Dariusz Tuzimek: Legia, czyli transferowy kocioł (felieton)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

W Legii jest jak w wielkim kotle pełnym gorącego gulaszu – nie przestaje się gotować. Ledwie odegrano triumfalne fanfary, a już okazuje się, że tę wielką Legię z końcówki sezonu trzeba będzie odbudowywać.

Piszę "wielką Legię", bo zespół Jacka Magiery w ostatnich tygodniach pakował po kilka goli rywalom z Ekstraklasy, niezależnie od tego czy grał u siebie, czy na wyjeździe. W efektownym stylu gry i przytłaczającej przewadze ta obecna Legia przypomina zespół Pawła Janasa. Ten sprzed 20 lat, który też awansował do Ligi Mistrzów i też dominował przeciwników w miażdżący sposób. Nie było pytania, czy Legia wygra, tylko jak wysoko. Rozstrzygnięcie było przewidywalne jak wynik corridy, gdzie triumf byka jest tylko wypadkiem przy pracy.

Legii Magiery też się takie wypadki zdarzają jak remis u siebie z Wisłą Płock, drużynę z Łazienkowskiej to jedynie nakręca do jeszcze bardziej wytężonej pracy, do jeszcze większej mobilizacji, do jeszcze większej koncentracji.

Rozmawiałem z legionistami po tym remisie z Wisłą Płock i widziałem ludzi zirytowanych tym, że wyszli na frajerów, wypuszczając dwubramkowe prowadzenie. Jakby im pozwolić, wskoczyliby raz jeszcze w krótkie spodenki i chcieli od razu grać rewanż. Żeby się natychmiast odegrać, żeby pokazać, że to był jedynie wypadek przy pracy.

Taką samą złość widziałem w oczach Michała Pazdana w Gliwicach, gdy Legia - przy prowadzeniu 5:0 - straciła w końcówce gola na 1:5. Gola bez znaczenia, bo triumf zespołu z Warszawy i tak był efektowny i miażdżący. Wicemistrz Polski na własnym boisku nawet nie zipnął. A mimo to Pazdan był wściekły, bo on - jako obrońca - chciał to spotkanie zakończyć efektownie, na zero z tyłu. Zamiast się cieszyć ze zwycięstwa, kręcił głową, przekazywał uwagi kolegom, miał pretensję o utratę koncentracji. Perfekcjonista, zawodowiec, chodząca ambicja. Z takimi piłkarzami można podbijać Europę.

ZOBACZ WIDEO Szalone widowisko zwieńczone remisem. Zobacz skrót meczu ACF Fiorentina - SSC Napoli [ZDJĘCIA ELEVEN]

Tyle tylko, że Legia jest wielka (budżet na 2017 rok to kosmos – 250 milionów złotych!) w Polsce. Na naszym rynku poluje na zawodników jak szczupak w znanym sobie stawie. Ale gdy Legia tylko wypływa na szersze wody, tam połykają ją większe ryby. Amerykanie już łyknęli Nemanję Nikolicia, Chińczycy chcą połknąć Prijovicia, a spakowany jest również Bartosz Bereszyński. I to wcale nie musi być koniec. Zgodę na transfer ma też Pazdan, choć zawodnik zachowuje spokojną głowę i zapewnia, że byle oferta go nie skusi. Popyt na legionistów to efekt uboczny dobrych występów w Lidze Mistrzów. Niedawno prezes klubu Bogusław Leśnodorski mówił portalowi Futbolfejs.pl: - Dziś to są piłkarze, którzy pokazali się w Champions League. Przecież klub z USA czy z Chin nie prowadzi w Europie rozbudowanego skautingu, ale jak menedżer pokaże, że taki Prijović to jest gość, który strzelił Borussi Dortmund dwa gole w Lidze Mistrzów, to to jest konkretny fakt. Można zawodnika brać w ciemno.

Legia odpiera te ataki na swoje dobra, ale piłkarze (i ich menedżerowie) mają swoje myślenie. Pokazali się z dobrej strony, więc chcą jak najszybciej zdyskontować sukces. Nawet trudno mieć o to do nich pretensję. A w Legii też hołdują zasadzie, że z niewolnika nie ma pracownika. - My musimy budować naszą wiarygodność w Europie, ważniejsza niż zmaksymalizowanie zysku przy transferze jednego czy drugiego piłkarza jest dobra opinia o Legii, jaką sobie przekazują zagraniczni piłkarze. Zależy nam, by mówili, że jesteśmy klubem przewidywalnym, stabilnym, postępującym fair. Jedynie tą drogą możemy iść ku Europie - mówi Leśnodorski.

A dyrektor sportowy Legii Michał Żewłakow zapowiada w wywiadzie dla Futbolfejs.pl: - Nawet sprowadzając piłkarzy z dużymi i znanymi nazwiskami można się oszukać, dlatego pieniądze na transfery będziemy wydawać ostrożnie i rozsądnie.

Wydaje się, że ryzyka wpadki transferowej nie ma przy obrońcy, którego Legia ściąga na Łazienkowskiej. Artur Jędrzejczyk był już w tym klubie dwa razy, może grać na wszystkich pozycjach w defensywie, ma sobie DNA Legii, a trener Jacek Magiera mówi o nim w samych superlatywach.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

TU PRZECZYTASZ POZOSTAŁE TEKSTY AUTORA

Źródło artykułu: