Gdzie "Diabeł" mówi dzień dobry
Szarmach w tym czasie trenował po godzinach. Grał w Polonii Gdańsk, klubie podpiętym pod stocznię. Jadał w kantynie z Lechem Wałęsą, ale wtedy jeden był zwykłym monterem kadłubowym i dzień spędzał ubrany w azbestowy kombinezon. Drugi był zwykłym elektrykiem. Historia miała się zdarzyć dopiero za kilka lat.
W stoczni w pewnym momencie skrócono mu pracę o dwie godziny, ale pod warunkiem, że poświęci je na treningi. Na to przystał z przyjemnością. Zresztą pochodził z rodziny, gdzie sport był standardem. On i bracia, szybcy, wysportowani.
Grał dużo w siatkówkę. Potem to się przyda. Na starych meczach można zobaczyć, jak wybija się z dwóch nóg w powietrze, co raczej nie jest typowe dla piłkarzy. Przez chwilę wisi w górze i celuje. Na pewno był jednym z lepiej grających głową napastników w swoich czasach. A może i w ogóle w historii piłki nożnej. Coś podobnego potem będzie można oglądać w wykonaniu Miroslava Klose, syna przyjaciela Szarmacha, Józefa.
W Polonii szybko zorientował się, że może żyć z gry w piłkę, a potwierdzeniem był transfer do Arki Gdynia. Zagrał tam ledwie kilka spotkań, strzelił kilka goli i złamał obojczyk. A Arka chciała mu złamać karierę, gdy zapragnął spróbować czegoś poważniejszego. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdy zgłosił się do niego szperacz z Górnika Zabrze. "Panie, co wy tam potrzebujecie, chłopca do podawania piłek?" - zapytał. Bo wtedy w Górniku było 15 reprezentantów Polski. Szefowie Arki się dowiedzieli i zapytali, czego mu potrzeba. A on, że przydałaby się kawalerka, żeby nie musiał kursować między Gdańskiem a Gdynią, bo wychodzi w nocy i wraca w nocy. "To się da zrobić" usłyszał.
Szarmach wspomina: - Po sezonie pojechaliśmy z Arką do NRD na roztrenowanie. Wracamy, a na peronie czeka na mnie brat. "Nie idź do domu, WSW na ciebie czeka" - widzę przerażonego Mariana. Mówi, że mają bilet dla mnie do jednostki wojskowej w Ustce. Okręty podwodne na 3 lata. Ładne mieszkanie, co? Ustaliliśmy, że Marian zabierze moją torbę do domu, a matka upierze brudne rzeczy i da nowe. Umówiliśmy się wieczorem na dworcu. Wskoczyliśmy w pociąg do Katowic, a o 6 rano byliśmy na Śląsku. Miałem adres tego faceta z Górnika, poszedłem do niego z rana i mówię: "Chcieliście mnie, więc jestem". Zamknął mnie na tydzień w pokoju hotelowym na stadionie w Zabrzu. Przez tydzień brat mi żarcie donosił, a potem byłem już zatrudniony w kopalni.