Dziś jest gwiazdą. Zaczynał na polskiej wsi

PAP/EPA / Gavin Barker
PAP/EPA / Gavin Barker

LZS Piotrówka wypuściła w świat zdobywcę Pucharu Narodów Afryki. To niejedyny talent, który zaczynał przygodę z poważną piłką w tej malutkiej wsi. Takich przypadków więcej może już jednak nie być.

88 minuta niedzielnego meczu Kamerunu z Egiptem. Vincent Aboubakar właśnie strzelił gola, i "Nieposkromione Lwy" prowadzą z Egiptem 2:1. Za kilka minut wszyscy rezerwowi wbiegną na boisko i zaczną długie świętowanie zwycięstwa w Pucharze Narodów Afryki. Wśród nich jest Robert Ndip Tambe. 22-letni napastnik, dziś podstawowy gracz drużyny narodowej, jeszcze dwa sezony temu grał w czwartoligowym LZS Piotrówka.

To wieś położona w województwie opolskim. Mieszka tam niespełna pół tysiąca ludzi. Do niedawna była ewenementem na skalę ogólnopolską. Drużyna, która w 2015 roku wygrała IV ligę opierała się głównie na zawodnikach z Afryki. Od sezonu 2015-16 w tej wsi moda na piłkę zmalała. Wtedy PZPN wprowadził w niższych ligach limity piłkarzy spoza Unii Europejskiej. W Piotrówce może grać teraz maksymalnie trzech zawodników spoza UE.

Tomasz Hejduk, który prowadził LZS przez pięć lat, wspomina stare czasy. - Prezes przychodził i mówił: Tomek, przyjedzie dziś ośmiu chłopaków z Afryki, oceń, z których będą ludzie - opowiada Hejduk. - Trenowali z nami na zasadzie promocji. Prezes starał się im później pomóc zorganizować testy w klubach z wyższych lig. Miał też podpisaną umowę z firmą z Brazylii. W pewnym momencie przyjechało do nas szesnastu Brazylijczyków. Niekiedy to był taki szrot, że nie dało się na nich patrzeć. Ale ci ludzie widzieli w naszym kraju szansę na lepsze życie. Niektórzy zostawiali futbol w spokoju i podejmowali normalne prace - komentuje szkoleniowiec.

Prezes Ireneusz Strychacz oparł politykę klubu na sprowadzaniu zawodników głównie z Afryki i Ameryki Południowej. Trenera to nie dziwi. - Po prostu mniej nas kosztowali. Polacy przychodzą z nastawieniem, że są wielkimi piłkarzami i chcą na takim poziomie zarabiać horrendalne kwoty - irytuje się. Kilku graczy z Afryki udało się Piotrówce wypromować. Adu Kwame trafił do Podbeskidzia i w ekstraklasie rozegrał 50 meczów, a Dzikamai Gwaze występował w Górniku Zabrze. Mecze starej, "afrykańskiej" drużyny, były świętem dla całego miasta. - Były ważniejsze niż msza w kościele, a to w tej wsi bardzo ważna sprawa. Wcześniej w Piotrówce to LZS był największą atrakcją. Jak robiliśmy awans do III ligi, to gracze z Afryki byli tam uwielbiani - opowiada były szkoleniowiec LZS-u.

ZOBACZ WIDEO Trzy gole Barcelony. Zobacz skrót meczu z A. Bilbao [ZDJĘCIA ELEVEN]

Strychacz nie tyko współpracuje z agentami sprowadzającymi zawodników z Afryki, ale także sam co jakiś czas wylatuje na tamten kontynent. Był między innymi w szkółce piłkarskiej w Ghanie. W tym sezonie przekonał Takesurea Chinyamę, byłego piłkarza Legii i króla strzelców ekstraklasy, by wybrał jego klub. - Chciały go jakieś kluby z wyższych lig, ale zarzucały mu, że nie biega. A ja mówię: on nie ma biegać, tylko wykańczać. Swoje lata ma, a ustawić się umie. To ma być snajper, czasem na meczach to i czterech go pilnuje - opowiada prezes LZS. Do Piotrówki wrócił też Gwaze, który w poprzednim roku zadebiutował w reprezentacji Zimbabwe.

Bójka w kręgielni 

Przyjezdnym w Piotrówce niczego nie brakowało. Mieszkali w wynajmowanych od prezesa mieszkaniach, pożyczali od niego samochody. Prezes pomagał załatwiać im wizy, płacił im. Gracze z Afryki często urządzali sobie wypady do pobliskich miast. - Chłopaki dostawali od prezesa busa, zbierali się w 7-8 i jeździli nad jezioro na grilla - opowiada. Wspólnie wybierali się nie tylko nad wodę, ale też do Opola i Strzelców Opolskich. - Niestety spotykali się również z przykrymi incydentami na tle rasistowskim - przypomina Hejduk. Trener ma na myśli sytuację z kwietnia 2015 roku. Wówczas w Strzelcach Opolskich ośmiu pseudokibiców Odry Opole pobiło siedmiu piłkarzy LZS-u w kręgielni. Galdino Mendes zeznawał, że grupa zawodników LZS-u została zwyzywana od "bambusów", na głowie kolegi rozbito butelkę, a Eric Tala został skopany do nieprzytomności. Decyzją sądu oprawcy zostali skazani na okres od 10 miesięcy do 1 roku pozbawienia wolności, w zawieszeniu oraz ukarani grzywną.

Więcej było jednak przyjemniejszych momentów. - Pamiętam jak mieliśmy zbiórkę przed meczem ustaloną na godzinę 9. Brakowało dziewięciu chłopaków z Afryki. Szukamy, dzwonimy, a oni gdzieś za klubowym budynkiem, nasmarowani olejkiem, wygrzewają się w słońcu. Zawsze mieli problem z punktualnością - śmieje się Hejduk. Odprawy w czwartoligowym klubie w pewnym momencie były prowadzone w trzech językach. - Felipe, Brazylijczyk, znał polski i tłumaczył na portugalski. Głównie porozumiewaliśmy się po angielsku - kontynuuje trener. - Najtrudniej współpracowało mi się z muzułmanami. Przestrzegali ramadanu i nic w ciągu dnia nie jedli. Na treningach nie mieli siły nawet stać na nogach - przypomina trener. - Byli to jednak pokorni chłopcy, ambitni, chcący się rozwijać i uczyć, nawet polskiego - dodaje. Nasz język w stopniu podstawowym opanował Tambe. - Witał się, zagadywał i chyba trochę rozumiał - prezes puszcza oko. Żałuje, jak zakończyła się jego współpraca ze zdobywcą Pucharu Nardów Afryki.

Tambe chciał kończyć

Kameruńczyk to dziś piłkarz Spartaka Trnava, czwartego klubu słowackiej ekstraklasy. - Podpisał z nami kontrakt na dwa lata. Po sezonie, w którym strzelił 13 goli, pojawiło się nagle trzech agentów, którzy mieli go rzekomo reprezentować. Tak mu namieszali w głowie, że chłopakowi się odechciało w piłkę grać. Mówił mi, że to rzuca i wraca do siostry do Kamerunu - opowiada. Prezes LZS-u umożliwił mu testy w kilku klubach z ekstraklasy, między innymi w Śląsku Wrocław, Piaście Gliwice, Górniku Zabrze i Podbeskidziu. - Leszek Ojrzyński powiedział wprost: Tambe się nie nadaje. W Śląsku nie chcieli zapłacić, ale nie dziwie się, bo ci agenci krzyknęli kwotę z kosmosu, 150 tysięcy euro - unosi brwi Strychacz. Tambe następne pół roku tylko trenował w Piotrówce. - To były już jakieś kombinacje, żeby mógł odejść. Ja nie mam czasu szarpać się z takimi rzeczami, prowadzę też inne interesy. Powiedziałem mu: na drodze ci stawać nie będę. Niedawno napisał do mnie smsa: "dziękuje za pomoc, że mogłem się rozwinąć". Nawet moja żona mówiła, że będą z niego ludzie - uśmiecha się prezes.

Wciąż aktywny na rynku transferowym. W tym miesiącu wyjeżdża do Holandii. Jak twierdzi, na testy z Dzikamai Gwaze. Chodzi ponoć o dwa kluby z Eredivisie.

Mateusz Skwierawski

Źródło artykułu: