Wojciech Golla: W czerwcu być może zmienię klub

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta


Kiedy ostatnio miał pan kontakt z kimś ze sztabu reprezentacji Polski?

- W styczniu, na urodziny.

Kto dzwonił?

- Trener Zając, byłem też w kontakcie z trenerem Nawałką.

Pytam, bo równo rok temu media przesądziły, że Golla zostanie powołany. Później pojawiła się lista powołanych, a tam pana nazwiska nie było. Było rozczarowanie?

- Skąd! Przede wszystkim dlatego, że nigdy nikt z kadry mi nie zasugerował, że na pewno dostanę powołanie. Owszem, rozmowy były, członkowie sztabu byli nawet na moim meczu w Holandii, ale konkretów nie było. Komunikat był prosty: mam sumiennie pracować, bo jestem na szerokiej liście obserwowanych i branych pod uwagę zawodników.

Teraz jest pan bliżej czy dalej powołania, niż rok temu?

- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. W poprzednim sezonie zdecydowanie lepiej szło nam w lidze, cała drużyna prezentowała się solidnie, a jeśli drużyna gra lepiej, to ty też grasz lepiej. Teraz wyglądamy słabiej, odeszło od nas kilku podstawowych piłkarzy, to przełożyło się na wyniki.

Co powiedział panu Adam Nawałka, gdy rozmawialiście w styczniu?

- To samo, co zawsze: mam robić swoje, pracować i być przekonanym, że wysiłki nie idą w próżnię, bo sztab mnie obserwuje. Analizują każdy mecz, są na bieżąco.

To w sumie ciekawe, bo patrząc na piłkarzy powoływanych na zgrupowania, konkurencję - mówiąc bardzo delikatnie - miałby pan bardzo mocną. Dałby pan radę?

- Kamil Glik jest nie do ruszenia, Michała Pazdana pamiętam z ligi, to świetny piłkarz, z nim też byłoby trudno, szczególnie że ta dwójka kapitalnie się rozumie. Jestem jednak gotowy na rywalizację.

Dlaczego nie został pan gwiazdą Lecha Poznań?

- W Lechu byłem od wieku juniora, systematycznie szedłem do góry. Przeskakiwałem z drużyny do drużyny, przez Młodą Ekstraklasę aż w końcu znalazłem się jako młody chłopak w pierwszym zespole. Byłem w nim przez półtora roku, jeszcze jako pomocnik. W meczowej 18 znajdowałem się bardzo często i miałem nadzieję, że w końcu dostanę możliwość debiutu. Trenerem był wówczas Jose Bakero. Pewnego razu pojechaliśmy na mecz do Gdyni z Arką. Prowadziliśmy 3:0, kontrolowaliśmy wydarzenia, więc myślałem, że w końcu zaliczę debiut...

A tu przykra niespodzianka.

- No, nie zaliczyłem, co poradzisz. Niedługo później Lech zaproponował mi przedłużenie umowy, ale przez to, jak podchodzono do mnie i z uwagi na to, ile szans na grę dostałem, nie chciałem tego robić. Nie chciałem doprowadzić do sytuacji, w której po podpisaniu kolejnej umowy klub mnie wypożyczy do niższej ligi.

Współpraca i obcowanie z Bakero w szatni to musiało być dość specyficzne przeżycie.

- Śmiesznie bywało, bo nigdzie nie ruszał się bez tłumacza, a wiadomo, że w szatni są emocje, krzyki. Bakero czasem krzyczał w przerwie po hiszpańsku i - jak to południowiec - gestykulował. Chwilę później, spokojnym głosem i bez emocji na polski przekładał wszystko tłumacz. Starałem się z niczego nie śmiać, bo byłem wtedy dzieciakiem i starsi by mnie momentalnie stłamsili, ale sytuacja była rzeczywiście dość, hmm, specyficzna.

Miał pan pretensje do ludzi pracujących wówczas w Lechu, że nie dostał choć jednej szansy?

- Gdy dostajesz szansę masz przynajmniej pewność, że albo ją wykorzystałeś, albo nie. Masz możliwość sprawdzenia się, pokazania. Ja takiej opcji nigdy nie miałem i o to miałem jakiś żal, ale byłem wtedy młody i bardziej to przeżywałem. Było - minęło! Tak chyba mogę to nazwać. Tym bardziej, że pochodzę z Wielkopolski, mieszkałem tam, byłem i wciąż w jakimś stopniu jestem związany z tym regionem. Chodziło więc o coś więcej, niż tylko granie w piłkę. Chodziło o spełnianie ambicji, możliwość zagrania w barwach klubu, któremu od zawsze się kibicowało.

Właśnie dlatego wybór kolejnego klubu można było określić jako dość zaskakujący.

- Poszedłem do Pogoni Szczecin, która była w pierwszej lidze. Wtedy po rozegraniu połowy sezonu Pogoń była na pierwszym miejscu w tabeli, szli na awans, więc pod względem sportowym wybór był prosty. A pod innymi względami? Rzeczywiście, na początku spotkałem się z różnymi sytuacjami i tekstami. Kilka razy musiałem wysłuchiwać od kibiców, że "Pyra przyjechała". Później zostałem zaakceptowany. Gdy grasz i kibice widzą, że nie dajesz ciała, to prędzej czy później cię akceptują.

Szczecin to ważny przystanek w pana karierze, został pan przesunięty na pozycję, która zapewniła panu transfer i grę w Holandii.

- Do Pogoni przeszedłem jako pomocnik, awans zrobiliśmy ze mną jako pomocnikiem. Pierwszy sezon w ekstraklasie też grałem w pomocy, ale później przyszedł trener Wdowczyk. W pierwszych gierkach zaczął mnie ustawiać na stoperze, zacząłem myśleć: "co się dzieje? Pewnie mnie odpala". Wziął mnie jednak na bok, powiedział, że widzi we mnie potencjał, wytłumaczył, jak mam się zachowywać, bo przecież sam był środkowym obrońcą. Na początku najtrudniej było mi zrozumieć, że na tej pozycji nie zawsze trzeba próbować gry piłką. Czasem trzeba po prostu kopnąć w trybuny i mieć spokój. Poza tym ustawienie, inna perspektywa boiska, to było coś zupełnie nowego. Wyszło mi to jednak na dobre.

Dobrodziej Wdowczyk, kto by pomyślał...

- Trener Wdowczyk jest taką osobą, która jeśli ma ci coś do powiedzenia, to od razu walnie ci to prosto między oczy. Nienawidzę osób, które słodzą ci i chwalą, gdy słuchasz, a gdy się odwracasz obrabiają ci tyłek. Zresztą, w Szczecinie było wiele osób, które pomogły mi się rozwinąć. Hernani, Maciej Dąbrowski, Maciej Stolarczyk.

Z Arkiem Milikiem dalej utrzymuje pan kontakt?

- Z Arkiem Milikiem znamy się jeszcze z kadry młodzieżowej, wiec to naturalne, że gdy jeszcze występował w Ajaksie, utrzymywaliśmy dość zażyły kontakt. Czasem się odwiedzaliśmy, gdy wpadałem z narzeczoną do Amsterdamu, to łapaliśmy się na obiad albo kawę. Do dzisiaj mamy dobry kontakt, czasem do siebie dzwonimy albo piszemy. Gdy jeszcze był w Ajaksie, sporo się o nim mówiło i pisało w tutejszych mediach. Grał w klubie, który zapewniał mu wiele możliwości do zdobywania goli, ale najważniejsze jest to, że on te sytuacje umiał wykorzystywać. Sam się o tym boleśnie przekonałem, bo nam też trochę nastrzelał. Szanowano go tutaj i w zasadzie wszyscy zdawali sobie sprawę, że niedługo Ajax sprzeda go za naprawdę duże pieniądze do mocnego klubu. Teraz nadszedł odpowiedni czas, żebym również poszukał nowych wyzwań.

W Nijmegen rozmawiał Paweł Kapusta

Czy Wojciech Golla powinien zostać powołany do reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×