Poznański zespół od dawna nie należy do finansowych potentatów, ale do tej pory jakoś wiązał koniec z końcem. Po awansie do drugiej (obecnie pierwszej) ligi piłkarze nie mogli liczyć na luksusy, lecz pensje otrzymywali w miarę punktualnie. Sytuacja skomplikowała się kilka tygodni temu, gdy Warta spłaciła zaległe długi, które powstały dziesięć lat temu. Dwukrotny mistrz Polski popadł w kłopoty finansowe i groziło mu nawet wycofanie z rozgrywek.
Ostatecznie Zieloni wznowili rundę wiosenną, ale wciąż w klubie brakuje około trzystu tysięcy złotych. Powstały zaległości wobec piłkarzy, a komfort pracy poznaniaków jest daleki nawet od standardów pierwszoligowych. Warta udała się na jeden obóz do Świeradowa-Zdroju, gdzie dzięki uprzejmości Waldemara Krygera udało się jej przygotować do rozgrywek w przyzwoitych warunkach za niewielkie pieniądze. Największych zmartwieniem Bogusława Baniaka była gra na sztucznych nawierzchniach. - Dziękuję zawodnikom, że daliśmy sobie radę w okresie przygotowawczym. Warty nie było stać na zgrupowania za granicą, ale daliśmy sobie radę na obozach za przysłowiową złotówkę - cieszy się trener poznaniaków.
Baniaka uradował również fakt, że mimo iż w Warcie brakuje pieniędzy, znajdują się ludzie, którzy chcieli pomóc drużynie. Sztabowi szkoleniowemu w przygotowaniu fizycznym zawodników pomaga Bogumił Głuszkowski, który swego czasu pracował również w Lechu Poznań. - Bogumił Głuszkowski sam przyszedł do mnie i powiedział, że chciałby się zająć przygotowaniem fizycznym. Nie mówił mi o pieniądzach, tylko o pomocy. To jest coś niesamowitego - mówi Baniak.
Atutem Warty jest kadra zawodników, z których znaczna większość pochodzi z Poznania. Sprawia to, że reagują oni na problemy nieco inaczej i są bardziej wyrozumiali. Piłkarze oraz trenerzy na każdym kroku powtarzają, że Wartę tworzą poznaniacy z krwi i kości. - Są to ciekawi ludzie. Piłkarzy nie trzeba namawiać do ciężkiej pracy. Jest to grupa, która o pieniądzach rozmawia w gabinecie dyrektora, a gdy spotykamy się na treningu, to myślą tylko o sprawach czysto piłkarskich - chwali swoich podopiecznych Baniak. Ogromne ambicje zawodników potwierdziły się w pierwszym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, w którym Warta wygrała 2:1.
Zarząd klubu od dwóch miesięcy zalega z wypłatami dla drużyny, ale prezes Janusz Urbaniak robi wszystko, aby jak najszybciej uregulować należności. Dzięki jego staraniom udało się zorganizować wyjazd na mecz z GKS Jastrzębie. Zieloni nie mają wielkich wymagań od zarządu. - My chcemy, żeby piłkarze dostali tylko wypłaty. Nie myślimy o żadnych premiach - zdradza szkoleniowiec Warty.
Zawodnicy dwukrotnego mistrza Polaki tworzą rodzinę i starają się nawzajem wspierać. Mimo problemów, robią wszystko, aby utrzymać klub w pierwszej lidze. Wielokrotnie sami organizowali zbiórkę pieniędzy na podróże czy odżywki. - Jeśli zawodnicy nie będą mieli w głowach zamieszania sprawami organizacyjnymi i skupią się tylko na meczach, to jesteśmy w stanie ze spokojem utrzymać się w pierwszej lidze - opowiada Baniak, który jest dumny z postawy swoich podopiecznych. - Zawodnicy sami inwestowali w siebie. Z własnej kieszeni wykładali na paliwo i kupowali sobie odżywki. Poza tym się wspierają. Ci, którym się lepiej powodzi, pomagają innym, aby przetrwali i opłacili wszystkie swoje sprawy.
Największą pracę organizacyjną wśród zawodników wykonuje Tomasz Magdziarz. Kapitan Zielonych nie odczuwa aż tak problemów finansowych klubu i stara się w każdy możliwy sposób pomóc Warcie i kolegom z zespołu. - Tomek jest filarem i dobrą duszą zespołu. Pomaga w tylu sprawach, że to jest coś niesamowitego. Miałem wielu kapitanów: Kurasa, Mandrysza, Moskalewicza czy Miklosika, ale w przypadku Tomka jego rola jest bezsprzecznie najlepsza, bo chłopak robi kapitalną robotę dla Warty - komplementuje Magdziarza trener Baniak.
Celem Warty na ten sezon jest utrzymanie się w pierwszej lidze. - Nazwałem moich zawodników chłopcami z Westerplatte. Oni muszą obronić tą ligę dla Poznania - mówi Baniak, który mimo sporych problemów jest optymistą. -Wstaję rano i patrzę na wszystko pozytywnie.