Polak był najlepszym obrońcą swoich czasów, ale dziś mało kto o tym pamięta

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Rano zameldowali się w siedzibie PZPN, rozliczyli delegację i poszli przespać się do parku, bo pociąg mieli 7 godzin później.

Zygmunt Anczok pierwsze kroki stawiał w rodzinnym Lublińcu. Pewnie pomagał mu fakt, że starszy brat Eryk również grał w piłkę. Obaj szybko trafili do klasy piłkarskiej, prowadzonej przez byłego obrońcę Helmuta Cichonia. Obaj byli na tyle pojętni, że jeszcze jako juniorzy szybko trafili do pierwszego zespołu Sparty a stamtąd wyżej.

Eryk do Rapidu Wełnowiec, który z czasem przekształcił się (z innymi klubami) w GKS Katowice, zaś Zygmunt do młodzieżowej drużyny Polonii Bytom. W 1963 roku poprowadził ją, jako rozgrywający, do tytułu mistrza Polski i szybko został włączony do pierwszej drużyny. Był coraz lepszy. Jak piszą autorzy książki "Najlepsi piłkarze świata" (Andrzej Konieczny, Janusz Kukulski): "Anczok chciał być i został wielkim piłkarzem. Od pierwszych występów - małomówny, zdyscyplinowany, konsekwentny i wytrwały". Jako 18-latek zadebiutował w pierwszej drużynie Polonii. A w 1965 roku, na Hampden Park, debiutował w reprezentacji w meczu ze Szkocją.

- Pamiętam noc poprzedzającą spotkanie. Nie mogłem zmrużyć oka. Kiedy orkiestra odegrała hymny narodowe, kiedy udało mi się pierwsze zagranie, a Staszek Oślizło powiedział: "Dobrze Ana", poczułem się pełnowartościowym zawodnikiem - wspominał na łamach książki "Wielki Finał".

Od pierwszego meczu zachwycił fanów. Doskonały w defensywie, do tego ciągle nękający rywali rajdami, świetnymi dośrodkowaniami. Rok później, jako dwudziestolatek, pojechał z kadrą do Brazylii, gdzie przy blisko 200 tysiącach widzów, rozegrał fantastyczne spotkanie z przygotowującymi się do mundialu w Anglii aktualnymi mistrzami świata, Brazylijczykami.

Młodego zawodnika wystawiono na próbę ognia. Musiał powstrzymać najlepszego prawoskrzydłowego swoich czasów - Garrinchę.

"Porażka 1:2 nie przyniosła nam ujmy, a zwłaszcza postawa Anczoka. W pierwszej połowie praktyczne tylko raz przegrał pojedynek ze znakomitym Brazylijczykiem. Po przerwie nie tylko, że nie dał mu pograć, ale co więcej, spełniał w udany sposób funkcję nowoczesnego obrońcy, często wychodził do przodu, a po jego dokładnych dośrodkowaniach powstawały groźne sytuacje pod bramką gospodarzy" - czytamy w książce "Najlepsi Piłkarze Świata".

Wątpliwości co do swojej klasy pozbawił wszystkich kilka tygodni później. Polska przegrała 0:1 z Anglią, która potem została mistrzem świata. Anczok zneutralizował Alana Balla (to zawodnik, który dwa miesiące później przeszedł z Blackpool do Evertonu za 112 tysięcy funtów, zaledwie 3 tysiące mniej od najwyższej wówczas kwoty transferowej w brytyjskiej piłce - w 1962 roku Denis Law przeszedł z Torino do Manchesteru United za 115 tysięcy).

Anczok został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu i jako 20-latek wygrał pierwszy plebiscyt katowickiego "Sportu" na piłkarza roku.

Porównywano go wtedy do Giacinto Facchettiego, wybitnego obrońcy Interu Mediolan i reprezentacji Włoch. "Ana" nie krył, że na nim się wzorował, a jedną z najważniejszych dla niego chwil było spotkanie idola podczas pamiętnego meczu w Moskwie.
Czy Zygmunt Anczok był najlepszym lewym obrońcą w historii polskiej piłki?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×