W pewnym mieście, w schronisku dla zwierząt, zaangażowano nowego weterynarza. Był polecany, więc nikt niczego nie podejrzewał. Na dzień dobry weterynarz stare psy bez pytania zamknął w klatce i przestał je karmić. Gdy psy ujadały z bólu i wycieńczenia, weterynarz zamykał drzwi i wkładał zatyczki do uszu. Gdy zwracano mu uwagę, odwracał się i odchodził. Nikt nie będzie mu mówił, co ma robić, on tu jest weterynarzem. Jakiekolwiek próby rozmów odbijały się od ściany.
Kazał zwolnić wszystkich, którzy kojarzyli się z jego poprzednikiem, człowiekiem sukcesu, facetem, którego kochały wszystkie zwierzęta. Głodne psy nic z tego nie rozumiały. Dlaczego jest tak źle, skoro przed chwilą było tak dobrze?
Przy najbliższej okazji, najstarszy z wygłodzonych psów, wypuszczony z klatki "dziabnął" weterynarza. A potem zrobił to jeszcze raz. Delikatnie, ale przy wszystkich.
Ludzie nie znający sytuacji zaczęli krzyczeć, że psa natychmiast należy uśpić. Tłum napierał na bramę schroniska, lokalni dziennikarze wydzwaniali do burmistrza.
ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy w "Marce". Reportaż WP SportoweFakty
W końcu dyrektor schroniska, patrząc na mizerię psów i niechęć weterynarza do jakiejkolwiek współpracy, postanowił, że zrobi dwie rzeczy: po pierwsze zwolnił weterynarza i zapowiedział poszukiwanie nowego. Po drugie zlał psa solidnie (bo człowieka się nie gryzie), ale potem go przytulił i nakarmił. I obiecał, że pies będzie mógł zostać u niego tak długo jak zechce. I nie będzie chodził głodny.
Ale tłum nie odpuszczał. Żądał wyższej kary. Więc burmistrz kazał psa dodatkowo wychłostać. Lud zawył ze szczęścia a burmistrz przeczytał w lokalnej gazecie, że zrobił co należy, bo przecież pies nie może ugryźć człowieka"
***
W sporze Sebastiana Dudka z Piotrem Mandryszem wyjątkowo (to istotne słowo) trzymam stronę piłkarza. Nie popieram tego co zrobił. Uważam, że sposób w jaki wypowiadał się w Polsacie na temat swojego trenera ("osoba, która nas prowadzi") jest naganny. Jeszcze ostrzejszy, wręcz żenujący, ujawniony przez Zbigniewa Bońka, prezesa PZPN, atak piłkarza schodzącego z szatni: "Rękę podaje się mężczyźnie, a nie frajerowi". Pytanie tylko, czy reakcja PZPN jest w tej sprawie uczciwa i słuszna? Czy związek interweniuje w każdej sprawie gdy piłkarz nawrzuca trenerowi albo trener piłkarzowi?
Trzeba porozmawiać z ludźmi, zrobić jakieś małe dochodzenie. I co z niego wyjdzie? Że Dudek nie wyraził swojego własnego zdania, ale zdanie szatni. Wziął na siebie odpowiedzialność jako kapitan i najstarszy zawodnik zespołu.
Problem stworzył Jacek Magiera. Piłkarze go uwielbiali, za to, że miał podejście ludzkie i sprawiedliwe. Jak mówi jeden z nich: "u Jacka wszyscy czuli się potrzebni, motywacja była pozytywna, każdy wiedział, że dostanie w końcu swoją szansę, jeśli na nią zasłuży".
I co zrobił Magiera? Odszedł. A biedni piłkarze myśleli, że tak będzie zawsze. Tymczasem wkrótce po nim (choć nie bezpośrednio), przyszedł Mandrysz, który nie podawał żadnych uzasadnień swoich decyzji, z nikim nie rozmawiał, na dzień dobry kazał zwolnić ludzi, którzy razem z Magierą wypracowali sukces. Przecież on tu nikogo od przygotowania fizycznego nie potrzebuje. Nowy trener zaczął burzyć wszystko co zostało zbudowane i ktoś powiedział "stop". Powinien powiedzieć prezes, ale nie zdążył. Mandrysz doprowadził piłkarzy do ostateczności i dlatego Dudek zachował się tak jak się zachował.
Dudkowi wypomina się sprawę z Orestem Lenczykiem, którego też publicznie skrytykował. Uważam, że wtedy zrobił z siebie idiotę. To, że nie znosił Lenczyka, to jego sprawa. Nie znosiła go cała drużyna Śląska Wrocław, jak nikogo innego wcześniej. Ponoć Lenczyk wyjechał z Wrocławia szybko po otrzymaniu informacji o zwolnieniu, bo pomagało mu się pakować sześć osób, a wszystko trwało zaledwie pięć minut. Każdy marzył tylko o tym, żeby stary trener szybko minął tabliczkę z przekreślonym napisem "Wrocław".
Tyle, że Lenczyk miał wyniki. Został mistrzem Polski z drużyną przeciętnych zawodników. I kiedyś Dudek zadzwoni do Lenczyka i mu podziękuje. Jestem przekonany. Jak wielu piłkarzy, z którymi ten pracował i którzy go nie znosili.
A czy zadzwoni do Mandrysza? Nie, bo to nie ten sam przypadek.
Mam wątpliwości, czy sprawa Dudka kwalifikowała się do tak ostrej i jednostronnej interwencji PZPN.
Sprawę powinien załatwić klub. I załatwił. Zagłębie ukarało zawodnika 10 tysiącami złotych kary i to są duże pieniądze. I na tym sprawa powinna zostać zamknięta.
Piłkarze uznali, że zrzucą się na karę kapitana, bo ten po prostu powiedział to, co oni wszyscy chcieli powiedzieć. A prezes klubu ma zaoferować Dudkowi przedłużenie umowy.
Ale widzę, że lud chce krwi. Niektórzy moi koledzy (i to dobrzy) dziennikarze już się licytują, jak wysoka powinna być kara i dlaczego dużo wyższa.
Dyrektor sportowy związku, Stefan Majewski, spełnił żądania dziennikarzy i wyrzucił Dudka z kursu trenerskiego UEFA A. Tak zwany sąd twitterowy. Kto ma rację? Czy związkowi chodziło o sprawiedliwość czy demonstrację siły oraz chęć przypodobania się tłumowi?
Jakimś argumentem jest to, że brak reakcji związku mógłby oznaczać przyzwolenie na tego typu praktyki. Może, ale uważam, że kara jest za ostra, jeśli weźmiemy pod uwagę wszelkie okoliczności. Ale Majewski nawet sobie nie zadał trudu, żeby te okoliczności zbadać. Trenerzy to nie są jakieś święte krowy, których nie można skrytykować. Jest wielu świetnych, ale są też nieudacznicy i niszczyciele.
Oczywiście, że zachowanie Dudka było nieprofesjonalne. Miał do wyboru: albo donos do prezesa (nieetyczne) albo wyjście do kamer (nieprofesjonalne). Wybrał jego zdaniem mniejsze zło. To był akt desperacji.