Lech potrzebuje presji

Lech Poznań nie wykorzystał szansy, aby znacznie odskoczyć Legii Warszawa oraz Wiśle Kraków. Poznaniacy tylko zremisowali z Górnikiem Zabrze i to w szczęśliwych okolicznościach. Spotkanie to obnażyło słabe punkty drużyny Franciszka Smudy. Wiele osób zastanawia się czy Lech poradzi sobie z presją, która ciąży na klubie. A tak naprawdę lechici jej właśnie bardzo potrzebują i to jest klucz do sukcesu.

W tym artykule dowiesz się o:

- Potrafimy zarówno uciekać, jak i gonić - mówił przed meczem z Górnikiem Zabrze trener Lecha, Franciszek Smuda. Trudno się z nim nie zgodzić, bowiem poznaniacy pokazali, że doskonale odnajdują się w obu sytuacjach. Gdy trzeba było potrafili wygrać z Polonią Bytom 3:0, a już w tym roku z GKS Bełchatów i Jagiellonią Białystok, dzięki czemu nie dali dogonić się Legii Warszawa. O wiele gorzej sprawa wygląda, kiedy poznaniaków nikt nie naciska. Tak było w minionej kolejce, gdy swoje mecze przegrała Legia oraz Polonia Warszawa, a Wisła Kraków zremisowała z bełchatowskim klubem. Wtedy Lech dał sobie narzucić styl gry Górnika i miał z nim sporo problemów. Jeśli chodzi o nadrabianie zaległości, to lechitom najlepsze świadectwo wystawia runda jesienna, gdzie w pewnym momencie wydawało się, że Kolejorz może już zapomnieć o walce o tytuł Mistrza Polski.

Fakt ten dowodzi, że poznaniakom potrzeba presji. Ostatnie mecze również to potwierdziły. Gdy piłkarze Lecha byli pod ścianą i przegrywali z Udinese Calcio, Górnikiem Zabrze czy remisowali z GKS Bełchatów, od razu zaczęli nagminne ataki, co przynosiło efekty w postaci bramek. Można więc żałować, że Kolejorz w rewanżowym spotkaniu z Włochami w Pucharze UEFA stracił bramkę dopiero w 90. minucie. Jeśli Udinese trafiłoby do siatki Ivana Turiny kilkanaście minut wcześniej, Lech miałby olbrzymie szanse, aby wyrównać i awansować do kolejnej rundy. Każdy gol lub groźna sytuacja strzelecka, nakręca lechitów do jeszcze lepszej i śmielszej gry. - Moja mama mówi, że gdy pierwsi strzelamy gole, to mamy problemy - opowiadał niedawno Smuda.

Kłopoty Lecha zaczynają się, gdy rywale agresywnie zaatakują poznaniaków. Wtedy mają problemy ze swobodnym rozegraniem piłki. Ponadto lechici często nie radzą sobie, gdy wydaje się, że punkty mają już w kieszeni. Tak było choćby w Bełchatowie. Przestraszyło ich również prowadzenie w meczu rewanżowym z Udinese. Wtedy Lech dał się zepchnąć do głębokiej defensywy, co w konsekwencji poskutkowało pożegnaniem się z europejskimi pucharami.

Wydawało się, że po przygodzie w Pucharze UEFA poznańska lokomotywa zyska niesamowitą pewność siebie i będzie rozjeżdżać rywali bez najmniejszych problemów. Problem w tym, że lechitom chyba ciężko w niektórych momentach wykrzesać z siebie odpowiednią mobilizację. Gdyby była możliwość rozpoczynania meczu od porażki, Lech prezentowałby się zupełnie inaczej. Kiedyś na tablicy świetlnej poznańskiego stadionu przed pierwszym gwizdkiem sędziego widniał wynik 0:3, aby zmobilizować lechitów.

Mimo remisu w Zabrzu, Lech może tą kolejkę zaliczyć do udanych, bowiem zwiększył swoją przewagę nad warszawiakami i jest wciąż głównym kandydatem do mistrzostwa Polski. Poznaniacy mają co prawda do rozegrania mecze z czterema czołowymi klubami (trzy wyjazdowe), ale niekoniecznie musi to być argument przemawiający na niekorzyść lechitów, bowiem wiadomo, że oni prezentują się najlepiej w meczach o wielką stawkę.

Źródło artykułu: