Autobusem linii 688 do wielkiego futbolu. Mała ojczyzna Arkadiusza Milika

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Co by było, gdyby nie "Moki"?

Wszystko dlatego, że rozpoczynając naukę w podstawówce, chłopak regularnie trenował już w Rozwoju. A to nie było łatwe logistycznie, skoro od mieszkania w Tychach do stadionu w Katowicach jest 25 kilometrów. Tu nieocenioną rolę odegrał Mogilan, dobrze zapowiadający się piłkarz, trzecioligowiec, przyjaciel Łukasza, dobry duch okolicy. Był górnikiem w kopalni Wujek, ale z racji tego, że był również piłkarzem Rozwoju, nie musiał spędzać wielu godzin na dole. Około godziny 15 był już wolny, wsiadał w samochód, wracał na "enkę", brał małego Arka i wiózł na trening.

Zajęcia były świętością, dlatego w sytuacji, w której z jakiegoś powodu Mogilan nie miał do dyspozycji samochodu, wsiadał w autobus, wracał z kopalni na osiedle w Tychach, na przystanku Dmowskiego w biegu oddawał matce Arka torby z zakupami i ciuchami z kopalni, zabierał młodego do autobusu, i jechał z powrotem do Katowic. Mama piłkarza odnosiła torby do domu przyjaciela rodziny, mieszkającego w wielopiętrowym bloku kilkadziesiąt metrów od Milików. Autobus linii 688 jechał na katowicki Brynów. To miejsce, w którym Milik spędził dużą część swojego młodzieńczego życia.

Przystanek linii autobusowej 688 na katowicki Brynów. Przystanek linii autobusowej 688 na katowicki Brynów.
- Arek miał to szczęście, że na swojej drodze spotkał odpowiednich, dobrych ludzi. Kto wie, czy byłby teraz tam, gdzie jest, gdyby nie pomoc trenera Mogilana - uważa Habryka. "Aro" nie miał łatwego dzieciństwa. Ojciec zostawił rodzinę, gdy chłopak miał sześć lat, wychowywali go matka oraz brat. Zaczął wsiąkać w złe towarzystwo, w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" mówił nawet, że jeszcze zanim poszedł do szkoły podstawowej, zaczął popalać papierosy i kraść w osiedlowych sklepikach. Na dobre tory skierował go Mogilan. Pokazał mu inną drogę, pilnował. - Sławek był jednym z jego pierwszych trenerów. Prowadził osiedlową drużynę. Nazywała się Colo-Colo. Gdy Arek szedł do Pierwszej Komunii, Sławek zdawał egzamin na trenera, dzięki czemu później mógł prowadzić go także w Rozwoju - wspomina starszy Milik.

Mimo dużej różnicy wieku Mogilan stał się przyjacielem Arkadiusza. Młodzieniec zaczął u niego spędzać więcej czasu niż w domu - wspólne oglądanie meczów, analizy, dyskusje na temat futbolu. "Moki" przy zawodniku jest do dzisiaj - doradza przy podejmowaniu najważniejszych decyzji, analizuje występy, pilnuje, żeby gwiazda Napoli nie odleciała i wciąż twardo stąpała po ziemi. W początkowej fazie gry w Ajaksie Amsterdam mówiło się, że to Adam Nawałka odegrał decydującą rolę w odbudowaniu piłkarza, a prawda jest taka, że stał za tym w równym stopniu wspierający go Mogilan. Jest w zasadzie częścią rodziny. Nawet po przeprowadzce z "enki" do Katowic panowie mieli mieszkania na tym samym osiedlu.

ZOBACZ WIDEO Jacek Magiera: Potrzebujemy "resetu" przed starciem z Ajaksem (źródło: TVP SA)

Zgubiony "Aro", zgubiony Lennox

Początki samodzielności młodego piłkarza nie były najłatwiejsze - jeden z pierwszych wyjazdów do Katowic bez asysty dorosłego skończył się alarmem i ogłoszonymi poszukiwaniami. Milik miał jechać z dziecięcą drużyną Rozwoju na mecz, zbiórka była jak zawsze - na stadionie. - Na odpowiednim przystanku miał wysiąść z autobusu, pokonać drogę zajmującą dziesięć minut na piechotę i tam wsiąść z resztą zespołu do autokaru - wspomina starszy brat zawodnika. Cała drużyna zjawiła się o czasie, a Milik - przepadł jak kamień w wodę. Zdenerwowany Mogilan zadzwonił do starszego brata z pytaniem, gdzie się podział Arek.

- Od razu ruszyłem w drogę do Katowic, objechałem wszystkie przystanki autobusowe, nigdzie go nie było. Autobus wyjechał ze stadionu bez Arka, a ja ze Sławkiem jeździliśmy po całym mieście i go szukaliśmy. Po jakimś czasie wpadliśmy na pomysł, żeby zadzwonić na stadion w Imielinie, gdzie miał być rozegrany mecz. Kierownik obiektu powiedział, że Arek normalnie biega po boisku. Później okazało się, że autokar wyjeżdżając z okolic Rozwoju przypadkowo odnalazł zgubę, trener zabrał go na mecz, ale nam o tym nie powiedział. Młody grał, a ja z "Mokim" jeździliśmy po Katowicach i prowadziliśmy akcję poszukiwawczą - wspomina brat piłkarza.

Arkadiusz Milik odbiera puchar za zwycięstwo w dziecięcym turnieju. W tle Sławomir Mogilan (z lewej) oraz brat Arkadiusza, Łukasz (z prawej). fot. KS ROZWÓJ KATOWICE, rocznik 1994. Arkadiusz Milik odbiera puchar za zwycięstwo w dziecięcym turnieju. W tle Sławomir Mogilan (z lewej) oraz brat Arkadiusza, Łukasz (z prawej). fot. KS ROZWÓJ KATOWICE, rocznik 1994.
Arkadiusz Milik (w środku) podczas jednego z dziecięcych turniejów. fot. KS ROZWÓJ KATOWICE, rocznik 1994 Arkadiusz Milik (w środku) podczas jednego z dziecięcych turniejów. fot. KS ROZWÓJ KATOWICE, rocznik 1994
Roztargnienie młodego Milika jest zresztą w rodzinie wspominane ze śmiechem. Pewnego dnia mama kazała Arkowi iść do piekarni na drugą stronę ulicy. Piłkarz wziął pieniądze, psa i wyszedł z mieszkania. Po kilku minutach wrócił z zakupami, ale bez zwierzaka. Matka z bratem zaczęli dopytywać, gdzie młody zgubił boksera, ten jednak nie umiał odpowiedzieć. Dobrze, że piekarnia była w zasięgu wzroku z okien. - Lennox czekał grzecznie uwiązany do barierki pod sklepem. Arek tak się zamyślił, znając życie pewnie na temat piłki, że zapomniał go odwiązać i zabrać do domu - wspomina brat.
Czy Arkadiusz Milik ma potencjał, aby w przyszłości walczyć o miano najlepszego piłkarza na świecie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×