Polak był najlepszym obrońcą swoich czasów, ale dziś mało kto o tym pamięta

Gdy w połowie lat 60. zaledwie 20-letni chłopak przy 200 tysiącach widzów powstrzymał na Maracanie Garrinchę, ludzie przecierali oczy. Zygmunt Anczok był jedną z największych gwiazd swoich czasów, a po zakończeniu kariery kierował taksówką.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
WP SportoweFakty

W cyklu "Tłusty czwartek" przedstawiamy historie najlepszych piłkarzy z Polski i całego świata

Do śpiących w parku dwóch młodych ludzi podszedł starszy mężczyzna i zaczął wymachiwać laską: "Hej, co wy tu pijaczki śpicie na trawniku?". Pewnie nie interesował się piłką. Na zielonej trawce wylegiwali się dwaj piłkarze, w tamtych czasach uważani za najlepszych w Polsce. Wracali właśnie z Moskwy, z pożegnalnego meczu Lwa Jaszyna. Jeden z nich, chłopak z Lublińca, miał w torbie piłkę z podpisami najlepszych piłkarzy świata.

Legendarny rosyjski bramkarz, zwany "Panterą", rozegrał swój pożegnalny mecz 27 maja 1971 roku. Na centralnym stadionie im. Lenina w Moskwie Dynamo Jaszyna zmierzyło się z drużyną gwiazd światowej piłki. Przyjechali m.in. Bobby Charlton czy Gerd Mueller, ale też dwóch Polaków. O ile nazwisko Włodzimierza Lubańskiego zna każdy Polak, to drugi z naszych zawodników, Zygmunt Anczok, jest nieco zapomniany przez fanów nad Wisłą.

Można powiedzieć, że był pierwowzorem Łukasza Piszczka, z tą różnicą, że grał na lewej stronie. Wyprzedził swoje czasy, choć jak mówi wtedy, przy ówczesnych systemach, obrońca miał mniej okazji do przekraczania linii połowy.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski powinien być trzeci (źródło: TVP SA)

Tamten mecz w Moskwie, przy stutysięcznej publiczności, był ukoronowaniem jego kariery. Wybitny niemiecki trener Helmut Schoen stwierdził potem, że Polaka widziałby w którymś z zespołów Bundesligi. Ze zrozumiałych względów nie było to wtedy możliwe.

– To był szczyt mojej kariery, ale dla nas to było zaskoczenie, bo jednak wielcy piłkarze to byli dla nas ci zza żelaznej kurtyny. Wydawali się innymi ludźmi – wspominał Anczok, gdy rozmawialiśmy kilka lat temu.

Od pierwszego meczu zachwycił fanów

Po meczu w jednym z eleganckich moskiewskich hoteli delegacje krajowe wręczały Jaszynowi prezenty.

- Szliśmy za Węgrem Meszolym, który wręczył wspaniałą miniaturkę węgierskiego parlamentu z kości słoniowej, Facchetti miał piękny sygnet, a my… zestaw sztućców w czarnej walizeczce. Dali go nam przed wylotem, jakoś tak na szybko. Takie zestawy to był wtedy popularny prezent na wesele. Czasami na jednym przyjęciu para młoda dostawała takie cztery. Zawinęli go jeszcze w szary papier. Był niezły wstyd, więc przynajmniej zerwaliśmy papier i nie przyznawaliśmy się za bardzo do prezentu - opowiada Anczok.

Piłkarze z Zachodu dostali za spotkanie po 500 dolarów, ze wschodu po 500 rubli. Anczok kupił transformator do podtrzymywania napięcia w telewizorze, froterkę i po kieliszku "Ruskoje Igristoje" dla wszystkich.

Czy Zygmunt Anczok był najlepszym lewym obrońcą w historii polskiej piłki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×