Jan Urban: Legia się odzywała

 / PAP/Bartłomiej Zborowski
/ PAP/Bartłomiej Zborowski

Legia chciała go po raz trzeci, wciąż ma żal do Lecha Poznań, a ze Śląskiem Wrocław zamierza skończyć sezon w pierwszej ósemce ligi - Jan Urban w rozmowie z WP SportoweFakty.

WP SportoweFakty: Niecałe pięć miesięcy był pan bez pracy. To dużo?

Jan Urban: Miałem dużo spraw zaległych do załatwienia. Były przeprowadzki. Ten czas mija bardzo szybko.

Telefon wcześniej nie dzwonił?

- Dzwonił, ale niektóre kluby nie wiedziały chyba, że nie mogę podjąć pracy. Ze względu na przepisy - w jednej rundzie nie można prowadzić dwóch drużyn.

Kto na przykład się z panem kontaktował?

- Po zwolnieniu trenera Besnika Hasiego odezwali się do mnie ludzie z Legii. Rozmawialiśmy.

I?

- I nic. Nie wiem, co zaważyło, że nie trafiłem do Legii po raz trzeci. Szkoleniowcem został Jacek Magiera. Klub nie uzasadnił mi swojej decyzji, skończyło się na rozmowie. Wszystko się jeszcze może zdarzyć, mogę do Legii jeszcze kiedyś trafić. Taki stary przecież nie jestem.

ZOBACZ WIDEO FIFA zdecydowała, na mundialu zagra aż 48 reprezentacji

Był czas na przemyślenia...

- Nie lubię żyć przeszłością, ale żal o zwolnienie z Lecha był i jest. Najpierw zły początek zamieniliśmy z drużyną na dobrą passę. Przyszły zwycięstwa, z ostatniego miejsca w tabeli awansowaliśmy do pierwszej ósemki. Myślę, że później prezesi Lecha za szybko doszli do porozumienia z nowym trenerem. Sądzę, że nastąpiło to po naszej porażce 1:4 z Koroną. Po tym meczu zaskoczyliśmy, wszystko zmieniło się na plus.

Dalej to pana boli.

- W Legii też straciłem pracę, będąc z drużyną na pierwszym miejscu w lidze... każdy ma prawo do swoich decyzji, szanuję ją, ale jej nie rozumiem. Normalne to nie było. Chciałem, żeby cierpliwość działaczy Lecha była dłuższa. Maciej Skorża został zwolniony dopiero po 11 meczach. Ja tych spotkań dostałem mniej, zdobyłem od Skorży więcej punktów i miałem tendencję zwyżkową. Ale cóż.

Prezesi Lecha nie przyjmowali pana argumentów?

- Mieli swoją wizję. A na nasze wyniki złożyło się wiele czynników. Przede wszystkim kontuzje kluczowych zawodników, jak Linettego, Pawłowskiego, Kownackiego. Mógłbym wymieniać dalej. Wielu zawodników chciało też gdzieś wyjechać. Tamas Kadar miał praktycznie załatwiony kontrakt w nowym klubie i nie grał u nas, bo miał odejść. Transfer się rozsypał. Wielu zawodników myślało wtedy o czymś innym, a nie skupiało się do końca na grze w Lechu. Ale, było minęło.

Śląsk był jedyną opcją?

- Oferta przyszła w okresie świątecznym. Musiałem podjąć decyzję szybko. Dokonałem analizy, co mogę z drużyną osiągnąć.

I jaki cel przed panem postawili prezesi?

- Walczymy o pierwszą ósemkę.

Na razie zespół jest na dwunastym miejscu w tabeli, strzelił najmniej goli w ekstraklasie.

- Ósemka jest w naszym zasięgu. Widzę potencjał w tej drużynie.

Co pan zastał we Wrocławiu?

- Na razie obserwuję, jak zespół wygląda, funkcjonuje od strony sportowej. Nie skupiam się na tym, że klub szuka sponsora. Pojawiają się różne głosy na temat przyszłości Śląska, ale to nie moje sprawy, tylko zarządu i właścicieli. Oni to sobie muszą poukładać. Stabilizacja to jednak podstawa. Rozmawiamy z prezesami na inne tematy. Wielu zawodnikom kończą się kontrakty w czerwcu. To duży problem.

Podobne historie przechodził pan już w Legii i Lechu Poznań.

- Bardzo mnie to zaskoczyło. Chodzi praktycznie o połowę drużyny. Wielu gdyby chciało, mogłoby odejść już teraz. Nie jest to dla mnie komfortowy układ. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy nie dojdzie do rewolucji kadrowej. W najbliższych dniach będę oceniał potencjał zawodników, ile i kto jest mi w stanie coś dać.

Jakie jest podejście piłkarzy z kończącymi się kontraktami? Chcą po prostu dograć rundę, czy bardziej interesuje ich zostanie w Śląsku na dłużej?

- Jeśli są tacy, którzy chcą dograć sezon i odejść, to są amatorami. To wąskie środowisko, gdzie wszyscy się znają. My trenerzy pytamy się wzajemnie o opinie na temat różnych zawodników. Opinia w tym naszym światku jest bardzo ważna. Piłkarze o tym wiedzą i muszą się pilnować. Ja stawiam na profesjonalistów i też sam się tak zachowuje. W Lechu Poznań wiedzieliśmy już wcześniej, że Paulus Arajuuri odchodzi do Brondby Kopenhaga. Stawiałem na niego do końca rundy, bo można było na niego liczyć. Tak powinien zachowywać się każdy. Rozmawiam z prezesami na temat wzmocnień zespołu. Latem odeszli Tomasz Hołota i Tom Hateley. Nie jest łatwo zastąpić tak ważnych graczy w środku pola.

Chce pan sprowadzić Tomasza Jodłowca, z którym pracował pan w Legii przez półtora roku?

- Nawet gdyby tak było, to tego panu nie powiem. Transfery lubią ciszę. Jeśli coś wypływa na wierzch, to zainteresowanie zawodnikiem rośnie, cena idzie w górę. Powiem tak: z Adamem Matyskiem pracujemy nad różnymi transferami.

Podobno Betis Sewilla zamierza kupić zimą Piotra Celebana.

- Piotrek na pewno zostanie do czerwca, jestem przekonany. Trwają z nim rozmowy na temat przedłużenia umowy. Klub chce, żeby został, on też. Obie strony negocjują umowę. Cieszę się, że przyszedł Robert Pich. Na skrzydłach jest duża konkurencja, ale Pich to sprawdzona marka. Zna zespół, chciał w nim grać. Obie strony będą zadowolone.

Trochę Śląsk zmienił się od 2011 roku i mistrzostwa Polski...

- Nie mówiąc już o zawodnikach i innych sprawach, to przede wszystkim frekwencja nie jest zadowalająca. A ja zawsze miło wspominam Wrocław. Jak przyjeżdżałem tu z Legią czy Lechem to atmosfera na stadionie była świetna. Powalczymy o kibiców, by zaczęli znów przychodzić na stadion.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski

Źródło artykułu: