Liga MX od lat jest jedną z najsilniejszych i najbogatszych w Ameryce Łacińskiej, choć jej kluby ani razu nie wygrały Copa Libertadores. Meksykański futbol może jednak pochwalić się rekordowymi pensjami i transferami (rekord transferowy to prawie 11 milionów dolarów za Rodolfo Pizzaro z Pachuki do Guadalajary), a także olbrzymią oglądalnością w Meksyku i USA. Według badań emigranci z Meksyku w USA w pierwszym i drugim pokoleniu chętniej oglądają rozgrywki Ligi MX niż amerykańskiej MLS. Dlatego często mecze pucharowe czy towarzyskie rozgrywane są gościnnie na boiskach północnego sąsiada.
Liga szuka nowych kierunków rozwoju i chce wyjść poza rynek obu Ameryk. Meksykanie zorganizowali nawet spotkanie firm zajmujących się marketingiem sportowym, żeby ocenić potencjał swojego produktu. Werdykt był jednoznaczny - więcej Gignac’ów.
Francuz Andre-Pierre Gignac w 2015 roku przeszedł do Tigres po zakończeniu kontraktu w Olympique Marsylia. Dla fanów futbolu transfer był całkowitym szokiem, bo o zainteresowaniu snajperem głośno mówiło kilka europejskich klubów z najwyższej półki.
Napastnik wybrał jednak pensję 4,5 miliona dolarów za sezon w Meksyku, co jest oczywiście rekordem - do tej pory najlepiej zarabiał Roque Santa Cruz. Znany z Bayernu Monachium napastnik inkasował niecałe 3 miliony euro. Pensja Gignaca mimo to była niższa niż najwyższe zarobki zawodników w amerykańskiej MLS.
Snajper odpłacił się jednak za sowite przelewy - Gignac zdobył dla Tigres już 39 bramek w 60 meczach, wprowadził zespół do finału Copa Libertadores i zdobył dwa tytuły mistrzowskie. Meksykańscy kibice zakochali się w nim tym bardziej, że został powołany na Euro 2016 do walczącego o tytuł zespołu gospodarzy, a po turnieju plotkowano o zainteresowaniu Barcelony.
Tigres poszło za ciosem - sprowadziło z Caen za 8 milionów euro drugiego francuskiego napastnika, 25-letniego Andy’ego Delorta. W tym czasie Pumas ściągnęło Hiszpana Abrahama Gonzaleza, któremu wygasła umowa z Espanyolem.
W Meksyku funkcjonuje system rozgrywek (Apertura i Clausura), polegający na tym, że sezon trwa pół roku i kończy się play-offem, choć spadki z lig mają miejsce co roku tak jak w ligach europejskich. To zapewnia większe emocje. 23 i 26 grudnia miał miejsce finałowy dwumecz Apertura 2017 pomiędzy Club America i Tigres. Pierwsze spotkanie zakończyło się remisem 1:1, ale prawdziwym hitem okazał się drugi mecz.
W finale bramki na wyjeździe nie liczą się podwójnie, więc po remisie 0:0 w regulaminowym czasie musiała odbyć się dogrywka. Rezultat? 1:1, gole w 95. i 119. minucie, bójka na boisku, pięć czerwonych kartek, a w rzutach karnych bramkarz Tigres obronił wszystkie trzy strzały rywali. Oczywiście wypada dodać, że nie zabrakło poprzeczek i zmarnowanego rzutu karnego, przynajmniej dwóch nieodgwizdanych jedenastek, a Andre-Pierre Gignac w pierwszym meczu stracił przytomność po faulu.
Powyższy przykład najlepiej tłumaczy, dlaczego Liga MX liczy na agresywną ekspansję za Oceanem. Baza fanów w samym Meksyku już jest potężna. Średnia frekwencja w sezonie to 27,757 kibiców na mecz, co oznacza, że jest wyższa niż w Ligue 1 i La Liga. Z pewnością liga meksykańska ma do zaoferowania więcej europejskim zawodnikom niż sztucznie wypełniane stadiony Kataru czy Chin.