Zbigniew Boniek dla WP SportoweFakty: Czas zająć się patologiami

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Kto w takim razie popełnia największy błąd? Trener, który nie potrafi zapanować nad rodzicami?

- Oczywiście. Od samego początku współpracy między trenerem a rodzicami powinien być przedstawiony i zaakceptowany regulamin. W jego ramach powinno być na przykład, że jeśli rodzic chce obserwować trening, może to robić w skupieniu i ciszy, ale ma zakaz doradzania dzieciakowi, krzyczenia. To samo w trakcie meczu - rodzice mogą przebywać na trybunach, przecież nikt nikomu nie będzie tego zakazywał – ale powinni być umówieni z trenerem na godne zachowywanie się. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że to nie jest takie proste, bo jeśli trafi się niewychowana osoba, to obojętnie czego by się nie zrobiło i tak będą ryki i krzyki. Bo taka osoba tak samo zachowuje się w każdej innej sytuacji życiowej, nie tylko na meczu swojego dziecka.

Zdaje pan sobie sprawę, że jeśli dochodzi na meczach dzieci do sytuacji, w których rodzice bądź trenerzy zaczynają zachowywać się wulgarnie, sędzia nie może przedwcześnie zakończyć zawodów?

- Jak to? Dlaczego nie może?

Bo później zostanie wezwany na Wydział Dyscypliny działający przy lokalnym związku piłki nożnej i zostanie napomniany, że obowiązkiem arbitra jest dokończenie zawodów. Musi zrobić wszystko, żeby mecz dokończyć.

- Ale takie coś może dotyczyć tylko piłki profesjonalnej a nie dziecięcej! Jeśli jest tak, jak pan mówi, to ja się tym na pewno zajmę. Jeśli podczas meczów dzieci z trybun zaczynają lecieć obelgi, sędzia powinien mieć obowiązek gwizdnięcia i zakończenia takiego meczu. I to nie podlega żadnej dyskusji. Przecież rozmawiamy o piłce, która jest jedynie wstępem do poważniejszego sportu. To miejsce, w którym powinno się uczyć zasad, reguł, poprawnych zachowań. Tam zasady dla dzieciaka powinny być jasne, klarowne i mocne. Jeśli gdziekolwiek zaczyna się pojawiać agresja, chamstwo, wulgaryzmy, sędzia powinien kończyć zawody. Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że nie jest łatwo mieć jaja, gdy ma się 17 czy 18 lat i jako sędzia trzeba stawić czoła agresywnym rodzicom bądź trenerom.

Nie ma pan wrażenia, że spora wina w całej sytuacji jest również po stronie wojewódzkich związków? Bo wiele spraw - nagannych, mających fatalny wpływ na przyglądających się temu młodych zawodników - było zamiatanych pod dywan? Choćby sprawy agresywnych trenerów, lżących młodych, początkujących sędziów na meczach dzieci, którzy ponosili za to żenująco niskie konsekwencje albo nie ponosili ich w ogóle. Na przykład - ostatnia, głośna sprawa, w której agresywny trener został ukarany w gruncie rzeczy niższą karą niż zaatakowany sędzia, który go opisał w sprawozdaniu i upublicznił protokół.

- Tylko niech pan nie pomyśli, że uciekam od odpowiedzialności, bo zupełnie nie o to chodzi. To nie jest pytanie do PZPN. W terenie piłkę robią wojewódzkie związki, a nasza ingerencja w ich działania nie jest oparta na żadnych podstawach prawnych. To są niezależne podmioty, które mogą z piłką robić, co im się chce. Oczywiście, muszą przestrzegać pewnych nadrzędnych regulaminów, ale w gruncie rzeczy są niezależne. Natomiast jeśli doszli do takich wniosków, o jakich pan mówi, to wyciągnęli złe wnioski.

Czyli PZPN nie ma żadnego przełożenia na to, co dzieje się w wojewódzkich związkach i przy okazji głośniejszych spraw nie ma żadnego mechanizmu nadzoru, kontroli?

- Nie ma żadnego. W odniesieniu do sprawy pana Mięciela mogę na przykład napisać pismo do prezesa Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej, informując, że śledziłem doniesienia medialne dotyczące sprawy i w PZPN jesteśmy zdania, że w całej aferze jedyną winną osobą jest trener, a nie sędzia. I grzeczność nakazywałaby prezesowi MZPN odpowiedzieć, dlaczego podjęto taką a nie inną decyzję.

- Dla mnie sprawa pana Mięciela jest jasna. Żaden sędzia nie napisze w protokole czegoś, co jest nieprawdą. Nie ma takiej możliwości, żeby sędzia napisał w sprawozdaniu, że przyszedł do niego po meczu do szatni Boniek i mu naubliżał, jeśli tak nie było. Sędzia to jest świętość - nawet jeśli popełnił jakiś błąd na boisku. Jestem zaskoczony postępowaniem Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej w tej sprawie.

Wydział Dyscypliny ukarał trenera niewysoką karą pieniężną, na dodatek w zawieszeniu. Sędziego z kolei naganą za to, że sprawozdanie było napisane później, a trener nie mógł w nie zajrzeć i złożyć swojego podpisu. To tak, jakby zgwałcona kobieta szukała po lesie gwałciciela i prosiła go o podpis pod zeznaniami. Absurd.

- To rzeczywiście absurdalne. Nie powinien się pod tym podpisywać żaden trener, to jest dokument sędziego. Jeśli arbiter tak napisał, oznacza to, że tak było. Żaden sędzia kończący mecz nie chce afery, żadnych odprysków, ciągania po wydziałach dyscypliny. Dochodzimy zresztą do kolejnej sprawy - że ktoś stara się poddawać pod wątpliwość relacje sędziego. Jestem absolutnie zdziwiony, że Mięciel dostał w gruncie rzeczy karę niższą niż sędzia. To skandal, przyjrzę się temu.

Za moich czasów piłka nie była drogą do pieniędzy i sławy. Było odwrotnie - rodzice powtarzali, że trzeba się uczyć, bo piłka chleba nie daje.


Jakie dokładnie działania szykujecie w PZPN, aby walczyć z patologiami w meczach dzieci?

- Chcemy przygotować kilka ogólnopolskich akcji. Zaprosimy do nich naszych piłkarzy, tych znanych, idoli dzieci. To będą akcje mające na celu przekazanie, że liczy się przede wszystkim pasja, radość z grania w piłkę. Przekonujących, że niezdrowe emocje, pretensje, tworzenie i nakładanie chorej presji przez dorosłych na dzieci nie prowadzi do niczego dobrego.

- Szykujemy także nowe zasady dotyczące kursów sędziowskich. W Polsce wszyscy krytykują sędziów, ale jednocześnie mało kto chce sędzią zostać. Zdecydowana większość myśli, żeby zostać arbitrem, a później co roku awansować z klasy do klasy i za jakiś czas prowadzić mecze Ligi Mistrzów. A my chcemy to zmienić, zachęcić do sędziowania jako formy spędzania wolnego czasu - wyjścia w niedzielę na świeże powietrze, pobiegania, a na dodatek zarobienia za to na coca-colę.

Dzisiaj w Polsce na kursy sędziowskie mogą zapisywać się osoby, które mają 17 lat. To bardzo wysoki limit wiekowy, w Niemczech czy Hiszpanii sędziują już 12-letnie dzieci.

- Chcemy wprowadzić nowe zasady. Dzisiaj, by zostać sędzią, trzeba mieć 17 lat, zapisać się na kurs, który trwa trzy miesiące. Jesteśmy w trakcie przygotowywania przepisów, które będą dopuszczały do sędziowania meczów na najniższym szczeblu - czyli na przykład meczów ośmio- czy dziesięciolatków - osoby, które ukończą trzydniowy kurs. A jeśli ktoś udowodni, że grał bądź gra w ligową piłkę - nawet na tym lokalnym poziomie - uprawnienia do prowadzenia zawodów na najniższym szczeblu będzie dostawał po odbyciu rozmowy kwalifikacyjnej. I co ważne - nie będzie musiał za to płacić. Kolejna rzecz - obniżymy limit wiekowy z 17 do 15 lat. Uważamy w PZPN, że taki limit będzie odpowiedni. Oczywiście 15-letni sędziowie nie będą wysyłani od razu na nie wiadomo jakie mecze ligowe, będą musieli się oswajać z gwizdkiem, sędziowaliby mecze najmłodszych roczników, uczyli się poruszania po boisku, zapoznawali się z tym fachem.

- Chodzi nam o upowszechnienie funkcji sędziego, uświadamianie na temat przepisów. A jeśli takim osobom sędziowanie przypadnie do gustu, będą mogły pójść do swojego związku, zdać kolejne egzaminy z przepisów i walczyć o możliwość sędziowania w starszych rocznikach i wyższych ligach. Uważam, że na takim poziomie sędzia nie musi być drugim Marciniakiem, nie musi znać wszystkich regulaminów. Gdy się czasem pomyli, nie powinno to mieć dla nikogo większego znaczenia.

Jak oceniasz zapowiadane przez prezesa Zbigniewa Bońka zmiany w dziedzinie piłki amatorskiej?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×