawdziwym liderem.

- Są różne style liderowania. Niektórzy uważają, że kapitan powinien być człowiekiem energicznym, krzyczącym, pouczającym wszystkich. Ale Robert jest inny - wystarczy, że się na niego spojrzy i już wzbudza szacunek i wiadomo, że trzeba go słuchać. Nie mieliśmy wtedy intensywnego kontaktu, ale Robert jest trochę inny ode mnie. Ja ciągle mówię, śmieję się, żartuję - on był wtedy trochę wycofany, starał się trzymać dystans.

Jest pan zaskoczony tym, jak potoczyły się losy innych zawodników? Na przykład Rybusa, Jędrzejczyka, Grosickiego…

- Jestem zaskoczony, ale w pozytywnym sensie. Cieszę się też, że jestem częścią historii tych wszystkich piłkarzy. Ktoś mi niedawno przypomniał mecz przeciwko San Marino. Wtedy właśnie podałem piłkę do "Lewego", a on zdobył swojego pierwszego gola w kadrze. To są historie, których nie da się wymazać.

Widziałby się pan w obecnej kadrze?

- Kadra wciąż pozostaje moim marzeniem. Nawet wiele osób mówi mi, że powinienem w niej grać. Zdaję sobie jednak sprawę, jak wielka panuje tam teraz rywalizacja. Oczywiste jest, że powołanie będzie możliwe tylko w przypadku regularnej gry w klubie. Być może od nowego roku będę grał w nowym miejscu, pojawi się szansa pokazania się i powołanie jeszcze nadejdzie.

Czyli wciąż pan w to wierzy?

- Jeśli nie zakończyłem kariery piłkarskiej, to nie zakończyłem także kariery reprezentacyjnej.

Zapewne dotarło już do pana, że w ostatnich tygodniach w Polsce dużo mówiło się o aferze alkoholowej. Pan także podchodzi do tej kwestii w kategoriach afery i skandalu? A może w kadrze za pana czasów takie sytuacje również się zdarzały i według pana nic złego się nie stało?

- Do tej konkretnej sprawy nie chcę się odnosić, bo nie ma mnie teraz w zespole, nie widziałem, co się tam dokładnie wydarzyło, a wszyscy opieramy się tylko na wiedzy dostarczonej przez gazety. A wiadomo, że w gazetach najlepiej sprzedaje się to, co skandaliczne i bulwersujące. Gdy zespół wygra, gazetę kupi 30 osób, a gdy na pierwszej stronie napisze się o skandalu na zgrupowaniu, sprzedaż automatycznie rośnie. Jeśli piłkarze bawią się w wolnym czasie, a później nie ma to żadnego wpływu na ich grę, niech robią sobie, co im się podoba.

Niedawno Ludovic Obraniak wspominał w wywiadzie dla francuskiej telewizji, że w Polsce przeszedł alkoholowy chrzest, ojciec jednego z reprezentantów Polski zaproponował mu bardzo mocny alkohol. Pan podobny chrzest również miał?

- Nie, nic takiego nie miało miejsca.

A w kadrze się piło?

- Po wygranych meczach rzeczywiście zdarzało się, że cała drużyna schodziła razem do restauracji, prosiła trenera o pozwolenie na wypicie piwa. Ja jednak byłem jedynym piłkarzem w kadrze, który alkoholu nie pił. Zawsze zostawałem przy coli. Sam nigdy nie byłem jednak świadkiem żadnego skandalu, nigdy nie widziałem, żeby alkohol lał się strumieniami, jak przedstawiały to teraz niektóre gazety.

Jak w takim razie traktowała pana drużyna? Przecież w Polsce kto nie pije, ten kabluje.

- Znam to powiedzenie, w Brazylii brzmi ono tak samo. A jak mnie traktowała drużyna? Śmiali się ze mnie, żartów ze mnie było dużo, gdy ktoś składał ogólne zamówienie, zawsze od razu i bez pytania brano dla mnie colę. Zresztą, marzeniem reprezentantów było, żeby mnie pewnego dnia upić. Do dzisiaj im się jednak nie udało.

Ale całego życia na coca-coli i spokojnym siedzeniu w domu chyba pan nie przeżył? W Warszawie były nocne wypady do klubów, zabawa…

- No tak, zdarzało się, bo w czasach, gdy grałem w Legii Warszawa, nie miałem żony i dzieci, byłem kawalerem. Korzystałem więc z atrakcji zapewnianych przez miasto. Ale zawsze w dniach wolnych, nigdy w momentach, w których miałoby to wpływ na moją dyspozycję. Po meczu zawsze mieliśmy dzień wolny, był więc czas na zabawę. Ale imienia Legii nigdy nie splamiłem.

Legioniści mieli wtedy ulubione lokale.

- Rzeczywiście, jeśli już można było nas spotkać na mieście, to albo w Cynamonie, albo Platinium. Słyszałem, że Cynamon już nie istnieje.

Tylko szczerze - pana wizyta w Polsce wiąże się z poszukiwaniem pracy w naszym kraju?

- Szukam, również w Polsce. Pojawiło się kilka tematów, ale jeśli będę miał do wyboru grę tutaj lub za granicą, wybiorę Polskę. Zawsze powtarzałem, że do Polski w przyszłości chciałbym wrócić. Wcześniej się to nie udało, z wielu powodów. Choćby dlatego, że urodziły mi się dzieci, chciałem być blisko nich. Teraz jest dobry moment, jestem wolnym zawodnikiem, więc można spróbować.

Chodzi tylko o ekstraklasę czy gra w I lidze też pana interesuje?

- Czuję się na siłach, żeby zagrać w ekstraklasie. Ale jeśli pojawiłaby się oferta z zaplecza, wszystko zależałoby wtedy od struktury klubu. Czasem zespoły z niższej klasy są lepiej zorganizowane niż te z ekstraklasy, więc niczego nie wykluczam.

Gdyby jakiś klub zaproponował panu kilkudniowe testy, zgodziłby się pan na nie? Nikt tak naprawdę nie wie, w jakiej jest pan formie.

- Jasne, mógłbym takie testy przejść. Wiele osób kwestionuje moje możliwości fizyczne ze względu na wiek. Mam 34 lata, więc nic dziwnego, że ktoś chciałby się przyjrzeć mojemu przygotowaniu. Z kolei technicznie - nie zmieniło się nic w ostatnich latach.

Poszukiwania klubu związane są z pana sytuacją finansową? Wiadomo, że Grecy nie wypłacili panu ogromnej sumy pieniędzy. Jest pan zdesperowany?

- Zdesperowany nie jestem, ale mam rodzinę, dzieci - muszę zarabiać. Tym bardziej, że pieniądze, które w przeszłości udało się uzbierać, ulatują. A kasę wiszą mi nie tylko Grecy - trzy kluby z Brazylii też zalegają mi spore sumy. Moja sytuacja nie jest zła, ale byłaby o wiele lepsza, gdyby wszystkie należne mi pieniądze zostały mi wypłacone.

Czyli jak je pan dostanie, będzie pan milionerem!

- Tak, będę!

Gdy patrzy pan teraz na to, jak potoczyła się pana kariera – często nachodzą pana myśli, że odejście z Legii było błędem?

- Gdybym wiedział to, co wiem teraz, to wiadomo, że z Legii bym nie odszedł. Gdybym wiedział, jak rozwinie się ten klub, w jakich rozgrywkach będzie występował - tym bardziej bym nie wyjechał. Ale tu nie chodzi o żal, była to dla mnie lekcja życia.

Rozmawiali Paweł Kapusta i Mateusz Skwierawski

Czy jakiś klub polskiej ekstraklasy powinien zatrudnić Rogera Guerreiro?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×