Andrzej Rudy: Ostatnia ofiara PRL

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
W tym uchodziła nawet za faworytkę. Podczas zgrupowania dziewczyn w Trzemieśni, zorganizowano jednodniową sesję fotograficzną dla dziewczyn. Ania wystąpiła w stroju kąpielowym ufundowanym przez sponsora konkursu. Oczywiście, jako że konkurencja nie śpi, pod drzwi organizatorów szybko trafił liścik, w którym oburzona osoba poszukująca sprawiedliwości donosiła o tym "haniebnym czynie" kandydatki. Piękna Ania próbowała bronić się, twierdząc, że jest głucha na jedno ucho, dlatego o zakazie nie słyszała. Ale niewiele to dało. Nagle jurorzy odkochali się w dziewczynie. Nie tylko nie zakwalifikowała się do finału, ale unieważniono także tytuł Miss Foto, który już miała w kieszeni.

Było trochę krzyku i płaczu wśród niewiele rozumiejących ze wszystkiego widzów. Bo brak Anii w finale w tamtym czasie był tak szokujący, jakby Blikle nie zakwalifikował się do finału konkursu na najlepszego pączka w tłusty czwartek.

Ale ona miała już swoje plany. Spotykała się w tym czasie z Andrzejem.

- To był fajny chłopak, towarzyski. Ale gdy my zostawaliśmy na kawie po treningu, on się szybko ubierał i leciał do niej - mówi Ryszard Tarasiewicz, były pomocnik Śląska Wrocław i jeden z tych zawodników, który wprowadzał piłkarza w wielki świat. A ten naprawdę mógł być wielki.

- Z perspektywy czasu trzeba powiedzieć, że to jeden z bardziej zmarnowanych polskich talentów. Dla kadry oczywiście, bo w karierze klubowej poradził sobie świetnie - mówi Mieczysław Broniszewski, były selekcjoner młodzieżówki, która w 1984 roku sięgnęła po trzecie miejsce w Europie.

- Andrzej był jednym z liderów zespołu. Miał wizję gry, inteligencję, drybling, świetne podanie i bardzo dobry strzał z dystansu - opowiada Broniszewski. Brzmi to jak charakterystyka zawodnika kompletnego. A jednak, w klasyfikacji "Piłki Nożnej" na najlepszych piłkarzy w Polsce za rok 1988 roku, próżno szukać jego nazwiska. Wydawało się, że na lata zostanie liderem linii pomocy w kadrze narodowej, ale jak mówi Tarasiewicz: - W najlepszym okresie kariery jego myśli były gdzie indziej.

Rudy pochodzi ze Ścinawy i tam, w A-klasowej Odrze, rozpoczynał swoją przygodę, jeszcze wówczas, z piłką. Marzył wtedy o karierze w wielkim futbolu, dlatego gdy trafiła się okazja, poprosił o szansę w Śląsku Wrocław. Nie chciał czekać, aż wyłowią go szperacze profesjonalnych klubów. Postanowił wyprzedzić ich ruch. Uczył się wtedy w zawodówce we Wrocławiu i to kolega z klasy, który grał wówczas w trzecioligowych rezerwach Śląska, podpowiedział mu to rozwiązanie.

Zawodnik pojechał na pierwszy obóz i zrozumiał, że ma szansę grać w pierwszym zespole. Ale trener Aleksander Papiewski wpuszczał go powoli, krok po kroku. Nie chciał stracić kolejnego talentu. Mówiono wtedy, że wrocławskie powietrze sprzyja psuciu się organizmu. Specjaliści orzekli tak po sprawach Dariusza Marciniaka i Mirosława Pękali, którzy do klubu byli ściągani jako wielce utalentowani piłkarze, a z czasem stawali się co najwyżej zaawansowanymi alkoholikami (choć obaj przyjeżdżali do klubu już obarczeni sporym ryzykiem wpadnięcia w tę niewdzięczną chorobę)

Od czasu debiutu z Zagłębiem Sosnowiec, wszystko potoczyło się szybko. Rudy, który dzielił piłkarzy na "robotników" i "kierowników", szybko zapukał do drzwi pokoju, w którym "mieszkali" ci drudzy. Razem z Ryszardem Tarasiewiczem i Waldemarem Prusikiem "robił grę" wrocławskiej drużyny. W 1985 roku został wybrany przez "Piłkę Nożną" odkryciem roku, a niedługo później trafił do drużyny narodowej. Selekcjoner Wojciech Łazarek uwielbiał go i uważał za swojego ukochanego syna. Nie wiedział, że okaże się, iż to raczej casus Edypa, syna, który zabija swego ojca.

Ale ten nie miał wyboru. Już wcześniej jego koledzy słyszeli, że gdy tylko Rudy przeprowadził się z dziewczyną do Katowic, sielanka minęła. Proza życia okazała się lekturą zbyt przytłaczającą. Ania urodziła im syna i ruszyła w poszukiwaniu lepszego życia do Niemiec. To za nią ruszył Andrzej, szukając ostatniej szansy na ratowanie związku. Syna Sebastiana, zostawiał z dziadkami.

Na następnej stronie: Jak Rudy został obwoźnym dziwolągiem i dlaczego nie udały się jego powroty do kadry narodowej.
Czy Andrzej Rudy stracił szansę by stać się ikoną polskiego futbolu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×