Nowy kierunek dla europejskich zawodników

Getty Images
Getty Images

Już nie tylko Chiny, Katar czy Arabia Saudyjska, ani nawet nie Stany Zjednoczone. Wielką ofensywę transferową na europejskie gwiazdy szykuje… Meksyk.

Liga MX od lat jest jedną z najsilniejszych i najbogatszych w Ameryce Łacińskiej, choć jej kluby ani razu nie wygrały Copa Libertadores. Meksykański futbol może jednak pochwalić się rekordowymi pensjami i transferami (rekord transferowy to prawie 11 milionów dolarów za Rodolfo Pizzaro z Pachuki do Guadalajary), a także olbrzymią oglądalnością w Meksyku i USA. Według badań emigranci z Meksyku w USA w pierwszym i drugim pokoleniu chętniej oglądają rozgrywki Ligi MX niż amerykańskiej MLS. Dlatego często mecze pucharowe czy towarzyskie rozgrywane są gościnnie na boiskach północnego sąsiada.

Liga szuka nowych kierunków rozwoju i chce wyjść poza rynek obu Ameryk. Meksykanie zorganizowali nawet spotkanie firm zajmujących się marketingiem sportowym, żeby ocenić potencjał swojego produktu. Werdykt był jednoznaczny - więcej Gignac’ów.

Francuz Andre-Pierre Gignac w 2015 roku przeszedł do Tigres po zakończeniu kontraktu w Olympique Marsylia. Dla fanów futbolu transfer był całkowitym szokiem, bo o zainteresowaniu snajperem głośno mówiło kilka europejskich klubów z najwyższej półki.

Napastnik wybrał jednak pensję 4,5 miliona dolarów za sezon w Meksyku, co jest oczywiście rekordem - do tej pory najlepiej zarabiał Roque Santa Cruz. Znany z Bayernu Monachium napastnik inkasował niecałe 3 miliony euro. Pensja Gignaca mimo to była niższa niż najwyższe zarobki zawodników w amerykańskiej MLS.

Snajper odpłacił się jednak za sowite przelewy - Gignac zdobył dla Tigres już 39 bramek w 60 meczach, wprowadził zespół do finału Copa Libertadores i zdobył dwa tytuły mistrzowskie. Meksykańscy kibice zakochali się w nim tym bardziej, że został powołany na Euro 2016 do walczącego o tytuł zespołu gospodarzy, a po turnieju plotkowano o zainteresowaniu Barcelony.

Tigres poszło za ciosem - sprowadziło z Caen za 8 milionów euro drugiego francuskiego napastnika, 25-letniego Andy’ego Delorta. W tym czasie Pumas ściągnęło Hiszpana Abrahama Gonzaleza, któremu wygasła umowa z Espanyolem.

W Meksyku funkcjonuje system rozgrywek (Apertura i Clausura), polegający na tym, że sezon trwa pół roku i kończy się play-offem, choć spadki z lig mają miejsce co roku tak jak w ligach europejskich. To zapewnia większe emocje. 23 i 26 grudnia miał miejsce finałowy dwumecz Apertura 2017 pomiędzy Club America i Tigres. Pierwsze spotkanie zakończyło się remisem 1:1, ale prawdziwym hitem okazał się drugi mecz.

W finale bramki na wyjeździe nie liczą się podwójnie, więc po remisie 0:0 w regulaminowym czasie musiała odbyć się dogrywka. Rezultat? 1:1, gole w 95. i 119. minucie, bójka na boisku, pięć czerwonych kartek, a w rzutach karnych bramkarz Tigres obronił wszystkie trzy strzały rywali. Oczywiście wypada dodać, że nie zabrakło poprzeczek i zmarnowanego rzutu karnego, przynajmniej dwóch nieodgwizdanych jedenastek, a Andre-Pierre Gignac w pierwszym meczu stracił przytomność po faulu.

Powyższy przykład najlepiej tłumaczy, dlaczego Liga MX liczy na agresywną ekspansję za Oceanem. Baza fanów w samym Meksyku już jest potężna. Średnia frekwencja w sezonie to 27,757 kibiców na mecz, co oznacza, że jest wyższa niż w Ligue 1 i La Liga. Z pewnością liga meksykańska ma do zaoferowania więcej europejskim zawodnikom niż sztucznie wypełniane stadiony Kataru czy Chin.

Źródło artykułu: