Do Legii przychodził jako mało znany król podwórka ligi węgierskiej. Trzykrotny najlepszy strzelec tamtej ekstraklasy miał rozwiązać problemy w ataku w polskim klubie. Nikt się wtedy nie spodziewał, że zdjęcie napastnika na tablicy od darta będzie przyczepiał każdy bramkarz naszej ligi.
86 meczów dla Legii we wszystkich rozgrywkach i 55 bramek. Po półtora roku gry dla stołecznego klubu piłkarz zdecydował się poszukać nowego wyzwania. Wie, że osiągnął w Warszawie wszystko, a następne miesiące w Polsce mogą pozbawić go szansy kolejnego transferu.
Snajper od kilkunastu dni powtarza w mediach, że "przyszedł czas na nowe wyzwanie". Choć trener Jacek Magiera nie chce przesądzać sprawy odejścia napastnika zimą, to wie, że Nikolić ma z prezesem Bogusławem Leśnodorskim "dżentelmeńską umowę" i w przypadku, gdy zdecyduje się zmienić klub, nikt w Warszawie nie będzie robił mu problemu.
Zawodnik odejdzie najpewniej do amerykańskiej MLS. W niedzielę pożegnał się kapitalnie.
Legia grała tak, jak za najlepszych czasów Nikolicia w tym klubie. Atakowała od pierwszych minut i szybko strzeliła pierwszego gola. Vadis Odjidja-Ofoe zagrał prostopadłą piłkę do Walerego Kazaiszwiliego w taki sposób, że Gruzin dopełnił formalności. W polu karnym oddał ją Nikoliciowi, a reprezentant Węgier z bliskiej odległości pokonał Wojciecha Małeckiego.
Kolejne bramki rozpędzonych gospodarzy były tylko kwestią czasu. Po dwudziestu minutach Odjidja-Ofoe wypatrzył w polu karnym Radovicia, Serb świetnie się zastawił i podwyższył prowadzenie. To właśnie Odjidja-Ofoe i Radović napędzali drużynę. Po zmianie stron asystował ten drugi. Pomocnik świetnie podał w "uliczkę", sam na sam z Małeckim znalazł się Nikolić i w swoim stylu pewnie trafił do bramki. Piłkarz został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców naszej ligi. W ekstraklasie strzelił 12 goli. Dziesięć z nich zdobył w ostatnich dziesięciu spotkaniach.
Smuda, który wrócił do pracy jako trener po prawie dwóch latach, tylko bezradnie łapał się za głowę. Górnik Łęczna, ostatni klub w lidze, zasługiwał na gola honorowego. Niewiele brakowało, a Arkadiusz Malarz nie skończyłby spotkania z czystym kontem. Po godzinie gry mocno z prawej strony boiska uderzył Aleksander Komor. Trafił w słupek. To był wieczór zawodników tylko jednej drużyny.
Niedługo później kolejną akcję świetnie rozprowadził Odjidja-Ofoe. Były reprezentant Belgii podał do niepilnowanego przed polem karnym Nikolicia, a snajper ze spokojem umieścił ją w dolnym rogu bramki. Za kilka minut opuszczał boisko. Cały stadion skandował na stojąco "Niko". Trybuny pożegnały go jak bohatera. W momencie, gdy Kasper Hamalainen ustalał wynik na 5:0, on siedząc na ławce rezerwowych płakał. Ze smutku, że to już koniec. Po spotkaniu zrobił wokół stadionu rundę honorową, cierpliwie żegnając się z każdym sektorem fanów.
Legia Warszawa - Górnik Łęczna 5:0 (2:0)
1:0 - Nemanja Nikolić 5'
2:0 - Miroslav Radović 20'
3:0 - Nemanja Nikolić 58'
4:0 - Nemanja Nikolić 76'
5:0 - Kasper Hamalainen 90+3
Legia: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński, Jakub Rzeźniczak, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Michał Kopczyński (58. Kasper Hamalainen), Thibault Moulin, Miroslav Radović, Vadis Odjidja-Ofoe, Waleri Kazaiszwili (73. Michaił Aleksandrow) - Nemanja Nikolić (79. Sebastian Szymański).
Górnik: Wojciech Małecki, Paweł Sasin, Aleksander Komor, Gerson (59. Maciej Szmatiuk), Leandro - Adam Dźwigała (46. Łukasz Bogusławski), Szymon Drewniak, Grzegorz Bonin, Przemysław Pitry (65. Javi Hernandez), Grzegorz Piesio - Bartosz Śpiączka.
Żółte kartki: Radović, Kopczyński (Legia) - Leonardo (Górnik)
Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz)
Widzów: 21 901
ZOBACZ WIDEO Juventus ucieka po mistrzostwo. Udany występ Szczęsnego - zobacz skrót mecz Juventus - AS Roma [ZDJĘCIA ELEVEN]